Katowice: Kibice nie są częścią problemu, są częścią rozwiązania
źródło: własne; autor: michał
Taki w dużym skrócie jest wniosek po czwartkowej konferencji „Sport a społeczna dyscyplina”. Gorący w ostatnich tygodniach temat bezpieczeństwa na meczach doczekał się naukowej oceny w Katowicach, dokąd zjechali specjaliści z Polski, Niemiec, Anglii i Hiszpanii.
Reklama
W czwartek przez ponad 5 godzin eksperci – naukowcy, praktycy pracy z kibicami i sami fani – dzielili się swoimi doświadczeniami w auli Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Każdy chętny mógł nie tylko wysłuchać, wejść w polemikę w otwartej dyskusji, ale też porozmawiać „w kuluarach” z przedstawicielami różnorodnych instytucji z czterech krajów. Część programu gościnnie prowadził dyrektor remontowanego kilka kilometrów dalej Stadionu Śląskiego, Marek Szczerbowski.
Kim jest kibic?
Jeśli brzmi banalnie, to już w pierwszej części programu można było się przekonać, że nie jest. Przedstawiciele GKS Katowice pokazali, jak ich klub odrodził się właśnie dzięki kibicom, którzy pewnej zimy powiedzieli dość i zaczęli akcję plakatową, która była pierwszym krokiem do odrodzenia upadłego zespołu. Gdy udało się reaktywować klub i niepewni oczekiwali pierwszego meczu, zobaczyli na trybunach 5000 ludzi. W czwartej lidze. Jak sam wspominał rzecznik GieKSy Piotr Hyla – ugięły się pod nimi nogi, bo udało się coś z pozoru niemożliwego. Niemożliwego, jeśli wziąć pod uwagę, że za odbudowę klubu zabrało się kilkudziesięciu nastolatków.
Co w praktyce pokazali fani GKS Katowice, nakreślił w teorii dr Dariusz Łapiński, specjalista ds. kontaktów z kibicami w spółce PL.2012. - Bo kibic chce być lepszy od innych. To go odróżnia od konsumenta widowiska sportowego. Pojawia się pytanie o formy aktywności, w których dochodzi do konkurencji między kibicami przeciwnych klubów. Są wśród nich te bardziej, ale i niestety mniej... zacne
– eufemizował Łapiński, nie rozwodząc się nad zjawiskami patologicznymi, które niestety występują w środowisku. Mimo ich istnienia kibicowanie jest według niego esencją futbolu, jaki znamy. To właśnie fani sprawiają, że piłka nożna stała się społecznym fenomenem. - Fenomenem nie jest teatr, nie jest nim też opera. Bo teatr i opera nie mają swoich kibiców, ludzi gotowych na poświęcenia w ich imieniu
– podkreślał Łapiński.
Pierwszą część konferencji zakończyło wystąpienie doktoranta Uniwersytetu Wrocławskiego, Piotra Pałaszewskiego. Poświęcił prezentację na skonfrontowanie wymienionych powyżej cech środowiska kibiców z medialnym wizerunkiem fanów. Podstawą porównania stał się mecz wyjazdowy Lecha w Pradze, przed którym media ostrzegały Czechów przed najbardziej bezwzględnymi bandytami Europy. Po meczu można było przeczytać opinie zgoła odmienne, bo rzeczywistość okazała się nie tylko niegroźna, ale też bardzo widowiskowa – przemarsz kibiców Lecha był na chwilę jedną z atrakcji turystycznych Pragi. Bardziej szczegółowo porównanie z prezentacji można poznać w naszym dziale Publikacje, gdzie zamieszczamy artykuł Piotra Pałaszewskiego.
Jak (nie) walczyć z kibicami
Drugą część konferencji zdominowała prezentacja dr. Clifforda Stotta z University of Liverpool. Od 15 lat zajmuje się on badaniem tłumów i skutecznego zarządzania nimi. Wielka Brytania jak żaden inny kraj musiała się zająć tym zagadnieniem, bo popularność futbolu wśród Brytyjczyków doprowadziła do ponad 200 ofiar śmiertelnych (Hillsborough, Bradford, Heysel i inne) właśnie wskutek złego zarządzania tłumem.
Jak zauważył Stott, istnieje tendencja do traktowania wszystkich jak potencjalnych przestępców. Według niego w sytuacjach krytycznych może to prowadzić do... wzrostu siły chuliganów. Fani piłkarscy, którzy w normalnej sytuacji nie zachowują się agresywnie, mogą pod wpływem represji solidaryzować się właśnie z agresywną mniejszością i prędzej wejdą w spór z prawem, gdy będą represjonowani. Skoro władze i tak potraktowały ich jak bandytów, łatwiej im się z tymi bandytami solidaryzować. Według badań Stotta (prowadzonych głównie w Anglii) istnieje pewna prawidłowość – im więcej policji i im bardziej jest ona represyjna, tym większe jest ryzyko zamieszek.
Jak więc rozwiązać problem? Stott zasugerował odwrócenie zasady. Skoro zwiększona aktywność policji powoduje niepokój, to mniejsza jej liczebność może uspokajać sytuację. Oczywiście nie oznacza to, że należy zrezygnować z oddziałów gotowych do szybkiej interwencji w przypadku zamieszek. Według niego nie można jednak wystawiać ich na pierwszy ogień. Do kontaktu z kibicami należy wysłać pojedynczych przeszkolonych funkcjonariuszy, którzy mają pomagać przyjezdnym i pokazać, że organizatorzy są po ich stronie. Naukowiec z Liverpoolu na uwiarygodnienie swoich tez ma jeden niepodważalny dowód: Euro 2004. Już dwa lata przed imprezą pracował z organizatorami, by nie było żadnych większych incydentów. I nie było – ani jednego przez trzy tygodnie imprezy!
Dużo pracy dla kibiców, dużo pracy z kibicami
Nie pałki, psy i armatki wodne, a dialog – takie rozwiązanie wskazał dr. Stott. W trzeciej części konferencji te same rozwiązania w praktyce pokazali kibice z Hiszpanii i Niemiec, a także pracownicy socjalni z Niemiec i Polski. Przed każdą ze stron – i przed władzami, i przed kibicami – jest dużo pracy, by zbudować dobre relacje i nauczyć się prowadzić dialog.
Przykładami tego dialogu w Niemczech są tzw. fanprojekty, działające z powodzeniem już od 20 lat. Przedstawiciele dwóch z nich – z HSV Hamburg i VfL Bochum – pokazywali, jak starają się integrować młodzież wokół pozytywnej aktywności. Od roku niemieckie instytucje mają już pierwsze odpowiedniki w Polsce. Fanprojekty – w Polsce nazwane „Kibice Razem” - to utrzymywane z publicznych pieniędzy ośrodki, które mają wspierać pozytywne działania fanów konkretnego klubu. Jako pierwsi w Polsce takie wsparcie otrzymali kibice Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław. Tych drugich na konferencji reprezentowali Jakub Kurowski i Joanna Łaska, którzy prezentowali efekty rocznej działalności ośrodka.
Reklama