Kraków: Jutro Wisła i miasto podpiszą umowę

źródło: GazetaKrakowska.pl; autor: michał

Po dwóch latach zakończyły się negocjacje w sprawie wysokości opłat za dzierżawę Stadionu Henryka Reymana. Wisła będzie rocznie płacić zaledwie 1,3 mln zł. Chyba że uda jej się dobrze zarobić, wtedy zapłaci więcej – pisze „Gazeta Krakowska”.

Reklama

Jutro ma dojść do podpisania aneksu do umowy dzierżawy między Wisłą a władzami Krakowa. Klub ma płacić rocznie ok. 1,3 mln zł. Czyli jeszcze mniej, niż płacił za stadion z zaledwie dwiema nowymi trybunami, za bramkami. Wtedy czynsz wynosił 1,5 mln. Taka sytuacja bardzo nie podoba się niektórym radnym, zwłaszcza tym związanym z Cracovią. „Pasy” płacą bowiem prawie milion za dwukrotnie mniejszy stadion.

Stadion Henryka Reymana Fot: Łukasz Libuszewski

Aktualna wycena opiera się jednak na analizie możliwości, jakie ma Wisła. Klub zresztą zrezygnował z części powierzchni pod wschodnią trybuną, więc nie będzie za nie płacił. Przeniosą się tam urzędnicy ZIKiT, instytucji odpowiedzialnej za budowę obiektu, a także Krakowskie Biuro Festiwalowe. Dzięki temu miasto co prawda nie zarobi, ale oszczędzi, bo nie będzie ponosiło kosztów wynajmu pomieszczeń.

To właśnie odrzucone przez Wisłę powierzchnie na wschodniej trybunie wpłynęły na tak niskie opłaty. Wcześniej szacowano, że klub będzie wpłacał rocznie ok. 2 mln zł. Zdaniem dyrektorki ZIKiT Joanny Niedziałkowskiej wysokość opłat na rzecz miasta nie jest zła, a do tego trzeba pamiętać, że Wisła ma pokrywać całość kosztów utrzymania, czyli. ok. 6 mln zł rocznie. Łącznie klub będący w finansowym dołku (ok. 15 mln deficytu i ponad 70 mln długów) czekają więc mimo wszystko wysokie wydatki. Umowa jest zresztą skonstruowana w taki sposób, że w razie wysokich zarobków Wisły do miasta wpłyną dodatkowe pieniądze.

Stadion Henryka Reymana Fot: Łukasz Libuszewski

Władze Krakowa rozważają tymczasem pozwanie projektantów stadionu przy Reymonta, Studia Architektonicznego. Architekci są obwiniani przez ZIKiT o doprowadzenie do wzrostu kosztów z ok. 400 do aż 540 mln zł. Na ile wpływ na tę zmianę miały błędy i opóźnienia projektowe, ma wskazać rzeczoznawca.

Komentarz Stadiony.net: Trudno zrozumieć oburzenie „Gazety Krakowskiej”, która usiłuje wzbudzić sensację informując, że „stadion zwróci się za 415 lat!”. On się nigdy nie miał zwrócić. Czy „GK” równie skrupulatnie oblicza rentowność krakowskiej kultury czy transportu publicznego? Miasto nie jest instytucją komercyjną, ma przede wszystkim służyć mieszkańcom. Budowa stadionu realizuje tę funkcję, bo nie ma w Krakowie imprez sportowych, które generują rocznie tylu widzów, co mecze piłkarskie. Nawet jeśli niektórzy uważają je za gorszy typ widowisk.

Trudno też zrozumieć pozycję Wisły, która zdecydowała się na wegetację. Klub jak żaden inny w Polsce miał czas na przygotowanie się do zarządzania tak dużym i bogatym w powierzchnie użytkowe stadionem (w końcu budowa trwała osiem lat), a mimo to nie zrobił w tej sprawie nic. Organizacja imprez pozasportowych? Nie ma od tego specjalistów w klubie. Wynajem powierzchni? Od tego też nie ma ludzi. Takie jest oficjalne tłumaczenie klubu, który nie wpadł na to, że może w takim razie warto ich zatrudnić? Ale czy można oczekiwać długofalowego planowania od ludzi, którzy nie przewidzieli, że ogromne trybuny nie zapełnią się same? Niestety, wiele wskazuje na to, że nowy stadion zamiast otwierać nowe możliwości, stanie się dla Wisły ciężarem. Na własne życzenie.

Na koniec, trudno zrozumieć chęć ZIKiT-u, by obciążyć odpowiedzialnością za wysokie koszty projektantów. Przecież to ZIKiT dał im pracę i zapłacił ponad 6 mln zł z naszych podatków, zresztą niezgodnie z prawem (firmę projektową wybrano z wolnej ręki). To ZIKiT kompletnie nie kontrolował postępów inwestycji i to ZIKiT akceptował zawyżanie kosztów przez wykonawcę. To wreszcie ZIKiT nie miał pojęcia, co i dla kogo jest projektowane. W efekcie jest stadion duży, ale niefunkcjonalny, na którym nikt nie chce wynajmować powierzchni, a w dodatku tak osobliwej urody, że żaden sponsor mimo obniżania cen nie chce go firmować swoją marką. Oczywiście, architekci mają w tych skutkach swój udział, ale zrzucanie na nich całej odpowiedzialności, gdy ciąży ona również na inwestorze, wykonawcy i najemcy, na odległość śmierdzi szukaniem kozła ofiarnego.

Reklama