Pirotechnika: Norwegia, czyli ziemia obiecana?

źródło: własne; autor: michał

Pirotechnika: Norwegia, czyli ziemia obiecana? Rok temu zapadały w Norwegii decyzje o częściowej delegalizacji pirotechniki na sezon 2013. Dziś to już przeszłość. Race i fajerwerki znów są legalne, choć kibice muszą być zdeterminowani – droga biurokratyczna do przeprowadzenia oprawy z pirotechniką nie jest krótka.

Reklama

W większości krajów schemat jest podobny: odpalając jakikolwiek materiał pirotechniczny na trybunach narażasz się na aresztowanie, proces i co najmniej grzywnę oraz zakaz wstępu na stadion(y). Czasem, jak w Polsce, nawet na więzienie. Wyjątków na mapie Europy jest niewiele, a za wzór wielu uznaje Norwegię. Tam race i inne materiały pirotechniczne zostały dopuszczone do legalnego użytku na stadionach w 2011 roku, po serii testów w Oslo i Trondheim. Radość kibiców trwała jednak dwa sezony...

Kiedy po sezonie 2012 bez konsultacji z kibicami wprowadzono znów zakaz odpalania pirotechniki na trybunach, zawrzało. Nic zresztą dziwnego, ponieważ Norwegowie nie tylko mieli stosunkowo dobre doświadczenia z racami, ale też dialog, który i władze, i kibice chwalili wielokrotnie.

Na początku zeszłego roku tego dialogu zabrakło, jednak już wiosną obie strony informowały o postępach w ponownych rozmowach. Kibice otrzymali wyzwanie – w pierwszych kolejkach rundy wiosennej nie może być nielegalnych opraw z użyciem rac. Zobowiązania udało się dotrzymać i już w kwietniu związek piłkarski NFF opowiedział się za ponownym złagodzeniem przepisów.

Łagodnie, ale odpowiedzialnie

Dziś w Norwegii znów można odpalać race, ale nie tylko. Właściwie, to może odpalać wszystko! Po osiągnięciu wielostronnego porozumienia kibice mogą wnieść na stadion prawie wszystkie środki (oznaczone klasami II, III i IV), nawet profesjonalne fajerwerki.

Oczywiście nie każdy środek nada się do odpalenia na samych trybunach, ale zasad bezpieczeństwa pilnują tu wszyscy – od władz, klubu, służb ratunkowych, po kibiców: Przed każdym pokazem kibice muszą złożyć wniosek o jego zatwierdzenie, najpóźniej w południe dzień przed meczem.

We wniosku muszą być ujęte wszystkie szczegóły pokazu: jakie materiały (koniecznie atestowane w Norwegii), ile ich będzie, w których częściach stadionu, ile czasu zajmie pokaz, a także kto (z imienia i nazwiska) będzie w nim uczestniczył. To sporo papierkowej roboty tym bardziej, że we wniosku trzeba zawrzeć pozwolenia od policji, straży pożarnej, a także właściciela stadionu, czyli miasta, klubu lub innego podmiotu. Wreszcie po złożeniu wniosku pozwolenia udziela związek piłkarski.

Przygotowanie choreografii z udziałem pirotechniki jest więc organizacyjnie wymagające, ale to wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa uczestników. Mało tego – narodowe stowarzyszenie kibiców, które wypracowało to niezwykłe porozumienie, daje dodatkowe wytyczne swoim członkom. Każdy pokaz powinien odbyć się w bezpiecznej odległości od innych widzów, z gaśnicą i wiadrem piasku w pobliżu do wygaszania materiałów.

Zwycięski rozsądek

O tym, że race są częścią kultury kibiców w wielu krajach europejskich, nie trzeba zapewne przekonywać nikogo. Od kilku dekad pojawiają się na trybunach od Hiszpanii po daleki wschód Rosji, od Izraela i Cypru na południu po właśnie Norwegię na północy. Jednak polityka przyjęta przez władze wielu państw oraz przez UEFA sprawia, że odpalenie racy urasta do rangi przestępstwa.

Co w związku z tym się dzieje? Kibice wcale nie zaprzestają wnoszenia pirotechniki, a kolejne zakazy to po prostu kolejne wyzwania. Monitoring i wysokie wyroki sprawiają, że kibice częściej odpalają race np. w gęstym tłumie lub pod flagami – by uniknąć identyfikacji. A kiedy raca się wypala, rzucają ją jak najdalej – w kierunku boiska lub innych trybun. To potencjalnie niebezpieczne sytuacje, których norweskie rozwiązanie pozwala uniknąć. Nie obawiając się konsekwencji kibic skupia się na tym, by przeprowadzić pokaz prawidłowo i bezpiecznie, a nie bezkarnie.

Oczywiście również w Norwegii kibice stają przed pytaniem: odpalać legalnie, ale z obostrzeniami, czy ignorować przepisy? W drugim przypadku nawet w liberalnej Norwegii mogą stać się przestępcami.

Reklama