Raport PZPN: Bezpieczeństwo i organizacja meczów (2)
źródło: własne | MK; autor: michał
Stadiony mamy coraz lepsze i wygodniejsze, a mecze wciąż tanie. Jaki jest poziom profesjonalizmu organizatorów i bezpieczeństwa na trybunach? Zasadniczo dobry, choć są od tej reguły wyjątki.
Reklama
Zapraszamy na drugą część podsumowania Raportu PZPN nt. bezpieczeństwa i organizacji meczów na trzech najwyższych szczeblach rozgrywkowych. Wczoraj przybliżyliśmy oceny stadionów, w tym świetne wyniki Arki Gdynia. Dziś więcej o organizacji i wynikającym z niej bezpieczeństwie, czyli… również o świetnych wynikach Arki. Przypominamy, że oceny wystawiane były w szkolnej skali 1-6.
Jeden z najlepiej ocenianych stadionów pod każdym względem. Zdziwieni? Fot: GOSiR
Od podejścia pod kołowroty
Ocena klubów zaczyna się już od chwili, gdy kibic zbliża swój bilet do czytnika przed wejściem na stadion. I słusznie, w końcu to właśnie bramy stadionów były kluczowym elementem w niemal wszystkich tragediach, jakich światowy futbol doświadczył przez lata. Pod względem wpuszczania kibiców polski futbol można podzielić na dwa różne światy.
W Ekstraklasie połowa klubów została przez PZPN oceniona na piątkę, a najsłabsza nota to mocna czwórka Pogoni Szczecin. Za to w I i II Lidze ocen 5 jest dosłownie pięć (na 54 kluby!). Na jednym biegunie mamy więc Śląska Wrocław czy Wisłę Kraków (odpowiednio 5,26 i 5,17). W Wiśle jeden kołowrót przypada na niewiele ponad 300 osób i wchodzi się szybko. Na drugim biegunie kluby pokroju Stali Stalowa Wola (3,82), gdzie kołowrotów nie ma, a na nowoczesną trybunę o pojemności ponad 1400 prowadzi jedna furtka.
Nieźle, nawet zadziwiająco nieźle, wypadła w raporcie za sezon 2013/14 praca stewardów. Najniższa ocena za aktywność i gotowość do pomocy kibicom przypadła w udziale Kolejarzowi Stróże (3,65), a najwyższa Arce Gdynia (5,12). Nie inaczej wypadła ogólna ocena pracy stewardów – najlepsza w kraju jest Arka (4,94), a najgorszy Kolejarz (3,71).
Upraszczając: nie ma rażących przypadków zaniedbania tej ważnej dla bezpieczeństwa funkcji, przynajmniej na papierze. Powinno to więc oznaczać, że na przeciętnym stadionie ligowym możemy liczyć na pomoc stewarda prawie zawsze. Nasze doświadczenie z meczów od Ekstraklasy do I Ligi w minionym sezonie jest jednak zgoła odmienne. O ile w najwyższych ligach stewardzi są bardzo widoczni, liczni i pomocni, o tyle w II Lidze znalezienie kogokolwiek bywało problematyczne. Mamy wrażenie, że ocena była czasem wystawiana „na zachętę”, jak i nam się zdarzało w podstawówce. Ponieważ jednak stewarding jest funkcją nową i wciąż się rozwija, taka motywacja może być uzasadniona.
Bardzo dobre noty PZPN wystawił za pracę ratowników medycznych. Choć wszyscy życzymy sobie, by nie mieli pracy w ogóle, ich obecność w krytycznych momentach bywa kluczowa. Jeśli wierzyć PZPN, w Ekstraklasie sprawdzają się bardzo dobrze – najniższa nota to 4,50 Widzewa. W skali kraju są jednak tylko trzy kluby, które otrzymały od PZPN solidne 5,00 – Piast, Śląsk i ponownie Arka Gdynia. Najniżej ocenieni organizatorzy to Radomiak Radom (3,76) oraz Kolejarz Stróże, Puszcza Niepołomice i Raków Częstochowa (po 3,88).
Kto, jak i gdzie dba o bezpieczeństwo?
Zgodnie z wytycznymi każdy stadion powinien być wyposażony w stanowisko dowodzenia, z którego jest ogląd stadionu, podgląd kamer monitoringu i łączność ze wszystkimi służbami. To pomieszczenie mające stanowić „mózg” stadionu w kwestii bezpieczeństwa nie wszędzie zostało dobrze ocenione. W skali kraju znów wygrywa Arka Gdynia (5,65 – prawie wzorowo), a tuż za nią jest Lechia Gdańsk (5,50). Ale mimo spełnienia wymogów przez większość stadionów, są wciąż „białe plamy” na ligowych mapach. Pierwszoligowa Chojniczanka dosłownie oblała test (2,00), a Radomiak (3,00) i Okocimski (3,06) mają nad czym pracować.
Jedną rzeczą jest jednak przygotowanie stanowiska, a drugą współpraca i koordynacja działań organizatora, ochrony i policji. Pod tym względem znów najlepiej wypada Arka Gdynia (5,24, ex aequo z Flotą Świnoujście) oraz Zagłębie Lubin. Flota ma też najwyżej ocenianego kierownika ds. bezpieczeństwa (5,59), wyprzedzając Podbeskidzie i KS Polkowice (5,44). W Ekstraklasie na czarną owcę wyrasta Pogoń, gdzie ani współpraca, ani kierownik nie mieli najlepszych not, odpowiednio 4,05 i 4,32. W skali kraju najsłabiej wypadł jednak Kolejarz Stróże, gdzie współpraca (4,00), kierownik (3,76) i spiker zawodów (3,82) zostawiają wiele do życzenia.
Ekstraklasa incydentów
To klasyczny przypadek szklanki zapełnionej do połowy i spojrzenia na nią. Ogólna liczba incydentów w żadnej polskiej lidze nie szokuje, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że oceniamy 1196 meczów w skali sezonu. Do tego lwią część wszystkich incydentów stanowią wulgaryzmy (419), opóźnienie przyjazdu kibiców gości (150) czy odpalenie rac (133). Cieszyć może też fakt, że na polskich stadionach ilość treści dyskryminujących jest ułamkiem tej sprzed lat – w sumie tylko 13 w 1196 meczach. W skali kraju tylko 35 razy doszło do wandalizmu, aktów przemocy czy wtargnięcia na boisko.
Tyle o ujęciu szklanki do połowy pełnej, ponieważ przynajmniej niektóre z powyższych danych muszą martwić. Skoro wulgaryzmy notuje się na jednej trzeciej wszystkich meczów, to wyraźnie jest nad czym pracować. I choć nie należymy do osób mylących (niesłusznie!) stadion z teatrem, trzeba też mieć świadomość, że najczęściej notowane przez delegatów nie są pojedyncze okrzyki kilku osób, lecz takie śpiewane przez kilkadziesiąt, kilkaset czy nawet kilka tysięcy przybyłych. Część z nich śmieszy, część wynika z przypływu emocji w tłumie, ale inne to zwykłe obrzucanie się niepotrzebnym błotem zamiast dopingu.
Rac tradycyjnie nie zamierzamy krytykować, przynajmniej z definicji. Są zakazane, są ujęte w statystykach, ale są też względnie nieszkodliwe. Choć od definicji są też wyjątki, kiedy race stają się pociskami i mogą komuś zagrażać. Jak podkreśla PZPN to właśnie odpalanie dużych ilości pirotechniki było najczęstszym powodem wstrzymywania meczów w każdej z lig (w sumie 30 razy w 1196 meczach).
Warto zwrócić uwagę, że absolutnie najwięcej incydentów przypada na spotkania Ekstraklasy. Najwyższa polska liga ma odnotowanych 66% wszystkich przerwań meczu, prawie połowę wyzwisk i opraw z udziałem pirotechniki. Co zresztą nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę przepaść pod względem popularności tej ligi a pozostałych ujętych w zestawieniu.
„Goście” słusznie w cudzysłowie
Osobną kwestią podlegającą ocenie PZPN są kibice przyjezdni. Całkiem zasłużenie, skoro to oni przejeżdżają średnio prawie 700km co dwa tygodnie za ukochanym klubem. Po zmianie warty przez ekipę Bońka PZPN przyjął uchwałę, że wejście przyjezdnych na stadion nie powinno trwać dłużej niż godzinę. Przede wszystkim z uwagi na liczne skargi związane z opieszałością. W końcu nie po to jedzie się pół Polski na stadion, by wejść w trakcie drugiej połowy.
Uchwała przewiduje, że grupa przyjezdnych powinna dostać się na stadion w ciągu godziny, niezależnie od jej liczebności. W sumie w skali kraju tylko pięciu klubom nie udało się dotrzymać tak ustawionego czasu wpuszczania gości. W tej grupie są jednak Legia (82 minuty) i Lech (63), gdzie przyjeżdża zdecydowanie najwięcej kibiców innych klubów. O ile więc ich wyniki można przyjąć z poprawką na liczne grupy, o tyle dla Zawiszy średnia 75 minut to już ujma.
W niższych ligach problemów z dotrzymaniem czasu nie ma wcale, przynajmniej statystycznie. Wynika to jednak przede wszystkim z mało licznych grup lub ich całkowitego braku przy niskim zainteresowaniu. Wciąż są tam jednak kluby, które do przyjęcia przyjezdnych po prostu nie są przygotowane. W drugoligowym Wejherowie organizatorzy są w stanie wpuścić zaledwie dwie osoby w ciągu minuty, podczas gdy w najlepszym Gdańsku pełną kontrolę przechodzi wtedy 14 gości. By nie szukać jednak tak daleko – Polonia Bytom czy Olimpia Zambrów też imponują, wpuszczając w minutę 11 osób.
PZPN przygotował osobny ranking „gościnności” klubów, czyli oceny pod względem liczby przyjętych kibiców innych drużyn. Przodują w nim Lech i Legia (13,4 tys. i 12,5 tys. w sezonie), ponieważ ranking przedstawia przede wszystkim atrakcyjność klubów-gospodarzy, do których chce przyjechać najwięcej fanów z innych miast. W I Lidze takim liderem jest GKS Katowice (2274 gości), a w II Lidze Stal Rzeszów (1596) i Polonia Bytom (1396).
Najliczniej odwiedzany sektor gości jest w Poznaniu. Fot: Sebastian Spychała
Jednak mimo nazywania przyjezdnych gośćmi i pisaniu o gościnności, trudno oprzeć się wrażeniu, że to najmniej pożądani widzowie. We wszystkich ligach ponad połowa spotkań odbywała się bez ich udziału. W tych niższych często przyczyną było słabe zainteresowanie, ale w Ekstraklasie prawie połowę meczów bez kibiców stanowiły odgórne zakazy Ekstraklasy SA, władz samorządowych i wojewodów. Na co trzeci mecz nie dało się wejść z powodu przebudowy stadionu.
Z kolei działania policji były najczęstszą przyczyną opóźnienia, z jakim goście pojawiali się pod stadionem. Dane PZPN pochodzą od klubów, ale potwierdzają relacje znane nam od kibiców, którzy przypominali nieuzasadnione postoje, wybieranie nieracjonalnie długich tras i spowalnianie transportu, wskutek czego przyjezdni nie byli w stanie obejrzeć całego meczu.
Za to cały raport PZPN za sezon 2013/14 można znaleźć na stronach Związku.
Reklama