Poznań: Wina za usterkę była, kary nie ma

źródło: Wyborcza.pl; autor: michał

Poznań: Wina za usterkę była, kary nie ma Kto był winny spękaniu trybuny w Poznaniu – wiadomo. Ale kary dla osób winnych zagrożenia zdrowia lub życia kibiców nie będzie – pisze Wyborcza.pl. Ponieważ… usterki naprawiono, więc już po sprawie.

Reklama

Wykryte wiosną 2013 pęknięcie głównej belki na drugim poziomie zachodniej trybuny Inea Stadionu zagrażało zdrowiu, a nawet życiu widzów. By belka nie runęła na lożę VIP, podparto ją stalowym wspornikiem. Władze Poznania nie informowały jednak opinii publicznej, że usterka groziła katastrofą budowlaną. Dopiero ujawnienie uszkodzenia przez „Gazetę Wyborczą” pozwoliło widzom dowiedzieć się, dlaczego na część górnego poziomu nie wpuszczano widzów.

Szef nadzoru budowlanego Paweł Łukaszewski uznał, że winę ponoszą trzy osoby: kierownik robót na trybunie, gdzie popękała belka, kierownik budowy całego stadionu, a także inspektor, który z ramienia miasta nadzorował inwestycję. Pierwszy ze wskazanych przez nadzór kierowników tłumaczył brak podkładek zabezpieczających konstrukcję przed pękaniem… trzema tygodniami nieobecności po narodzinach dziecka. W tym czasie nie miał zastępcy, więc montażu bezpośrednio nie nadzorował nikt.

Łukaszewski zarzucił im niedbałe wykonywanie obowiązków oraz spowodowanie zagrożenia życia lub zdrowia ludzi "wskutek rażących błędów lub zaniedbań". Sprawą zajął się Przemysław Barczyński, rzecznik odpowiedzialności zawodowej działający przy izbie inżynierów. Zarzuty potwierdził i skierował wniosek o ukaranie budowlańców przez wewnętrzny sąd dyscyplinarny.

Groziła im kara od nagany do odebrania uprawnień na pięć lat. Nie dostali jednak żadnej, ponieważ… usterkę naprawiono. – Zarzut stworzenia zagrożenia nie znalazł poparcia, bo uszkodzenia zostały zabezpieczone przez zamontowanie stalowych podparćmówi „Gazecie Wyborczej” przewodniczący sądu Lech Grodzicki.

Jednak przepisy kodeksu postępowania administracyjnego nie dają podstaw do takiej decyzji, ponieważ naprawa nie zmienia faktu, że zagrożenie istniało. Szef nadzoru budowlanego decyzji sądu nie komentuje, choć to on zgłosił powstanie zagrożenia przez rażące błędy i zaniedbania.

Reklama