Komentarz: Jak nie ekonomicznie, to siłą na Narodowy?

źródło: własne; autor: michał

Komentarz: Jak nie ekonomicznie, to siłą na Narodowy? Polskie władze przespały okres, kiedy można było podpisać długoterminową umowę z PZPN. Teraz premier deklaruje, że postara się przekonać organizatora meczów do gry na Stadionie Narodowym. Jak mówi, rozważał nawet zmuszenie go prawnie. A mógł po prostu pomyśleć przed, nie po fakcie.

Reklama

Niektórzy zarzucają nam w mailach, że forujemy Stadion Śląski jako „narodowy” (to on jest w naszej bazie na takiej pozycji), a przecież żadna prywatna firma jak PZPN nie ma prawa o tym decydować. Naszym zdaniem jednak ma, skoro to ona decyduje, gdzie jest grany finał Pucharu Polski, Superpuchar i gdzie gra Reprezentacja. Bez tego można nawet nazwać warszawski obiekt Wszechnarodowym, a i tak będzie to bez znaczenia. O prestiżu obiektu, czy tego chcemy, czy nie, decyduje PZPN, nie Urząd Patentowy.

Co więksi miłośnicy teorii spiskowych piszą, że jesteśmy z Ruchu Autonomii Śląska nawet. I nie obchodzi ich, że my ani nie jesteśmy ze Śląska, ani nie bywamy na Śląskim. Jeden z nas raz był, tyle. Słyszymy też, że jesteśmy nastawieni przeciwko Narodowemu. Nie, na nim bywamy częściej niż na wielu innych stadionach i jest wyjątkowo imponujący. I coś, co chyba wywołuje największy uśmiech (niedowierzania) – że jesteśmy miłośnikami PZPN. Niespodzianka (naprawdę?!) – jesteśmy dość daleko od słowa miłośnik. I dość daleko od PZPN. Ale akceptujemy fakt istniejący od dekad – to oni rządzą polską piłką, nawet jeśli ją kompromitują.

Nie możemy jednak zaakceptować sytuacji, w której polskie władze próbują ukryć własną nieudolność i brak planu biznesowego dla Stadionu Narodowego w Warszawie argumentami populistycznymi, bazującymi na emocjach. Że przecież PZPN powinien tu grać, bo tu Warszawa, bo tu biało-czerwona plecionka, bo tu największa pojemność, bo tu stadion zbudowany dla Reprezentacji. A w domyśle: bo nie mamy imprez, które przyniosłyby zysk i grozi nam kolejna kompromitacja.

Stadion Narodowy w WarszawieFot: Artur am1974 (cc: by-nc-nd)

W telewizyjnym wywiadzie dla TVP premier Donald Tusk stwierdził, że Reprezentacja powinna grać na Stadionie Narodowym. – Nie mogę tego nakazać. Będę przekonywał władze PZPN, że stadiony, które wybudowaliśmy, prezentowały jak najwyższy standard. Przez moment miałem pokusę, żeby zaproponować ustawowe rozwiązanie, by Stadion Narodowy był miejscem, gdzie z założenia odbywają się mecze polskiej kadry. Tak jak Anglicy grają na Wembley.

Premier albo nie ma pojęcia o czym mówi, albo celowo wprowadza telewidzów w błąd. Po pierwsze więc, próba wprowadzenia ustawowego nakazu gry na Narodowym pachniałaby Białorusią. Trudno się dziwić, że ten pomysł nie przeszedł, bo działałby wbrew polskiemu prawu.

Po drugie, w Anglii sytuacja na Wembley jest zupełnie inna niż opisuje premier, o czym jednak chyba powinien wiedzieć. Bo owszem, Anglia gra tam wszystkie swoje ważne mecze, a dla spłacania długów zaciągniętych na budowę ściąga się tam nawet kluby z niższych lig. Z trudem, bo z trudem, ale kalendarz zapełniają. Tyle że zapełnia go FA (angielski PZPN), a nie spółka Skarbu Państwa. Bo Wembley nie jest inwestycją publiczną. Podobnie (choć nie identycznie) jest ze Stade de France w Paryżu, z Aviva Stadium w Dublinie, z Friends Arena w Solnej. Wszędzie tam obowiązuje zasada – najpierw planuj, potem buduj. Najpierw znajdź użytkowników, zapewnij sobie obłożenie, żeby to miało sens finansowy.

I to nie jest żadna nowość. Rządzący wiedzieli o tym doskonale (a przynajmniej mieli taki obowiązek), kiedy decydowali o budowie Narodowego. Jak można decydować o budowie stadionu dla Reprezentacji i nie sprawdzić zawczasu, czy ta Reprezentacja aby będzie nim zainteresowana i na jakich warunkach? Wtedy był czas na podpisanie porozumienia z PZPN na długoterminowe korzystanie z obiektu. Żeby wiedzieć, po co ten obiekt powstaje i mieć pewność. A było tylko niepoparte niczym przeświadczenie, że jakoś to będzie, że na pewno się zgodzą. Zresztą, nie tylko Reprezentacja ma tu znaczenie. Krajowe finały, hity międzynarodowe Legii, europejskie szlagiery (finały LM, LE, Superpuchar Europy) - o to wszystko toczy się gra. Nikt tego nie zrobił. Zamiast tego polskie władze budując stadiony w całym kraju same doprowadziły do sytuacji, w której PZPN ma do wyboru nie 1, a 10 stadionów i może szukać najtańszej oferty, bo to leży w jego interesie. Naprawdę, nie dało się tego przewidzieć?

Soccer CityZamiast iść drogą krajów rozwiniętych, polski rząd wybrał drogę RPA – pokażmy się, wybudujmy co się da, nawet kosztem innych koniecznych inwestycji, a potem będziemy się zastanawiać. W RPA „potem” właśnie przyszło, a wraz z nim przyszedł płacz i zgrzytanie zębów, bo nie było biznesplanu. Wybudowano tyle stadionów, że kluby wolą grać na tych treningowych, bo na nich jest taniej, a frekwencje i tak mają za małe na te wielkie. Z reprezentacją RPA nie jest inaczej. Wie Pan, Panie Premierze, ile meczów reprezentacja RPA rozegrała na ichnim narodowym? Jeden. Od otwarcia w 2010 jeden mecz. No cóż, nie było umowy, to dziś jeżdżą tam, gdzie przyjmą ich taniej. Nie przekonała ich ani lokalizacja w stolicy, ani pojemność, ani nawiązanie do kultury Zulusów w fasadach.

RPA pojawia się nieprzypadkowo, przecież od organizacji meczu z RPA w Bydgoszczy zaczęło się pytanie do premiera w TVP. A PZPN mówi dziś bez skrępowania: gramy w Bydgoszczy, bo tam nie płacimy prawie nic za stadion. Umówmy się, chyba nikt nie sądził, że grają tam ze względu na piękny stadion. Więc skąd zdziwienie, że „Narodowość” Narodowego im nie wystarcza?

Szkoda, że premier Tusk* nie był równie zdeterminowany, gdy była szansa zachęcić PZPN do wprowadzenia się na Narodowy. Zamiast takiej zachęty, odwołano w kompromitujących okolicznościach i finał Pucharu Polski, i Superpuchar. W tym kontekście fakt, że jest już umowa na tegoroczny hit kwalifikacyjny z Anglią, to i tak niezły wynik.

* - nie chodzi ani konkretnie o atak na premiera, ale to on udzielał wywiadu i to on ma sprawować pieczę i nad Ministerstwem Sportu, i nad Narodowym Centrum Sportu, których zaniechania teraz chce naprawiać. Tekst nie jest motywowany politycznie (reagując na zarzuty) - kto nie stałby na czele polskiego rządu, do takiej sytuacji nie powinien był dopuścić i takich słów w wywiadzie nie powinien używać.

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama