Podsumowujemy 2012: Subiektywnie
źródło: własne; autor: michał
Sukces organizacyjny Euro 2012 mimo powątpiewania, ale też czkawka, jaką odbijają się nienajlepiej zarządzane stadiony tej imprezy. Wzrost widowni i poprawa bezpieczeństwa (?) na stadionach, ale kosztem mniejszej swobody i pogorszenia atmosfery…
Reklama
Są rzeczy, które z 2012 roku zapamiętamy na bardzo długo, ale niestety nie brakuje też takich, o których wolelibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Kolejny już od 2009 rok przemian polskich obiektów piłkarskich i na samych obiektach nie przyniósł rozstrzygnięcia, w jakim kierunku pójdzie polski futbol po Euro 2012. Ale zacznijmy właśnie od Euro.
Miało być pośmiewisko, było tylko wesoło
Pamiętacie, jakie rzeczy pojawiały się w mediach jeszcze rok temu? Że będzie katastrofa, że to nie ma szans się udać, że stadiony staną przez podwykonawców, że autostrady złe i za małe, że kolej niedrożna, że to i tamto. W tym roku było tego mniej, choć oczywiście wszyscy pamiętamy, że jeszcze na dwa tygodnie przed turniejem BBC straszyło powrotem w trumnach. Okazało się, że i z Polski, i z Ukrainy, wielu kibiców wracało ze łzami w oczach, ściskając się z miejscowymi na pożegnanie.
Zgodnie z oczekiwaniami kibice z całej Europy przybyli na Euro 2012 nie po to, by sprawdzać stan prac na autostradach, lecz by obejrzeć mecze, pośpiewać i napić się więcej niż przystoi na co dzień. Dla wielu polskich mediów dobra, trochę jarmarczna, ale wesoła atmosfera była czymś wspaniałym, prawdziwym odkryciem. Wszak według niektórych piłka nożna nie może wzbudzać pozytywnych emocji, tylko agresję i światopoglądowy radykalizm. A na mecze chodzą, o dziwo, nie tylko przedstawiciele marginesów różnego rodzaju, ale i normalni ludzie. Wielu wieszczyło nawet, że przez ten turniej staliśmy się lepszym narodem.
My tego typu olśnień nie mieliśmy i chyba słusznie, bo minęło pół roku, a naród jaki był, taki jest. Ale Euro 2012 musimy ocenić pozytywnie nie tylko dlatego, że tzw. „mainstream” zainteresował się, co to właściwie są te stadiony i czy na nich się robi coś poza zabijaniem. Po prostu daliśmy radę jako organizatorzy, a ludzie wyjechali zadowoleni. Były incydenty, były niedociągnięcia, ale nie było źle.
Stadiony do połowy puste czy pełne?
Lechia straciła kontrolę nad PGE Areną, Lech nie reguluje opłat w Poznaniu, a Śląsk mimo historycznego mistrzostwa nie jest w stanie zapełnić stadionu ponad połowę (to też problem Wisły i Legii). Śląsk idzie zresztą łeb w łeb z Lechią, tyle że widownia rzędu 15 tys. widzów przy pojemności 40+ nikomu chwały nie przynosi. Za to straty przynosi jak najbardziej.
W tych ostatnich wyspecjalizował się Wrocław, gdzie miejski operator (Wrocław 2012) rysujący piękne wizje po wykolegowaniu amerykańskiego partnera nie był w stanie zorganizować ani jednej dochodowej imprezy. Fakt, Wrocław dał swoim mieszkańcom najbogatszą ofertę pozasportową na stadionie spośród dużych miast, ale za jaką cenę? Na pewno siedmiocyfrową, co najmniej. Nie wspominając o wizerunkowej katastrofie (straty, konflikty polityczne i biznesowe, niekończąca się budowa), którą dopiero pod koniec roku operator zaczął równoważyć pozytywnymi akcjami. Na razie za mało i za późno, ale wypada liczyć i życzyć, by gorzej już nie było.
Mecz Śląska z Zagłębiem Lubin był jednym z niewielu, na których operator nie stracił, ale granicę 20 tys. widzów udało się przekroczyć minimalnie. Fot: Stadiony.net
W wizerunkowych porażkach trudno jednak przegonić największą polską premierę tego roku – Stadion Narodowy. Zaczęło się od niepowodzeń z organizacją Superpucharu Polski, a potem Pucharu Polski, bo – jak zgrabnie błysnęli minister Mucha i policja przyznająca się do nieumiejętności zabezpieczenia meczów – ten stadion jest dla lepszej publiczności niż ta ligowa. Ot, płacili za niego wszyscy, ale wejść mogą tylko niektórzy.
Później afery z podwykonawcami, upadki wykonawców, wariacje na temat murawy (miała być panelowa, potem sztuczna, a w końcu wyszła tymczasowa) i wreszcie ten pamiętny mecz i dach, i deszcz, i basen. Polska-Anglia, czyli drugi po Euro 2012 moment, kiedy o naszym kraju pisały media od USA po Indonezję. Niestety nie pisały tak, jakbyśmy chcieli.
Za to Narodowy miał zamknąć pierwszy rok działania na plusie (pół miliona), bo według „Gazety Wyborczej” zarobił prawie 20 mln zł. Tyle że „Wyborcza” nie dodała wielu opłat i okazało się, że zamiast 500 tys. zysku jest 21 mln strat. Kosmetyczna różnica. Narodowy przez cały 2012 rok nie doczekał się operatora (!), końca budowy (!) ani umowy z PZPN, żeby faktycznie był narodowy. Ta ostatnia wydaje się dziś kwestią czasu, bo Zbigniew Boniek wykazuje nieporównanie więcej rozsądku od prezesa Laty, przynajmniej na poziomie deklaracji. Czekamy na konkrety w 2013.
Niby wszyscy wiedzieliśmy, że rozruch nowych stadionów będzie dużym wyzwaniem, ale chyba niewielu spodziewało się, z jak wieloma rzeczami, nawet prostymi, operatorzy nie mogli sobie na początku poradzić.
Stadiony w prawo, prawo jakby lewe
Problemy były w 2012 roku nie tylko ze stadionami, ale i na stadionach. Zmieniane od 2009 roku przepisy nadają coraz więcej faktycznych uprawnień policji, a coraz mniej praw przyznają bywalcom stadionów. O chuliganów się w tej chwili nie martwimy, bo oni są problemem, z którym trzeba walczyć. Ale chyba mało kto w policji i władzach (głównie centralnych i wojewódzkich) o tym pamięta, bo stosowane środki uderzają najbardziej w atmosferę na meczach i tych widzów, którzy wyzwaniem dla bezpieczeństwa nie są.
Poza radykalnymi zmianami, jak rozszerzający się na coraz to nowe stadiony zakaz prezentowania opraw meczowych (głównie jako sektorówek, ale zakazywane są też mniejsze flagi i inne elementy), było też sporo kuriozalnych sytuacji, których do dziś nie rozumiemy. W 2012 roku mieliśmy takie oto rodzynki:
- zakaz wpuszczania kibiców z obawy o ich zdrowie psychiczne;
- zakaz organizacji meczu w Bydgoszczy z uwagi na zbyt niski płot, który nie jest niższy niż na innych stadionach, oraz na remont, który zakończył się w chwili wydawania negatywnej opinii;
- zakaz wnoszenia bananów w ramach walki z dyskryminacją;
- zamknięcie trybuny w meczu, podczas którego zamknięty był cały stadion;
- wreszcie, sprawa, o której dopiero będziemy pisać – flaga kibiców Lecha Poznań, która według sądu zakłócała sygnał radiowy policji i zachodząc 10cm na krawędź okna uniemożliwiała kontrolę bezpieczeństwa na stadionie Lecha;
Kompletny brak dialogu prowadzi do radykalizacji środowiska kibiców, w którym na powrót coraz większe wpływy uzyskują frakcje upolityczniające trybuny. Stadiony są dziś bardziej prawicowe i bardziej antyrządowe, niż były przed 2009 rokiem, gdy wydawało się, że poprawa sytuacji jest bardzo widoczna. Teraz poprawa też jest, ale idą za nią monstrualne wydatki na policję i sztucznie pompowane statystyki, w których chuliganami są nie tylko prawdziwi bandyci (tych z Bydgoszczy w 2011 roku nie wyłapano do dziś), ale np. ludzie zajmujący nieswoje krzesełko czy stojący na schodach zamiast w rzędach. Czy pamiętni "bohaterowie Basenu Narodowego". Niestety protesty w Warszawie, Poznaniu, Krakowie czy Łodzi wskazują, że 2013 rok nie zacznie się najlepiej. Oby w ostatecznym rozrachunku był korzystniejszy...
Reklama