EFFC 2017: Cztery podejścia do legalnej pirotechniki

źródło: własne | MK; autor: michał

EFFC 2017: Cztery podejścia do legalnej pirotechniki Nie wszystkie przyniosły sukces, a żadne nie zadowoli wszystkich. Jednak nie ma obecnie lepszych przykładów na walkę o legalną pirotechnikę niż te pokazane podczas Europejskiego Kongresu Kibiców 2017.

Reklama

Pirotechnika to taki temat, który podnosi temperaturę nie tylko na stadionie, ale też w debacie. Eksperci ds. bezpieczeństwa rzadko dają racom „szansę”, a kibice nie bardzo zamierzają się z nimi rozstawać. Gdzie leży rozwiązanie? Podczas EFFC 2017 w belgijskiej Gandawie ojcowie czterech „sukcesów” dzielili się swoim doświadczeniem.

Dania, Norwegia, Szwecja i USA to dziś prawie kompletna lista miejsc, gdzie sprawa legalnej pirotechniki idzie naprzód. Wszystkie te miejsca cechuje jedno: owocny dialog pomiędzy kibicami, klubami i władzami, trwający długie lata.

EFFC 2017

Norwegowie podnieśli słuchawkę

Norwegia przewodzi w zakresie dopuszczalności pirotechniki. Co prawda nie jest dozwolona w trakcie meczu, ale można odpalać race na trybunach w bezpieczny, ściśle regulowany sposób przed meczem. To na pewno nie to samo, co spontaniczny pokaz, w dodatku wymaga wielu pozwoleń i odpowiedzialności uczestników, ale efekty są tego warte.

Droga do uzyskania takiego porozumienia była długa i zaczęła się w 2005 roku. Zapytana o to, jak rozpocząć dialog z władzami, Hanne Mari Jordsmyr z norweskiej federacji kibiców (Norsk Supporterallianse) odpowiedziała wprost: – Trzeba podnieść słuchawkę i zadzwonić. Potem się spotkać i porozmawiać – mówi. W Norwegii udało się na tyle, że dziś kibice i władze piłkarskie mówią jednym głosem i ufają sobie nawzajem. Nawet policję udało się przeciągnąć na stronę legalizacji, a jedynie straż pożarna ogranicza dalsze postępy.

Norsk Supporterallianse to też jedna z pierwszych organizacji, które zareagowały na opublikowany w tym tygodniu raport UEFA. W eksperckim dokumencie czytamy, że jednoznacznie nie można zalecić korzystania z rac na stadionach. To, w opinii autorów, miałoby prowadzić nawet do „wielu ofiar”.

Norwescy kibice napisali w odpowiedzi: „Nie ma mowy, żeby jakikolwiek światły człowiek podpisał się pod dokumentem, że pirotechnika jest bezpieczna. Dr Tom Smith nie myli się, gdy przedstawia ryzyko wynikające z odpalania rac. Nas jednak prowokuje w jego pracy to, że nie przybliża nas ani o krok do bezpieczniejszego doświadczenia podczas meczów”. Swoją recenzję raportu zatytułowali uszczypliwie „Przeczytaliśmy raport UEFA o niebezpieczeństwie pirotechniki i nikt nam już tej straconej godziny nie odda”.

Szwecja też czeka na rozwiązania

Podobny zarzut do autorów raportów, nie tylko tego ostatniego, przedstawił podczas kongresu Mats Enquist, sekretarz generalny szwedzkiej Svensk Elitfotboll, spółki zarządzającej dwiema najwyższymi ligami.

Przeczytałem tonę raportów, które piszą o problemie pirotechniki. Ale nie dostałem na biurko ani jednego, który daje rozwiązanie tego problemu. Dziękujemy za zwrócenie uwagi, ale znamy ten problem, teraz czas się z nim zmierzyć – stwierdził Enquist, przekonany, że kibice po prostu nie zrezygnują z rac i warto szukać wspólnie rozwiązań.

W Szwecji kibice dziś oficjalnie mogą ubiegać się o pozwolenie na legalne odpalanie rac, ale to tylko pozorny sukces. W praktyce nie zmienia się nic, ponieważ wszystkie (!) złożone do tej pory wnioski zostały odrzucone przez policję. W Szwecji to właśnie ta służba jest najbardziej przeciwna, podczas gdy władze ligowe stanęły w dużej mierze po stronie kibiców.

Zasadniczy postęp Szwecji znajduje się gdzie indziej. Udało się znieść kary finansowe dla klubów za zachowanie ich kibiców. Dziś tylko kilka grzywien rocznie czeka na zapłatę, ponieważ są nakładane wyłącznie na klub, który nie dopełni obowiązków. Jeśli pomimo środków ostrożności kibice i tak wnoszą i palą race, wtedy kary nie ma. Tylko zaniedbania owocują ciosem w kasę klubową.

Co to zmienia? Po pierwsze, kluby nie cierpią z powodu zachowania swoich kibiców, a to pomaga im budować porozumienie. Po drugie, nie ma już konfliktu pomiędzy kibicami, z których wielu wcześniej nie aprobowało rac właśnie z obawy o budżet klubu.

W Danii projektują zimne race

W konferencji sporo do przekazania miał najbardziej karany finansowo klub Skandynawii, duńskie Brøndby. Właśnie tam trwają prace nad bezpiecznymi racami. Pomysł doczekał się nagłówków na całym świecie, a zrodził się z dwóch praktycznych powodów. Po pierwsze, trzeba wreszcie przestać płacić kary. Po drugie, w Danii – choć nawet tamtejsi kibice często o tym nie wiedzą – są legalne materiały pirotechniczne, ale tylko te „zimne”, jak świece dymne. Race i inne elementy generujące płomień pozostają zakazane.

Dlatego prace nad odpowiednio jasnymi racami, które nie emitują tyle dymu i ciepła, trwają od ponad roku, a efekty są coraz lepsze. Jeszcze nie zadowalające, ale jest coraz bliżej I są regularne postępy. – Dwa tygodnie temu po raz pierwszy władze Unii Europejskiej zatwierdziły nasz produkt, na razie wstępnie. Wkrótce powinniśmy dostać oznaczenie CE, które otwiera drogę dalej. Musimy przekonać polityków konkretnymi certyfikatami, nie wystarczy wartość estestyczna rac – powiedział Lasse Bauer, SLO w Brøndby. Niestety, dla kibiców to wartość estetyczna jest istotna, a nad nią w Danii muszą jeszcze popracować.

Orlando z sektorem do dymienia

Na koniec zostawiliśmy jedyny pozaeuropejski przypadek, Orlando City. Jest ostatni, ponieważ już dwukrotnie pisaliśmy Wam o niecodziennej sytuacji na Florydzie, gdzie powstały pierwsze znane nam sektory wyznaczone do odpalania pirotechniki. W Belgii – dzięki telekonferencji – opowiedział o tym Alex Wolf, wiceprezes Orlando City ds. organizacji meczów.

Jak wyjaśnił, w przypadku jego klubu to kibice dali znać, że trzeba działać na rzecz bezpiecznego uwzględnienia pirotechniki w meczach. W pierwszych latach istnienia OCSC grali na zapleczu MLS, więc odpalanie „piro” nikomu nie przeszkadzało, bo i władze się nimi nie interesowały. Teraz, gdy grają w MLS, musieli znaleźć kompromisowe rozwiązanie. Stąd pomysł, by wydzielić pierwsze rzędy na trybunie dopingującej właśnie dla odpalających.

Choć o racach nie ma mowy (przepisy ich zabraniają), świece dymne udało się z lokalną strażą pożarną wynegocjować. Konieczny był długi i ciągły dialog w tej sprawie i ostatecznie udało się dołączyć do Portland Timbers i NY Red Bulls, których kibice również mogą odpalać pirotechnikę w pewnym zakresie.

W każdym z tych przypadków komunikacja pomiędzy kibicami, klubem i władzami była konieczna i okazała się niezbędna, by posunąć sprawy naprzód. W każdym przypadku trwało to lata i proces się nie kończy, idzie naprzód. Jak dotąd nie poznaliśmy lepszych rozwiązań, więc wszystkie te przypadki warto śledzić.

Reklama