Wielka tragedia: Ellis Park

autor: Michał Karaś

O północy przedstawiciel służb ratowniczych wyszedł do mediów i potwierdził śmierć 43 osób. Przynajmniej 155 odniosło obrażenia. To nie wydarzenia z ubiegłego stulecia – dziś mija 8 lat od największej tragedii na trybunach w RPA. Za rok na tym samym stadionie odbędzie się Mundial 2010.

W marcu 2001, podczas spotkania policji, organizatorów, władz ligi i zarządu stadionu, jeden z uczestników w dosadny sposób zwrócił uwagę na problem zarządzania tłumem. „Panie prezesie, czy mogę podnieść kilka kwestii, nie ryzykując, że zostanę uznany za wrzód na dupie?” - miało brzmieć pierwsze zdanie, cytowane później przez sędziego.

„Strzelamy sobie w stopę przy bramach nr 4, 5 i 6 przy każdym dużym meczu. Do tej pory mieliśmy szczęście, ale prędzej czy później będą tam ranni” - brzmiał dalszy ciąg cytatu, przedstawiany w sądzie. Dwa lata później te same władze obecne na spotkaniu odsłaniały pomnik ku czci 43 ofiar tragedii.

Przeciwko sobie stanęły dwa największe kluby RPA, jedne z najbardziej popularnych w Afryce – Kaizer Chiefs kontra Orlando Pirates. Gdzie by nie grali, zawsze ściągają tłumy.

Tym razem spotkali się w Johannesburgu, na Ellis Park. W dniu meczu stadion należał do najnowocześniejszych w Afryce, miał same miejsca siedzące i bardzo pojemne trybuny – mógł przyjąć nawet 60 tysięcy widzów. Jednak, jak przyznał po tragedii przedstawiciel policji, na stadionie w szczytowym momencie było aż 120 tysięcy! Kolejne 60 tłoczyło się pod bramami. Najwięcej pod wspomnianymi już wejściami nr 4, 5 i 6.

Już kilkadziesiąt minut przed meczem zapanował chaos. Aż do północy nie wiadomo było, co się dokładnie stało. Dopiero wtedy przedstawiciel służb ratunkowych Rodney Eksteen wydał oficjalny komunikat. Zginęły 43 osoby, a 155 zostało rannych. 29 osób zginęło wewnątrz stadionu, a 14 pod bramami. Przyczyna: wybuch paniki.

Jak doszło do dwukrotnego przekroczenia dopuszczalnej pojemności i wybuchu paniki? Według raportu po zakończonym śledztwie, zawinili wszyscy odpowiedzialni za organizację meczu. W pierwszej kolejności nikt nie przewidział, że prawdopodobnie największe derby Afryki wzbudzą tak ogromne zainteresowanie.

Na drugim miejscu sąd wytknął brak wniosków z przeszłości, która obfituje w tragiczne wydarzenia. Dokładnie 10 lat wcześniej, w 1991, w mieście Orkney zginęły 42 osoby – mecz rozgrywały też Pirates i Chiefs. Wtedy przepełniony stadion wpadł w panikę, gdy jeden z kibiców Pirates po stracie gola ranił nożem fana rywali i groził innym. Zaledwie miesiąc później na czterech piłkarzy drużyny Orlando zawaliła się ściana na stadionie w Port Elizabeth – runęła pod naciskiem przepełnionych trybun.

Obwiniane są też same kluby. Od początków ich rywalizacji mecze wzbudzały ogromne zainteresowanie i skrajne emocje. Mimo to władze Pirates i Chiefs wybrały pieniądze nad bezpieczeństwo widzów. Przed meczem nigdy nie prowadziły przedsprzedaży, bo wtedy musiałyby płacić prowizje firmom pośredniczącym. Przed feralnymi derbami drużyna gospodarzy chciała wprowadzić pilotażowy program przedsprzedaży. Na tę formę sprzedaży przeznaczono jednak tylko 300 biletów. W efekcie wejściówki można było kupić tylko przed meczem. Pod stadionem pojawiło się więc prawie 200 tysięcy chętnych. W dodatku kluby nie przejmowały się liczbą miejsc – nieoficjalne informacje mówią o przeznaczeniu na sprzedaż aż 90 tys. biletów, choć pojemność była o 30 tys. mniejsza.

Stadion, choć jeden z najnowocześniejszych w Afryce i nowocześniejszy od wszystkich polskich obiektów, nie spełniał norm bezpieczeństwa FIFA i miejscowej SAFA. Źle działał system nagłaśniania, przez co widzowie nie słyszeli komunikatów bezpieczeństwa. Posłuszeństwa odmówił telebim, który miał pod bramami pokazywać mecz na żywo, by rozładować ruch.

I wreszcie fatalna była organizacja meczu. Nikt nie zarządzał ruchem, przez co parkingi i drogi dojazdowe były doszczętnie zapchane jeszcze przed meczem. Pod bramami ochrona kompletnie nie radziła sobie z tłoczącymi się kibicami. Początkowo wielu porządkowych zarabiało, wpuszczając kibiców bez biletów za łapówkę. Gdy wewnątrz rozpoczynał się mecz, tłum zaczął napierać na bramy coraz mocniej, a ochroniarze... uciekli. Ludzie skakali przez ogrodzenie, które puściło i pozwoliło w kilku miejscach przechodzić kolejnym widzom. Inni byli spychani wprost na druty kolczaste. To pod bramami 4, 5 i 6 zginęło 14 osób.

Wewnątrz tłum był coraz gęstszy i w 15. minucie meczu na boisko zaczęli się wylewać ludzie, a później... zwłoki. To skutek paniki, wywołanej prawdopodobnie przez zachowanie niektórych kibiców i policji. Funkcjonariusze by zapanować nad sytuacją zachowali się niezwykle nonszalancko, wystrzeliwując w tłum gaz łzawiący, przed którym ludzie zaczynali natychmiast uciekać, depcząc innych. Według raportu policja nie zrobiła też nic, by udrożnić drogi komunikacyjne na stadion. W efekcie ambulanse nie były w stanie dojechać do obiektu i rannych przez dłuższy czas trzeba było odwozić ze stadionu helikopterami.

Do późnych godzin wieczornych trwało ustalanie liczby poszkodowanych, która ostatecznie stanęła na 43 ofiarach śmiertelnych i 155 osobach rannych. Wśród ofiar było osiem kobiet i jedno dziecko w wieku 11 lat.