Komentarz: Polski problem stadionowy czy tylko dziennikarski?

źródło: własne; autor: michał

Komentarz: Polski problem stadionowy czy tylko dziennikarski? Trudno chyba znaleźć inny kraj, w którym niecały rok po wielkiej imprezie ze skrajnej, wręcz nierozsądnej euforii przechodzi się do wizji apokaliptycznych. Pytanie tylko, czy to wina stadionów, czy może jednak poziomu debaty publicznej?

Reklama

Wczoraj na portalu Wyborcza.pl ukazał się tekst Michała Kiedrowskiego na temat katastrofy, jaką są polskie stadiony piłkarskie zbudowane na Euro 2012 lub przy okazji imprezy. Już w tytule autor pyta, czy „na zawsze będziemy dokładać do Euro 2012?”. Później jednak nie stara się odpowiedzieć na tak postawione pytanie, tylko wypisuje negatywne aspekty i pomija pozytywne. W takim razie Redaktora czeka teraz szok: przed Euro 2012 też dokładaliśmy do stadionów i Panu to nie przeszkadzało…

Może nie zadawałby podobnych pytań, gdyby przed samą imprezą (a pracuje w „Gazecie Wyborczej” od czasów, gdy hasło „Euro 2012” wywoływało odruch pukania się w czoło) on i jego redakcyjni koledzy rzetelnie wykonywali swoją pracę i patrzyli władzom na ręce.

Ale oni tego nie robili. Woleli powtarzać hurraoptymistyczne hasła polityków (którzy, jak wiadomo, nigdy nie dają obietnic bez pokrycia, a w kwestii stadionów są od zawsze ekspertami), jaki to skok cywilizacyjny nas czeka. Że może być tylko wspaniale i że musi tak być.

Ale Polska nie jest pod kloszem, mamy dostęp do doświadczeń innych państw. Nikt nie bronił sprawdzić, jak podobne imprezy wpływały na inne kraje w kwestii rzeczonego skoku cywilizacyjnego. Jak tam wybierano model budowy i zarządzania stadionami. To nie wymagało wielkich nakładów pracy, bo informacje można zebrać nawet bez wykonania jednego telefonu. Trzeba tylko chcieć. Kiedrowskiemu się nie chciało.

Mało tego, w najnowszym tekście też mu się nie chciało. Zbił jedynie w całość różne doniesienia z całego kraju, byle tylko negatywne. Bardzo skutecznie pominął prawie wszystkie pozytywne kwestie. Bo skok cywilizacyjny jest, imprezy są, wzrost frekwencji na meczach też jest, czy raczej był (niestety, zatrzymany m.in. przepisami z 2009, ale to bardzo złożona kwestia).

Redaktor Kiedrowski nie raczył wspomnieć, że w Poznaniu Lech zakontraktował gwiazdę na ten sezon (Alicia Keys) i twierdzi, że Lech nie chce koncertów. Tymczasem model stadionu piłkarskiego w sezonie z koncertem/ami w przerwie letniej sprawdza się w różnych krajach.

W informacje z Gdańska, jakoby koncert Jennifer Lopez przyniósł zysk, powątpiewa otwarcie. Panie Kiedrowski, to Pan jesteś dziennikarzem, Pan to sprawdź, a nie pisz kpiąco, że „ponoć” przyniósł zysk. Nie wspominając już o tym, że stadion w Gliwicach został otwarty półtora roku temu, a według Pańskich informacji wciąż jest w budowie. Jeśli już buduje się teksty z newsów innych autorów, to należy sprawdzać ich aktualność…

Dzisiejszy płacz nad rozlanym mlekiem brzmi dziecinnie, bo to właśnie dziennikarze mieli największy wpływ na pompowanie balonika, który niedawno pękł. To oni nie informowali opinii publicznej, że setki milionów wydawane na stadiony będzie bardzo ciężko odzyskać w jakiejkolwiek formie. Gdyby sprawdzali słowa polityków na bieżąco, wiedzieliby dobrze, że obietnice są na wyrost. Że przynajmniej niektóre obiekty zostały przeskalowane, że nie analizowano dobrze potrzeb przed imprezą.

Okazało się, że jedyne w pełni policzalne zyski z Euro 2012 wzięła UEFA. Ale moment, to było jasne od początku – my dajemy im infrastrukturę i korzystamy na promocji i turystyce, a oni biorą kasę od sponsorów i za bilety, w ogromnym uproszczeniu. Naprawdę, Kiedrowski nie czytał dokumentów turniejowych?

Jeśli ktoś myślał, że w Polsce, gdzie kwestii zarządzania stadionami nigdy nie było, nagle wszyscy będą sprawnie operować nowoczesnymi arenami, to był w błędzie i do takiego myślenia nie miał podstaw. Jeśli ktoś myślał, że polski rynek „naming rights”, nieistniejący jeszcze parę lat temu, nagle będzie lukratywnym biznesem, to też nie najlepsze o sobie wystawia świadectwo. Nawet na Zachodzie nigdy nie szło tak lekko – pierwsze lata trzeba przepracować na nauczenie się każdego stadionu z osobna i jeśli niespełna rok po Euro mówi się o katastrofie, to ma się marne pojęcie o realiach, Panie Redaktorze.

Można krytykować otwarcie Wrocław za katastrofalne wyniki finansowe ich stadionu. Nawet trzeba! Można psioczyć na Narodowe Centrum Sportu i Lechia Operator, których nowe stadiony przerosły. Na patową sytuację przy Reymonta w Krakowie, która ciągnie się latami i zakrawa o kpinę. Ale trzeba też spojrzeć na inne okoliczności i spróbować odpowiedzieć, dlaczego tak jest, jak to zmienić. Jeśli jedynym pomysłem polskich dziennikarzy (przepraszam za szkodliwą generalizację) jest nie zostawić suchej nitki na inwestycjach i osobach, które ci sami dziennikarze wynieśli na piedestał parę lat temu, to naprawdę mamy problem. Ale nie tylko ze stadionami…

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama