Finał PP: PZPN surowy, ale chce opraw
źródło: własne | MK; autor: michał
Lech i Legia dostały kilkaset tysięcy kar finansowych, a kibice Lecha nie zobaczą żadnego meczu Pucharu Polski. Kara jak kara, ale są też inne wnioski w finału PP.
Reklama
Lech Poznań zapłaci 250 tys. zł (ćwierć miliona!) kary za zachowanie swoich kibiców, a Legia 100 tysięcy. Do tego oba kluby mają zapłacić za straty spowodowane przez ich kibiców, jeśli taki krok wymusi Rzecznik Etyki PZPN. Wiemy już, że rachunek wystawiony przez PGE Narodowy przekroczy znacząco 100 tys. złotych.
Dalej, Lech Poznań nie będzie miał wsparcia swoich kibiców w żadnym meczu Pucharu Polski 2016/17, ani u siebie, ani na wyjeździe. Zorganizowane grupy nie pojadą też na mecz o Superpuchar Polski tego lata. Z kolei w Ekstraklasie zakaz wyjazdowy obowiązuje do końca aktualnego sezonu. Fanom „Kolejorza” zostanie oglądanie „zgód” albo przejazdy na własną rękę. I należy się spodziewać, że z tej drugiej opcji będą korzystać.
Zarówno w wymiarze finansowym, jak i pod względem surowości zakazu wobec kibiców Lecha, to kara bez precedensu w polskich rozgrywkach. Lech już zapowiedział, że odwoła się od tak drakońskiej kary. Na razie decyzji Legii nie ma.
Boniek nie zaprzestanie dialogu
Pomimo dużej presji Zbigniew Boniek zapewnił, że trzeba podtrzymać dialog z kibicami i nie można rezygnować z imponujących opraw na meczach. Trzeba przyznać, że znacznie łatwiej byłoby powiedzieć „próbowaliśmy iść na rękę, ale zostaliśmy oszukani”.
Zamiast tego Boniek w wywiadzie dla Polsat Sport powiedział: – Po pierwsze, i chcę to powiedzieć dobitnie, nie zejdę z drogi dialogu z kibicami, który od początku towarzyszy mojej kadencji. Za rok zorganizujemy finał Pucharu Polski również z oprawami. Nie zamierzam dzielić kibiców na dobrych VIP-ów i złych ultrasów... Nie będzie muru między PZPN-em, którym kieruję, a kibicami!
Komentarz Stadiony.net: Mieliśmy gotowy tekst o tym, że nie da się w tym konkretnym wypadku obronić dialogu, że kibice nie stanęli na wysokości zadania. Że zmarnowali własną pracę i szansę otrzymaną od PZPN. Jasne – tylko mały procent wszystkich uczestników meczu, ale do dziś nikt ze strony Lecha nie potępił rzucania racami w bramkarza Legii. Mało tego, prezes stowarzyszenia Lecha Poznań oficjalnie pisze, że „nie będzie w żadnym zakresie komentował finałowego meczu”, co nie przeszkadza temu samemu prezesowi odcinać się od gwizdania na prezydenta Dudę i wskazywać palcem na „złych” pikników. W sprawie bez znaczenia mamy stanowczy komunikat, a w tej fundamentalnej ciszę. Najwyraźniej takie priorytety.
A mimo to z ust prezesa Bońka (zresztą z komunikatu PZPN po finale też) poszedł przekaz, który można uznać co najmniej za odważny. Wbrew opinii publicznej, za którą szedł ślepo poprzedni rząd. Wbrew stereotypom i wbrew temu, co wygodne doraźnie. Oby jego było na wierzchu po kolejnych finałach, ale jasne wydaje się jedno: srogie kary za poniedziałek niczego nie nauczą tych, przez których kluby są karane.
Reklama