Poznań: Wojewoda zamknął stadion, Lech gratuluje „skuteczności”

źródło: Sport.pl / LechPoznan.pl; autor: michał

Poznań: Wojewoda zamknął stadion, Lech gratuluje „skuteczności” Piotr Florek zamknął wszystkie trybuny Inea Stadionu na mecz pierwszej kolejki Ekstraklasy z Piastem Gliwice. Stwierdził przy tym, że to kara za odpalenie rac, podczas gdy zamykanie stadionów nie może pełnić takiej roli. Lech w komunikacie znów atakuje wojewodę.

Reklama

20 lipca poznański stadion przy Bułgarskiej będzie zamknięty dla publiczności – ogłosił dziś wojewoda wielkopolski Piotr Florek. To efekt odpalenia 48 rac w meczu z Ruchem z zeszłego sezonu. – Lech nie podjął żadnych działań w sprawie poprawy bezpieczeństwa na stadionie. To igranie z życiem i zdrowiem kibiców – mówił wojewoda dziś po wydaniu decyzji. – Nawet jeśli 99 razy się udało i nikomu się nic nie stało podczas użycia rac, to nie znaczy, że uda się za setnym razem. Kiedyś dojdzie do zetknięcia rac z materiałami palnymi i pożaru oraz możliwej paniki.

Wojewoda przyznał przy okazji, że bardzo ostre wypowiedzi prezesa Lecha skłoniły go do takiej surowości. – Zostały przekroczone pewne granice – skomentował. – Szantaż zarzuca mi klub, który nie zrobił nic, aby wyeliminować zagrożenie, a miał na to dostatecznie dużo czasu. Klub, dla którego liczą się tylko pieniądze i biznes, a nie życie i bezpieczeństwo ludzi. Lech miał szansę na to, by nie doszło do zamknięcia całego stadionu i nie kiwnął palcem. Do tej pory Lech unikał konsekwencji, bo po zamknięciu jednej trybuny przenosił po prostu kibiców na inne. Tym razem konsekwencje będą.

Powyższa wypowiedź stoi jednak w sprzeczności z prawem czy deklaracjami Komendy Wielkopolskiej Policji. Te wskazują jasno, że zamykanie stadionów nie może służyć jako sankcja. Ma to być sposób na zapobieganie zagrożeniom, jeśli jest uzasadnione podejrzenie ich zaistnienia podczas imprezy.

Zdaniem wojewody odpalenie rac w meczu A to ryzyko odpalenia ich także w meczu B. Dlaczego? Ponieważ klub zdaniem Piotra Florka nie robi nic, by zagrożenie zminimalizować. Tymczasem Lech odbija piłeczkę i twierdzi, że robi wszystko jak trzeba. „Klub stosuje wszystkie wyśrubowane przepisy bezpieczeństwa, które obowiązywały choćby podczas UEFA EURO 2012. Co więcej, cały czas pracujemy nad ich dalszą poprawą, jednak dzisiejszego prawa nie da się stosować bez wprowadzenia kontroli osobistej u wszystkich kibiców. Nie chcemy doprowadzić do kuriozum czyli do stworzenia "stadionu otoczonego zasiekami"” – czytamy w komunikacie Lecha.

Co jeszcze ma zrobić Lech? – Pokazać, że ma służby porządkowe. Na razie one w ogóle nie interweniują i nie wchodzą na sektory, na których łamane jest prawo. Jeżeli jest problem z użyciem tych służb, Lech może skorzystać z pomocy policji, ale tego nie robi. Ponadto Lech zgodami na użycie flag sektorowych uniemożliwia identyfikację sprawców. Oczekuję jakiejkolwiek walki z osobami łamiącymi prawo, tak jak to ma miejsce w wypadku Wisły Kraków czy Legii Warszawa - wyliczał wojewoda.

Tu warto zwrócić uwagę, że zarówno nakaz wejścia oddziałów ochrony i policji na trybunę w trakcie odpalania materiałów pirotechnicznych mógłby prowadzić do jeszcze większego zagrożenia niż odpalanie rac. Jak często podkreślają eksperci analizujący bezpieczeństwo na stadionach, właśnie w takich sytuacjach robi się niebezpiecznie i powinno się wyłapywać winnych dopiero po widowisku. Dokładnie tak było podczas wspomnianego przez Euro 2012, gdy nie było mowy o wezwaniu policji, gdy na trybunach była odpalana pirotechnika.

Zdaniem wojewody Lech nie walczy skutecznie o zapewnienie bezpieczeństwa. Zdaniem Lecha wojewoda jest aż nadto skuteczny. W ironicznym komentarzu do decyzji wojewody czytamy: „Póki co gratulujemy wojewodzie skuteczności, bo pośród ukaranych znajduje się przecież te kilkadziesiąt osób, które odpaliły race podczas meczu Lech - Ruch i podobnie jak około 20 tysięcy niewinnych kibiców nie pojawią się na trybunach INEA Stadionu podczas pierwszego meczu Lecha w T-Mobile Ekstraklasie. Niestety nie wiemy, czy sprawcy złamania prawa planowali w ogóle pojawienie się tego dnia na Bułgarskiej. W końcu mogą być na wakacjach.”

Reklama