Pirotechnika: Legalnie będzie bezpieczniej?

źródło: własne; autor: michał

Pirotechnika: Legalnie będzie bezpieczniej? Przeciwnicy pokazują race jako zagrożenie i obawiają się, że po legalizacji będzie jeszcze więcej incydentów. Zwolennicy podkreślają, że zagrożenie występuje tylko wtedy, gdy nie ma kontroli i odpalanie jest nielegalne. Dlatego właśnie dziś w Gdańsku trwały rozmowy na temat możliwości legalizacji rac na stadionach.

Reklama

Od początku września (!) próbowaliśmy uzyskać informacje z Krajowego Punktu Informacyjnego ds. Imprez Masowych przy Głównym Sztabie Policji. Chodziło o jakiekolwiek statystyki, które byłyby potwierdzeniem tezy o niebezpieczeństwie płynącym z wziętych ostatnio na celownik zachowań kibiców. Rozwijanie sektorówek, stanie na schodach i przede wszystkim pirotechnika – o tym mówimy. Po tygodniach oczekiwania udało nam się ustalić, że Komenda Główna, skąd zalecenia czy interpretacje prawa wychodzą w teren, nie ma żadnych danych związanych ze wskazanymi kwestiami

Race mogą być niebezpieczne

Więc jak to jest z pirotechniką? Na pewno może przeszkadzać w transmisjach telewizyjnych i utrudniać ekspozycję sponsorów na stadionach, ale to kwestie drugorzędne. Na pierwszym miejscu musi stać bezpieczeństwo i trzeba powiedzieć sobie jasno, że to nie zwykła zabawa – każda osoba odpalająca race ma w rękach… zagrożenie. – Osoba trzymająca zapaloną racę musi mieć pełną świadomość z zagrożenia (dla siebie i dla osób znajdujących się w pobliżu), które trzyma w ręku – mówi starszy kapitan Sławomir Brandt, rzecznik prasowy Wielkopolskiego Komendanta Państwowej Straży Pożarnej.

Patrząc na wypadki, do których czasami dochodzi, nie sposób się nie zgodzić. Urwane palce, poparzenia, przepalona odzież – to wszystko świadczy o tym, że pirotechnika nie zawsze jest bezpieczna. Wypadki stanowią minimalny odsetek wszystkich pokazów, ale nie można ich negować. Race mogą stanowić zagrożenie, np. jeśli są źle wyprodukowane. – Bardzo ważną sprawą, na którą chcielibyśmy zwrócić uwagę, jest sposób produkcji i późniejszej dystrybucji tych materiałów pirotechnicznych. Źle wyprodukowana czy przechowywana raca potrafi zadziałać zgoła inaczej jakbyśmy się tego spodziewali – przekonuje Brandt. A na własnej skórze przekonali się uczestnicy jednej z imprez kibicowskich w Polsce, którym race zamiast jasno płonąć w rękach… wybuchały, raniąc dłonie.

Ale nawet raca z atestami wciąż może być niebezpieczna, jeśli trafi w ręce nieodpowiedzialnej osoby. Rzucona w kogoś lub zbliżona zbyt blisko drugiej osoby raca może bardzo poważnie poparzyć skórę lub doprowadzić do zapalenia odzieży czy flagi. Zdaniem rzecznika wielkopolskiej Straży problemem może być brak przeszkolenia czy nawet nieznajomość prostych zasad zawartych w instrukcji.

Odpalanie „na nielegalu”

Ale jest też trzecie wyjście. Nieodpowiedzialnych zachowań z użyciem rac dopuszczają się nie tylko ci, którzy nie mają przeszkolenia lub pominęli instrukcję użycia konkretnego materiału. Ryzykują przede wszystkim ci, którzy chcą uniknąć konsekwencji.

Odpalanie pirotechniki w warunkach surowych kar stało się wyzwaniem samym w sobie. Racę najpierw trzeba na stadion przemycić, a ochrona sprawdza czasem bardzo precyzyjnie. Później trzeba ją odpalić tak, by nie dać się złapać kamerom, których czasem na trybunach jest po kilkanaście i więcej. Jak? Pod flagą, zza innego widza, rzucając ją komuś pod nogi, itd. W ten sposób kilka osób zostało poparzonych podczas wyjazdowego meczu 1. FC Kaiserslautern w Niemczech, gdy w gęstym tłumie nagle pod nogami ludzi zaczęła płonąć raca.

Kiedy duńscy kibice rozpoczynali kilka miesięcy temu kampanię na rzecz legalizacji rac, zwracali uwagę, by nie traktować tego na równi z przemocą. Jeśli ktoś rzuca taką racą w kierunku boiska, to być może wcale nie chce trafić w piłkarza czy sędziego, lecz po prostu nie ma gdzie jej wygasić, a nie chce w ścisku oparzyć nikogo wokół. Zresztą, gdyby spróbował bezpiecznie zgasić dopalające się resztki, byłby już zidentyfikowany przez policję.

Race na RasundzieNielegalny pokaz pirotechniczny na Rasundzie pod Sztokholmem z września tego roku, trzy lata po zaostrzeniu prawa przez Szwecję - rac wcale nie jest mniej niż wcześniej. W porównaniu do Polski kary są zresztą wciąż bardzo niskie. Fot: Mikael Persson

Zdaniem znanego niemieckiego publicysty i pisarza Ulricha Hesse kibice nie odpuszczą pirotechniki w tych krajach, gdzie jest ona elementem ich kultury. A żadna, choćby najbardziej radykalna kontrola, nie wyeliminuje używania rac. W materiale dla amerykańskiego ESPN wspomina on mecz Serbii z Włochami w 2004 roku. Ciężar gatunkowy wątpliwy, bo spotkanie odbywało się w niemieckim Bochum, w ramach turnieju młodzieżowego. Ale ponieważ UEFA zdawała sobie sprawę, że fani z obu krajów lubią odpalać „piro”, nakazała wyjątkowo szczegółowe kontrole. Każda wchodząca osoba musiała np. zdejmować buty i podskakiwać, by ewentualne ukryte przedmioty wychwycić w ruchu (gdyby same nie wypadły). Do tego znane z polskich stadionów „macanie” – bardzo skrupulatne. Przez te środki ostrożności setki widzów weszły na stadion dopiero po rozpoczęciu meczu.

A jak to wpłynęło na liczbę rac? Tak to opisał Hesse, siedzący na trybunie wzdłuż boiska: Nagle, gdy tylko piłkarze wyszli na początek drugiej połowy, cała trybuna [Serbów] pokryła się czerwonym światłem. To nie było kilka czy kilkanaście rac. To był ocean rac, jakby każdy człowiek trzymał po dwie. […] Sądząc po tym, co widziałem lata temu w Bochum, nie ma sposobu na powstrzymanie tych ludzi, niezależnie jak wielu stewardów przeszuka jak wielu widzów. Jeśli się z tym pogodzimy, powinniśmy działać pragmatycznie i szukać rozwiązania, by wyjście na mecz było dla wszystkich bezpieczne.

Race mogą być bezpieczne

Argument Hessego podnoszą zwolennicy legalnej pirotechniki. Po pierwsze dlatego, że ze świecą szukać kraju, gdzie race odpalane nie są – nawet tam, gdzie grozi za to więzienie. I nawet tam, gdzie nigdy nie były szczególnie popularne, jak w Wielkiej Brytanii. Po drugie dlatego, że doświadczenia miejsc, gdzie pirotechnikę zalegalizowano, są bardzo dobre.

W Norwegii czy Austrii nie ma problemu poparzeń, bo cały proces odpalania podlega kontroli, a kibice muszą wcześniej zgodzić się na identyfikację i przejść szkolenie. A przede wszystkim, kibic odpalający pirotechnikę na meczu nie musi się tam obawiać, że zaraz dopadną go funkcjonariusze. Zamiast obmyślać, jak ominąć kontrole na bramkach, jak się zamaskować i czy aby nie odpalić racy pod łatwopalną sektorówką, kibic myśli jak się ustawić na trybunie, żeby było bezpiecznie dla wszystkich i jednocześnie widowiskowo. Zamiast nerwowo szukać miejsca, w które racą można rzucić, on wkłada ją po prostu do wiadra z piaskiem.

Pokaz w AlesundLegalna oprawa w norweskim Aalesund. Każda raca ma pojemnik do zgaszenia i ochroniarza do pomocy w razie wypadku. Ale wypadków dotąd nie było.

Czy tak będzie też w Polsce? Właśnie jest wykonywany pierwszy krok – o pirotechnice zaczynamy rozmawiać nie tylko jako przestępstwie (czy, wcześniej, wykroczeniu). Teraz Ekstraklasa SA i PZPN jednym głosem potwierdzają, że trzeba szukać rozwiązań, które pozwolą kibicom tworzyć widowiska i nie będą jednocześnie powodować zagrożenia. I właśnie dziś w Gdańsku odbyła się konferencja poświęcona tej tematyce. Pierwsza w Polsce o legalizacji rac, zorganizowana przez kibiców Lechii skupionych wokół stowarzyszenia Lwy Północy i projektu Kibice Razem. Wkrótce na Stadiony.net postaramy się pokazać, co działo się w Gdańsku.

Reklama