Bezpieczeństwo: Stanie na schodach kością niezgody

źródło: własne; autor: michał

Bezpieczeństwo: Stanie na schodach kością niezgody Przed weekendem wojewoda wielkopolski żądał zejścia kibiców Lecha z przejść między sektorami. Z kolei po weekendzie kibice w Szczecinie są uznawani za przestępców, ponieważ też stali na schodach zamiast w swoich rzędach. Dlaczego z dnia na dzień ten pozornie niewinny czyn zaczęto kwalifikować jak przestępstwo zagrażające życiu?

Reklama

Pod koniec sierpnia wojewoda wielkopolski Piotr Florek zażądał, by kibice Lecha na tzw. II Trybunie INEA Stadionu udrożnili klatki schodowe. Zobowiązał też klub do interweniowania, jeśli tak się nie stanie. Jednocześnie trzeba pamiętać, że słowa spikera lub stewardów upominające kibiców mają swoją prawną moc – nieposłuszeństwo może zostać uznane za przestępstwo. Przed niedzielnym meczem z Zawiszą Bydgoszcz atmosfera była bardzo gorąca, kibice rozważali nawet brak dopingu, widząc sprawdzanie możliwości siłowej interwencji przez policję na samej trybunie.

Ostatecznie podczas meczu było jednak stosunkowo spokojnie. Kibice nie zwolnili co prawda przejść, ale wszystkie wejścia na trybunę były wolne. Interwencji siłowej nie było, za to sporo gorzkich słów pod adresem wojewody popłynęło z trybuny.

kibice Lecha w niedzielę

Zatrzymani w Szczecinie

Znacznie większe problemy napotkali kibice Pogoni Szczecin, którzy byli zatrzymywani lub wzywani na komendę po sobotnim spotkaniu z Wisłą Kraków na "Papricanie". Powód? Stali na schodach i nie zeszli z nich po apelu spikera. Dla policji to wystarczający powód, by zasugerować przyznanie się do winy i przyjęcie 2000 zł grzywien oraz zakazów stadionowych. Według relacji stowarzyszenia Portowcy sędzia nie zgodził się z tak postawionymi zarzutami policji, dlatego policjanci zmienili front i postanowili te same osoby ukarać za… zajęcie innego miejsca od wskazanego na bilecie.

Skąd tak drastyczna surowość w stosowaniu wymogu niestania na schodach? Pytaliśmy o to w biurze prasowym wojewody wielkopolskiego jeszcze przed weekendem, ale niestety na odpowiedź i podstawę prawną się nie doczekaliśmy. Postanowiliśmy więc zapytać w zupełnie innym miejscu. Zaczerpnęliśmy języka u dwóch zagranicznych ekspertów ds. bezpieczeństwa na stadionach, którzy znają sytuację omawianą powyżej.

Drobny problem czy zagrożenie życia?

- Oczywiście praca stewardów czy policji jest prostsza, kiedy schody nie są zajęte. I jeśli bardzo się postaramy, wysilimy wyobraźnię, to można sobie wyobrazić sytuację, w której zablokowane przejście może zagrozić czyjemuś życiu. […] Ale zaczynanie sporu wokół czegoś, co przez lata było standardem, to nie najlepszy sposób na rozwiązanie problemu – uważa Jonas Havelund z Syddansk Universitet (Uniwersytetu Południowej Danii), uznany duński ekspert, autor rozwiązań stosowanych w tym kraju. Jego zdaniem jedyną odpowiednią drogą jest budowanie porozumienia w tej sprawie z kibicami.

Podobnego zdania na temat nagłego wzrostu napięcia wokół stosunkowo drobnego problemu jest jeden z czołowych ekspertów ds. bezpieczeństwa z Wielkiej Brytanii. Jego zdaniem jednak fani powinni też wziąć odpowiedzialność za swoje zachowanie. – Kibice powinni zdawać sobie sprawę, że przejścia powinny być wolne. Jeśli mogą to zrobić sami i pozwolić stewardom czy ekipom medycznym swobodnie przemieszczać się po trybunie, to świetnie. Wiele klubów ma w tej kwestii porozumienie z kibicami i to działa, fani rozumieją, że to dla ich bezpieczeństwa, nie przeciwko nim – słyszymy w rozmowie.

Poznańskie błędy

Zdaniem naszego brytyjskiego rozmówcy w Poznaniu błąd popełniają wszyscy. Klub nie zrobił dobrze, że przez lata pozwalał kibicom na tworzenie zwartego „młyna”, ponieważ dziś to już nawyk i fani nie zdają sobie sprawy, że kiedyś sytuacja może obrócić się przeciwko któremuś z nich, gdy będą się liczyć sekundy. Sami kibice mylą się myśląc, że trybuna należy do nich. Oczywiście mogą mieć takie poczucie, ale też świadomość sytuacji prawnej. – Kupując bilet, kibic zyskuje możliwość znalezienia się na danej trybunie, ale nie okupowania jej i wprowadzania na niej swoich zasad. Co się stanie, jeśli ktoś podczas meczu złamie nogę? Czy w pozwie cywilnym obwiniani będą ultrasi czy jednak Lech jako klub? Oczywiście, że klub. To on jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo i kibice muszą sobie zdawać sprawę, gdzie leży granica – opisuje ekspert. – Według mojej wiedzy długo nie było stewardów na tej trybunie. Jeśli dziś są, to bardzo dobrze, to dobry znak. Bo nie można żyć w przeświadczeniu, że kibice zajmą się wszystkim, to tak nie działa.

Nie zgadza się jednocześnie ze słowami prezesa Lecha Karola Klimczaka, który przywołał południową trybunę Borussii Dortmund jako przykład, że może być bezpiecznie mimo ścisku. – Widziałem to porównanie, ale ono jest błędne. Górna połowa trybuny ma wysokie barierki (tzw. rail seating), a dolna to klasyczna trybuna stojąca, na której nie ma w ogóle schodów, więc nie ma czego udrażniać. Ta trybuna jest po prostu podzielona na 12 niezależnych sektorów, w obrębie których nie potrzeba schodów. W niższej części ułożenie jest takie, że żaden kibic nie jest dalej niż 5 metrów od wejścia, a miejsca jest bardzo dużo, dzięki czemu nie ma ścisku. I to wystarcza do zapewnienia bezpieczeństwa, gdyby coś się stało.

Wymachiwanie pałką czy coś rozsądniejszego?

Jego zdaniem dzisiejsza napięta sytuacja to efekt zaniedbań w edukacji kibiców na samym początku istnienia trybuny. Ponieważ nie doszło na szczęście do żadnego poważnego wypadku, wielu widzów może nie zdawać sobie sprawy z ryzyka, jakie stanie na schodach powoduje. Tylko czy to wciąż teoretyczne zagrożenie upoważnia wojewodę lub policję do straszenia surowymi karami?Co do zasady pomysł na udrożnienie przejść jest słuszny, ale jego realizacja to już inna sprawa. Czy w Polsce sprawy załatwia się wymachując pałką, czy może jest bardziej przemyślany sposób? – pyta zdziwiony specjalista.

Wtóruje mu kolega z Danii. – Policjanci w pełnym uzbrojeniu na trybunach mogą doprowadzić do znacznie większego zagrożenia życia niż sytuacja, którą mają zwalczać – podkreśla Jonas Havelund. W jego ocenie potrzeba zrozumienia dla problemów obu stron. Tylko jak pogodzić kibiców i policjantów, którzy nie mogą na siebie w ogóle patrzeć?

Problem policji z prowadzeniem dialogu polega na tym, że ma uproszczone postrzeganie siły i słuszności po swojej stronie. To musi się zmienić na bardziej dynamiczne podejście, gdzie na pewne rzeczy można przymknąć oko dla ogólnego spokoju. Ale takie podejście oznacza częściową utratę kontroli nad sytuacją, a to u policjantów wywołuje niepewność – opisuje Havelund. Oczywiście po drugiej stronie musi być odpowiedzialny partner, a polskie środowisko kibicowskie niemal jednoznacznie nie chce takiego dialogu z policją, podchodzi nieufnie. Czego potrzeba? – Policjantów i kibiców z jajami. Bo to naprawdę wielki wysiłek, by zbudować poprawne relacje, zwłaszcza przy nacisku polityków z jednej strony, a chuliganów z drugiej. I naprawdę łatwiej to powiedzieć niż zrobić – kończy Havelund.

Reklama