Ile stadionów udźwignie Lublin?

źródło: Gazeta.pl; autor: Michał

W 2013 roku ma być oddany nowy stadion piłkarski. Wtedy obecny obiekt Motoru będzie wykorzystywany tylko do żużla, a w mieście pozostaje jeszcze parę stadionów – wszystkie należą do miasta. Jak Lublin poradzi sobie z ich utrzymaniem? – pyta „Gazeta Wyborcza”.

Reklama

Gdy w 2013 roku powstanie przy ul. Krochmalnej nowy piłkarski stadion, ratuszowi przybędzie kolejny obiekt, który trzeba będzie utrzymywać. Ile trzeba będzie wydać rocznie na ten stadion? Tego nie wiadomo, bo nie istnieje jeszcze nawet jego projekt. Ale porównując lubelską inwestycję do podobnych w Polsce, można przewidzieć, że koszty utrzymania trzeba będzie policzyć w milionach złotych. – Wiadomo, że stadion na siebie nie zarobi, ale trzeba się zastanowić co zrobić, aby był on jak najmniejszym obciążeniem dla budżetu miasta – mówi dla „Gazety Wyborczej” Krzysztof Żuk, zastępca prezydenta Lublina.

W przeciwieństwie do ogromnej większości obiektów w Polsce, tego stadionu nie będzie można zamienić w wielofunkcyjny obiekt służący sportowi i komercji. W inwestycję zaangażowane są bowiem środki unijne, które przepadną, jeśli miasto zdecyduje się skomercjalizować więcej niż połowę powierzchni pod trybunami.

Prostsza wydaje się sytuacja z innymi miejskimi obiektami. Są jednak pewne warunki. Lekkoatletyczny obiekt mógłby dzierżawić Polski Związek Lekkiej Atletyki, który deklarował, że wesprze finansowo ewentualną modernizację obiektu. Wtedy do Lublina zawitałyby mityngi lekkoatletyczne, ale Miasto musiałoby też zainwestować w odnowienie obiektu.

Z kolei obiekt przy Al. Zygmuntowskich, gdzie dziś gra Motor i żużlowy KMŻ, od 2013 roku będzie służył już tylko żużlowcom – Motor przeniesie się na nową arenę. Dlatego KMŻ mógłby zostać przekazany żużlowcom. – Obiekt musi mieć konkretne przeznaczenie i przyszłością tego stadionu jest żużel. Jednak przekazanie klubowi żużlowemu stadionu miałoby sens jedynie wtedy, gdyby w ciągu dwóch-trzech lat KMŻ awansował do żużlowej ekstraligi. Tam są sponsorzy i konkretne pieniądze – twierdzi Żuk.

Reklama