Finanse: Nikt nie zarabia tak, jak Legia
źródło: PrzegladSportowy.pl / własne; autor: michał
Stołeczny klub zdeklasował całą Ekstraklasę pod względem zysków z meczów. Za Legią są cztery kluby z zyskiem rzędu 3 mln lub więcej, a potem przepaść, którą kończą zyski GKS-u Bełchatów czy ŁKS, zarabiających 60 razy mniej od Legii – pisze „Przegląd Sportowy”.
Reklama
Wielka piątka z Legią na czele
Fot: Adam Szyszka
Dziennik sprawdził, ile kluby Ekstraklasy zarabiają na organizacji meczów. Bezkonkurencyjna tej jesieni okazała się Legia, która na samych tylko rozgrywkach ligowych zarobiła 6 mln zł, a drugie tyle na spotkaniach w Lidze Europy. Choć Pepsi Arena ani nie jest największym, ani najbardziej zapełnionym stadionem w Ekstraklasie, wysokie ceny biletów i wydajność w sprzedaży miejsc biznesowych przełożyły się na świetny wynik.
Drugim rezultatem może się pochwalić Lechia Gdańsk, która odnotowała zysk 3,9 mln zł. W Gdańsku tendencja jest jednak niepokojąca – frekwencja spada od pierwszego sierpniowego meczu niemal z każdym kolejnym spotkaniem, dlatego dalsze czerpanie zysków z PGE Areny będzie wyzwaniem dla klubu. Na pewno zmienić się musi system sprzedaży lóż i miejsc biznesowych, bo jak dotąd w tych strefach stadionu hula wiatr. Tymczasem to tam czerpane są najwyższe zyski.
Na trzecim miejscu znalazł się Lech, ale i on może mieć poważne problemy z utrzymaniem dobrych wyników. Zarobek 3,5 mln na biletach to efekt spadającej frekwencji, dużych napięć na płaszczyźnie sportowej (zniechęcenie grą i zła ocena trenera) i organizacyjnej (krytyka cen biletów, protest przeciw nadgorliwości policji).
A konkurencja nie śpi. Czwarty wynik jesieni należy do Śląska Wrocław, który zainkasował 3,3 mln zł, z czego aż 2,9 mln na dwóch meczach rozegranych na nowym stadionie! Wiosną liderzy rozgrywek na pewno znów się obłowią, choć utrzymanie frekwencji z dwóch pierwszych spotkań jest trudne do wyobrażenia.
Piątej Wiśle osiągnięcie wyniku, jaki Śląsk miał z dwóch meczów, zajęło całą rundę. Jesienią krakowianie nie mogli być zadowoleni z frekwencji poniżej połowy pojemności stadionu. Wynik 2,9 mln zł już spowodował zmianę strategii – Wisła zaczyna walczyć o pełne trybuny na wiosnę. Pierwszym krokiem jest obniżenie cen biletów.
Cracovia i reszta
Fot: Adam Szyszka
Choć piłkarsko wciąż w walce o utrzymanie, pod względem zysków nieźle radzi sobie Cracovia. Przy frekwencji ponad 9,6 tys. na mecz „Pasy” osiągnęły ostatni w ekstraklasie siedmiocyfrowy wynik – 1,05 mln zł.
To wynik, który należy przyjąć z uznaniem, jeśli porównamy go do pogrążonego w marazmie Zagłębia Lubin, które też ma nowy stadion. „Miedziowi” nie zdołali nawet w derbach zapełnić Dialog Areny i zainkasowali 800 tys. zł. To tyle, co Jagiellonia. Białostoczanie mają jednak do dyspozycji pół starego stadionu, a nie nowy obiekt. Podobnie jak w Lubinie wygląda sytuacja w Kielcach. Frekwencja na poziomie 8 tys. pozwoliła osiągnąć wynik finansowy rzędu 750 tys. zł.
Zaprzyjaźnieni kibice Ruchu Chorzów i Widzewa mają jeszcze jeden punkt wspólny – prawie identyczne zarobki z biletów na obu stadionach. Dysponujące bardzo zbliżoną infrastrukturą kluby osiągnęły odpowiednio 524 i 500 tys. zł. Prezes Widzewa ze smutkiem przyznał, że obecny obiekt nie daje większych możliwości, choć dysponujące znacznie mniejszym stadionem Podbeskidzie też zarobiło pół miliona. Niewiele mniej – 450 tys. – Polonia, która notowała bardzo niską sprzedaż biletów.
Ligę zarobkową zamykają Górnik Zabrze, ŁKS i GKS Bełchatów. Pierwszy z zespołów gra na bardzo ograniczonym skrawku dawnych trybun w związku z budową (zarobek 216 tys. zł), a w dodatku borykał się z protestem kibiców. Drugi najpierw musiał grać w Bełchatowie prawie bez kibiców, a potem wrócił na swój obiekt, którego pojemność spadła jednak prawie trzykrotnie. Stąd zaledwie 120 tys. zł. Najsmutniej wygląda w tej sytuacji GKS, który stadion ma dobry jak zawsze, a tylko piłkarze zawodzą na boisku. To wystarczyło, by finansowo zająć ostatnie miejsce z zyskiem 100 tys. zł.
Reklama