Zielona Góra: Podskoki to wandalizm?
źródło: Gazeta.pl; autor: michał
Firma Alstal tłumaczy się w sposoby bardzo karkołomne: a to, że w Polsce są inne normy, a to że nikt inny nie skacze tak, jak kibice Falubazu. Nie przewidziano jednego z bardziej charakterystycznych zachowań kibiców i teraz nazywa się je wandalizmem. A trybuna wciąż jest uznana za niebezpieczną, ale otwarta dla widzów – relacjonuje „Gazeta Wyborcza”.
Reklama
Jesienią 2009 Alstal wygrał przetarg na budowę nowej trybuny na łuku zielonogórskiego stadionu. Terminu nie udało się dotrzymać, ale w 2010 roku nowe sektory były gotowe. Budowlańcy narzekali na zimę i koszmarny projekt budowlany, który dostali od prezydenta miasta. Zrobili nowy, odchudzając konstrukcję. Zamiast lać beton, postawili gotowe prefabrykaty. Tak urosła Trybuna K, wysoka na 25 rzędów i mieszcząca 6000 widzów.
Jednak zadaszenie, kryjące tylko kilka najwyższych rzędów, zaczęło falować podczas podskoków ok. 6000 kibiców zgromadzonych na trybunie.
Magistrat zażądał od Alstalu badań. Firma zapewniała, że odchylenia sięgają kilkunastu milimetrów i jest bezpiecznie. Ale że odchylenia były widoczne gołym okiem z drugiego końca stadionu, to tłumaczenie nie wystarczyło. Sprawą zajęli się naukowcy z Uniwersytetu Zielonogórskiego, którzy uznali, że konstrukcję trzeba wzmocnić. Wykonawca zamontował dodatkowe liny, które spinając podpory trybuny z dachem miały usztywnić całość.
Na przełomie kwietnia i maja projektant stadionu napisał, że należy kategorycznie zakazać podskoków na trybunie, bo ta wpada w niebezpieczny rezonans, a działanie ma charakter wandalizmu. Firma Stalko nie przewidziała w projekcie, że kibice mogą chcieć skakać. Dlaczego? Bo, zgodnie z prawem, nie musiała. Tyle że prawo nie obejmuje wszystkich zachowań typowych dla użytkowników stadionów. Nie znaczy to, że nie trzeba ich uwzględniać. - Wandalizm? Absurdalne. Tańce, podskoki to wspieranie drużyny. Owszem, można tego nie brać go pod uwagę, ale przy budowie cmentarzy
– nie dowierza dr Dominik Antonowicz, socjolog badający kibiców. Podskoki na trybunach całego świata nie są niczym nowym. Ale są dla firmy Stalko. Dla nich to pierwszy projekt stadionu.
Sprawę analizował ekspert z Pomorza, prof. Krzysztof Wilde. Potwierdził, że dla trybuny podskoki są niszczącą siłą – prowadzą do jej przyspieszonego starzenia i mogą skończyć się katastrofą budowlaną.
Za projektantami nadzorujący inwestycję MOSiR apelował, by fani nie podskakiwali. Ale taki zakaz jest nieprecyzyjny i spowodował duże tarcia. - Projektant może tak stawiać niszę klasztorną, a nie stadion żużlowy
– ironizuje Władysław Komarnicki, prezes Stali Gorzów, z zawodu budowlaniec. Podobne lub bardziej uszczypliwe uwagi popłynęły od kibiców i działaczy Falubazu. Nie wyobrażają sobie zaprzestania jednego z tradycyjnych stadionowych rytuałów.
Wykonawcę to… mało obchodzi. - Wybraliśmy projektanta z czołówki polskich specjalistów. Zmiany dotyczyły wymiany konstrukcji żelbetowej wylewanej na mokro na tę z prefabrykatów. Wszystkie dane o nośności konstrukcji pozostały takie jak w projekcie przedstawionym przez miasto. Matematyka nie kłamie. Projekt jest zgodny z polskimi normami. A jakie one są, to już problem dla polskich organizacji technicznych, by uwzględniały takie zjawiska, jakie występują na zielonogórskim stadionie
– tłumaczy swoją firmę Jarosław Szczupak, dyrektor handlowy Alstalu.
Maja Sałwacka z „Gazety Wyborczej” odpowiada, że takie podskoki są normą też na innych stadionach. I tu pojawia się być może najbardziej kuriozalne tłumaczenie: - Nikt nie skacze tak jak na Falubazie. W jednym stałym rytmie. To może zniszczyć każdą trybunę. Tym bardziej że Polska nie ma doświadczeń w budowaniu nowych stadionów. Do tej pory głównie budowano je na skarpach, wykładano kostką brukową
– mówi Szczupak.
Polska ma już jednak doświadczenia – na nowych stadionach w Poznaniu czy Krakowie (film poniżej) skaczą podobne liczebnie grupy kibiców. W Niemczech też, czasem nawet większe i nie mniej rytmicznie od fanów z Zielonej Góry. Od kibiców Lecha zwyczaj przejęli nawet fani Manchesteru City, którzy podskoki powtórzyli niedawno na Wembley – w liczbie kilkakrotnie wyższej niż w Zielonej Górze.
W większości przypadków nie ma żadnych problemów, bo konstrukcje uwzględniają takie obciążenie. Na początku w Poznaniu kibice obawiali się, bo stopnie trybun wpadały w drgania, ale nie zanotowano zagrożenia podobnego do tego z Lubuskiego. Wyjątkiem na tej liście może być stadion w Norymberdze, gdzie fanom skaczącym kazano się przenieść na inny sektor. Ale tam podskakiwali na trybunie wiszącej, której od spodu nic nie podtrzymywało (nawet zamontowanie podpór nie rozwiązało zresztą problemu). Dziś skaczą na poziomie niższym – podobnym do tego z Zielonej Góry. I zjawisko się nie powtarza.
W Zielonej Górze jednak powtarza się każdorazowo. Po testach przeprowadzonych 14 maja wnioski są podobne. Teraz jednak prof. Wilde analizujący drgania dopuszcza warunkowo opcję wejścia na trybunę. Z jednym zastrzeżeniem – nie na rzędy 22-25, bo tam drgania są najgroźniejsze. W ostatnim meczu na trybunie było nieco poniżej 4000 kibiców i kilka razy skakali. Nic się nie stało.
Reklama