Gdynia: Dwie kary, dwa absurdy
źródło: Sport.pl; autor: michał
Wojewoda pomorski zamknął jedną trybunę na stadionie Arki Gdynia. Niby nic, tyle że zamknął ją na mecz, podczas którego publiczność i tak nie wejdzie na trybuny. A nie wejdzie, ponieważ wytyczne PZPN są płynne i pozwalają za te same naruszenia regulaminu nakładać skrajnie różne kary…
Reklama
Podczas meczu między Arką Gdynia a GKS Katowice w miniony weekend na Stadionie GOSiR doszło do incydentu i złamania prawa. Tak brzmi to w świetle przepisów, bo w gruncie rzeczy mowa nie o incydencie, a o oprawie z użyciem znaczniej ilości pirotechniki. Ultrasi Arki na trybunie zapalili race i świece dymne, a za stadionem fajerwerki widoczne z trybun. Wyglądało to tak:
Jednak, wracając do przepisów, oznacza to i złamanie przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, i przekroczenie regulaminu stadionowego, i przepisów PZPN. A dodatkowo, w efekcie dużego zadymienia, trzeba było wstrzymać na chwilę grę.
Wojewoda zamyka, choć już zamknięte
Na kary nie trzeba było długo czekać. Policja złożyła wniosek do wojewody o zamknięcie trybuny, z której odpalano race, do końca rundy. W praktyce oznacza to, że zakaz obejmie tylko jeden mecz, przeciwko Dolcanowi Ząbki.
Kara nie należy do najsurowszych, ale i tak jest kompletnie bezsensowna, ponieważ zanim wojewoda wydał swą decyzję, PZPN zdążył zamknąć cały stadion na dwa mecze. Co ciekawe, akceptując wniosek policji wojewoda Ryszard Stachurski wiedział już doskonale, że zamyka zamkniętą trybunę. Ale nie zmienił swej decyzji. – Takie są zasady postępowania administracyjnego. Jeśli policja składa taki wniosek, to wojewoda musi go rozpatrzyć i się do niego odnieść, w przeciwnym razie ktoś mógłby go posądzić o niedopełnienie obowiązków służbowych – tłumaczy dla Sport.pl Roman Nowak, rzecznik prasowy wojewody.
Postępowanie wojewody Stachurskiego wydaje się nielogiczne, ponieważ wbrew twierdzeniom rzecznika zasady postępowania administracyjnego wcale nie nakazują mu bezrefleksyjnej akceptacji dla wniosku policji. Mało tego, naturalnym wydaje się, że wojewoda nie powinien akceptować wniosku, kiedy doskonale zdaje sobie sprawę, że trybuna, którą zamyka, i tak będzie zamknięta. Ale jest też druga strona medalu. Zgoda wojewody na tak skonstruowany wniosek policji jest korzystna dla kibiców. Wojewoda znając decyzję PZPN mógł równie dobrze zamknąć trybunę w innym meczu, nieobjętym zakazem PZPN, zwiększając dotkliwość kary…
Jeden występek, dwie kary
Wątpliwości, słusznie podnoszone przez Sport.pl, budzi też sama kara nałożona przez PZPN. Jedynym przekroczeniem przepisów ze strony kibiców Arki było odpalenie materiałów pirotechnicznych. Za to spotkała ich kara zamknięcia całego stadionu na dwa mecze. Tak dotkliwej nie doznał prawie żaden klub, choć odpalanie rac wciąż jest stosunkowo powszechne.
Sport.pl przypomina, że w niedawnym meczu Pogoni Szczecin z Legią Warszawa odpalono kilkakrotnie więcej materiałów pirotechnicznych, a mimo to jedyną karą była grzywna. To kompletna dysproporcja. Trzeba pamiętać, że w Ekstraklasie kary nakłada Komisja Ligi, a w I Lidze Komisja Dyscyplinarna PZPN, ale niezależnie od podmiotu oba obowiązują te same wytyczne. Dlaczego więc interpretacje są tak skrajnie różne? Problem nie jest nowy, bowiem zgłaszał go już kilkanaście miesięcy temu Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców. Jego przedstawiciele skarżyli się, że nie ma jednego, przejrzystego systemu kar, a rozbieżności między konsekwencjami tych samych incydentów na różnych meczach bywają bardzo duże. I właśnie doczekaliśmy kolejnego przykładu…
Reklama