Kraków: Wciąż chłodno i bez porozumienia
źródło: własne [MK]; autor: michał
Miasto nie zmienia planów, które dla Wisły oznaczają koniec planu na zarabianie na stadionie. Samorząd nie godzi się na rozwiązanie kwestii długów, które wcześniej wprowadzono na Cracovii. A stadion stoi i nie działa.
Reklama
Derby Krakowa sprzed tygodnia były i dobre, i złe dla Wisły. Złe, bo przegrana z Cracovią u siebie musi boleć. Ale dobre, bo 33 tys. sprzedanych wejściówek na Stadionie Henryka Reymana to istotny zastrzyk pieniędzy do klubowej kasy. Przy okazji organizacji meczu wyszło na jaw, że Wisła z dużym wyprzedzeniem zgłaszała awaryjne kołowroty i nie doczekała się ich naprawy. Kibice przyszli jednak wcześniej na mecz i udało się uniknąć długich kolejek pod bramami.
– To jest demotywujące, tzn. nikomu po stronie właściciela stadionu nie zależy, żeby krzesełka były wymienione, żeby kołowroty były wymienione. […] Więc to, że my płacimy stałą kwotę jest demotywujące, nikomu nie zależy, żeby te zmiany na stadionie wprowadzić
– narzekał jeszcze przed derbami prezes Piotr Obidziński.
To był wrzesień, teraz mamy październik, a w październiku miasto Kraków zabiera klubowi prawie 2 mln zł. Tyle środków od Ekstraklasy zamiast do Wisły idzie na poczet długu, jaki powstawał przez całą obecną dekadę.
„Biała Gwiazda” próbowała na kilka sposobów wpłynąć na miasto, by zmienić metodę spłaty i nie ryzykować dziury w budżecie na bieżącą działalność. Była propozycja emisji obligacji czy... kupna band LED, które później stałyby się własnością miasta jako element wyposażenia obiektu. Dokładnie w ten sposób Kraków zgodził się pomóc zalegającej z opłatami Cracovii kilka lat temu. W przypadku Wisły zgody nie było, a samorząd argumentował, że byłoby to działanie niezgodne z prawem. Rozdźwięk między traktowaniem obu klubów jest w tym przypadku boleśnie widoczny.
Wisła nie została również poinformowana o planowanych przez miasto zmianach na stadionie, o czym pisaliśmy zresztą w osobnym tekście. Sytuacja, w której właściciel ignoruje podstawowe potrzeby głównego najemcy i nie komunikuje się z nim nawet w ważnych dla przyszłości sprawach, wygląda kuriozalnie.
Choć prezes Obidziński nie doczekał się spotkania z prezydentem Jackiem Majchrowskim, to przynajmniej było spotkanie na linii miasto-Wisła, tuż przed krakowskimi derbami. – Nie przedstawiono żadnych konkretów i nie zapadły żadne decyzje. Klub zaprezentował Miastu kilka korzystnych pod względem biznesowym propozycji i liczymy, że uda się nam dojść do porozumienia zadowalającego obie strony
– mówi Karolina Biedrzycka, rzeczniczka Wisły.
Pytanie brzmi, czy rozmowy dadzą jakikolwiek efekt, skoro wizje miasta i klubu są rozbieżne. Samorząd chce uniezależnić wpływy ze stadionu od Wisły, dlatego zamierza przenosić tam kolejne już biura miejskich spółek. Z kolei dla „Białej Gwiazdy” robienie ze stadionu biurowca oznacza, że nie będzie możliwe przyciąganie ludzi ofertą rozrywkową czy sportową. – Plany związane z organizacją biur nie są spójne z propozycjami wystosowanymi przez Wisłę i nie obejmują żadnych nowych oraz potrzebnych funkcji sportowych. Takie podejście uniemożliwi w przyszłości klubowi przejęcie funkcji operatora obiektu i ograniczy możliwości jego rozwoju
– mówi Biedrzycka.
Na deser dochodzą Igrzyska Europejskie 2023, podczas których stadion Wisły miałby – wg wstępnych planów – stanowić miejsce ceremonii otwarcia i zamknięcia. Problem w tym, że planowane obecne wydatki miejskie w granicach 70 mln zł nie uwzględniają bezpośrednio wspomnianych ceremonii. Jest więc pewne, że na tym koszty się nie skończą. Miasto liczy, że rząd i Małopolska dołożą się do inwestycji. To co prawda wysoce prawdopodobne, ale zakres poznamy najwcześniej w 2020 roku.
Reklama