Podsumowanie 2011: Jest bardzo dobrze, powinno być znacznie lepiej
źródło: własne; autor: michał
Nie można ocenić źle roku, w którym Polska otrzymała aż najwięcej nowych, dużych stadionów w historii. Ale nie można też popadać w zachwyt, skoro miało być jeszcze lepiej. Zapraszamy na subiektywne podsumowanie Stadiony.net.
Reklama
Pierwszy tydzień nowego 2012 roku zaczynamy od podsumowania minionych 52 tygodni. Wydarzyło się bardzo wiele. Z jednej strony przygotowania do Euro, z drugiej skok frekwencji w Ekstraklasie. Zmiany w przepisach, pierwsze sukcesy i wpadki związane z pachnącymi nowością stadionami. Na początek...
Oni wygrali
Choć mistrzostwo Polski powędrowało do Krakowa, a kolejne najbliżej jest Wrocławia, my uznajemy za zwycięzców Legię. Stołeczny klub wiosną doczekał się otwarcia ostatniej, ale i najważniejszej ze względów finansowych trybuny głównej. Latem podpisał umowę z firmą Pepsi na - jak podkreślił prezes "Wojskowych" - najlepszych warunkach w Polsce. Choć kontrakt jest krótki, to Legia zgarnie z niego całkowity zysk, bo w przeciwieństwie do innych miast, nie musi się dzielić z właścicielem stadionu. Pod koniec roku okazało się dodatkowo, że warszawski zespół zmiażdżył pod względem zysków całą Ekstraklasę, tylko jesienią zgarniając 14 mln zł z biletów na mecze ligowe i pucharowe.
Drugim klubem, który może mówić o sukcesie, jest Śląsk. Wrocławianie zaskoczyli Polskę najpierw piłkarsko, obejmując prym w lidze, a później popularnością nowego obiektu. W dwóch pierwszych meczach zaliczyli widownię ponad granicą 40 tys. osób. Do Legii równać się nie mogą pod względem zysków, bo i catering, i loże biznesowe są w dyspozycji operatora, a nie klubu. Mimo to wyniki Śląska zawiesiły bardzo wysoko poprzeczkę dla samego klubu. Wiosną będzie trzeba pokazać, że i forma na boisku, i zapał na trybunach, nie były tylko wyskokiem.
Na końcu listy zwycięzców, może ryzykownie, wymienimy Łódź. Miasto pozbyło się oderwanej od rzeczywistości wizji budowy jednego stadionu, choć za dwa zapłaci jak za jeden. Wygląda na to, że Łodzi uda się z powodzeniem przeprowadzić dwie duże inwestycje sportowe w dwóch rzadko spotykanych w Polsce formułach. Stadion Widzewa ma być partnerstwem publiczno-prywatnym, a wizję dla ŁKS wybrano w systemie "Projektuj i buduj". Rok 2011 przyniósł wiele powikłań i napięć związanych ze stadionami dla ŁKS i Widzewa, ale pozostaje liczyć, że najtrudniejszy etap miasto ma za sobą.
Mogło i powinno być lepiej
Ale nie jest źle - tak należy powiedzieć o wydarzeniach związanych z kilkoma stadionami.
W pierwszym tygodniu stycznia 2011 Lublin miał ogłosić przetarg na swój obiekt. Ogłosił z kilkudniowym poślizgiem, ale to mało istotne opóźnienie, skoro finalną koncepcję poznaliśmy dopiero pod koniec grudnia. Po drodze unieważnienie przetargu, unieważnienie unieważnienia i zmiana wizji podyktowana różnicami w gustach. Ale jeszcze przed końcem 2011 doszło do szczęśliwego zakończenia: wizja jest - i to dobra - wykonawca jest, tylko czekać na wbicie pierwszej łopaty. Oby poszło sprawniej.
Chorzów w lipcu był miejscem wypadku, którego przyczyny poznaliśmy dopiero w grudniu. Rozwiązania jeszcze nie ma, ale będzie do końca lutego, bo wtedy wygaśnie aktualny aneks do umowy. Śląski powstanie znacznie później niż miał powstać, ale wydaje się, że sytuacja po groźnym wypadku wraca do normy.
Kraków, jak się wydaje (bo pewnym w tej sprawie być nie można), zakończył telenowelę pt. "budowa stadionu Wisły". Bo wszystkie trybuny są otwarte, nawet jeśli w chwili pisania tego tekstu postępują prace nad oddymianiem wschodnich sektorów. Na pewno pojawią się jeszcze echa tej inwestycji, bo przecież Wisła musi w 2012 roku powalczyć o zapełnienie trybun więcej niż w połowie, a miasto wciąż nie ma chętnego do kupna nazwy, choć samorząd spuszcza z ceny, by go znaleźć. A kto wie, może wreszcie dojdzie do katharsis, jeśli inwestycja doczeka się rzetelnego rozliczenia?
Euro-rozczarowania
To nie tak miało być. Cztery piękne i lśniące stadiony miały wyłącznie oszałamiać, a tymczasem sprowadziły nas wszystkich na ziemię. Wielkie i imponujące są, ale też pokazały, że nie wszyscy sprostali ich skali. Poznań wciąż męczy się z murawą, a nowy operator w ramach pierwszych porządków zatrudnił warszawskich architektów żeby poprawiali arenę po architektach poznańskich. Membrana brudna, beton pokryły glony, a pomieszczenia podtrybunia pozalewało przy większych deszczach kilkakrotnie.
Warszawa i Wrocław nie zdołały nawet zbudować obiektów do końca 2011 roku. Narodowy co prawda oddany do użytku, ale poza murawą. Trudno powiedzieć, by prace zostały zakończone, jak twierdzą specjaliści od wizerunku, skoro budowlańcy wciąż męczą się nad płytą boiska. Termin jej oddania wyznaczono zresztą na 10 lutego, czyli... dzień przed Superpucharem Polski. Już za tydzień na Narodowym miał się odbyć finał WOŚP, a tymczasem prace potrwają jeszcze dwa miesiące, pod warunkiem braku kolejnych opóźnień.
We Wrocławiu lepiej, ale nieznacznie. Bo i cóż, że koncert, walka i mecze się odbyły, skoro prace trwają. A właściwie nie trwają i nawet prezydent nie wie, czy uda się je zakończyć na dwa miesiące przed Euro. Cena zbliża się za to do miliarda złotych, podczas gdy to wykonawca miał płacić ogromne kary za opóźnienia. A przecież obiekt miał być gotowy w czerwcu 2011.
Gdańsk na tym tle wypada nawet nieźle, bo co prawda strażacy kilkanaście razy stawiali opór przed wydaniem pozytywnej opinii o bezpieczeństwie, ale już od lata Lechia gra u siebie. Tylko, no właśnie, Lechia rozczarowała. Stadion piękny, a już pół roku po otwarciu na "bursztynie" są poważne skazy. Ludzi zniechęcił słaby futbol i pustki, które są coraz większe z meczu na mecz. Pod koniec roku operator dostał żółtą kartkę od miejskich władz za niemoc w zarządzaniu obiektem. Jesień "Biało-Zieloni" zakończyli z najwyższą frekwencją, ale na powtórzenie wyniku wiosną szans nie mają.
Miało być, a nie jest
Wszystkie wymienione powyżej stadiony albo już są gotowe, albo do tej gotowości zmierzają. Tymczasem w 2011 roku mieliśmy oglądać znacznie więcej postępów i rozstrzygnięć. Swój stadion bez problemów otworzyły Gliwice, w Zabrzu po znacznie trudniejszej przeprawie ruszyła z kopyta budowa nowych trybun. Skończyły się budowy i modernizacje w Brzegu, Inowrocławiu czy Tarnobrzegu. Tymczasem lista miast, w których nic się nie dzieje, jest znacznie dłuższa.
Zaczniemy od Białegostoku, bo o kłopotach na tej budowie mówiło się już na początku 2011. Wtedy były to tylko spekulacje prasowe, po czym okazało się, że wykonawca faktycznie ma ogromne opóźnienie i fatalne relacje z inwestorem. Białystok zerwał umowę i do dziś nie wiemy, z kim dokończy inwestycję. Z Eiffage spotka się w sądzie, ale na pocieszenie już w najbliższych tygodniach powinniśmy się dowiedzieć, z kim spotka się na pustostanie przy Słonecznej.
W Olsztynie też cisza. Choć rozmowy z potencjalnymi inwestorami idą powoli w kierunku budowy, nie doczekaliśmy się w 2011 konkretów. W Elblągu sprawa niby idzie ku rozstrzygnięciu, ale już sam efekt rozstrzygnięcia trudno ustalić. Miał być zupełnie nowy stadion w innej lokalizacji, po czym prezydent ogłosił modernizację starego znacznie poniżej obiecanego wcześniej standardu. A pod koniec roku znowu usłyszeliśmy, że obiekt może być bardziej okazały od tego z drugiej wizji, choć wciąż przy Agrykola 8.
Bielsko-Biała już miała wykonawcę, by nagle dowiedzieć się, że nie ma jednak pozwolenia na budowę. Miasto kolejny rok spędziło bez startu inwestycji anonsowanej już od 2008. Katowice rozebrały trybunę by zrobić miejsce dla nowej, po czym okazalo się, że nie będzie na nią pieniędzy ani w 2011, ani 2012 roku. W Chorzowie prezydent Kotala rzuca jedynie zdawkowe wypowiedzi na temat nowego stadionu dla Ruchu, które skłaniają nas do stwierdzenia, że w planie jest bardziej brak inwestycji, niż próba jej rozpoczęcia. Podobnie z Sosnowcem, gdzie projekt prezentowany w 2010 roku, przyrównywany złośliwie do trumny, zdaje się być zagrzebany głęboko w odmętach niepamięci. O obiektach z tej cześci podsumowania w 2012 roku chcielibyśmy pisać już tylko pozytywne rzeczy.
Smutne przypomnienie
Na koniec jednak jeszcze kilka smutnych wspomnień. W 2011 roku doszło bowiem do kilku tragedii, które zapadły nam mocno w pamięć. Najbardziej spektakularne było z pewnością runięcie dachu i śmierć dwóch robotników w holenderskim Enschede, choć warto pamiętać też o odejściu dwóch znanych architektów - Stefana Kuryłowicza i Wojciecha Obtułowicza. Mamy nadzieję, że podsumowując kolejne 12 miesięcy będziemy mogli pominąć ten podpunkt, czego życzymy wszystkim miłośnikom stadionów!
Reklama