Warszawa: Zbytnia skrupulatność ochrony?

źródło: Legionisci.com / własne; autor: michał

Przed zeszłotygodniowym meczem z Ruchem Chorzów kibice stali w gęstych tłumach przy wejściu na trybuny. Podobnie było w marcu, przed meczem z Zagłębiem Lubin. Serwis Legionisci.com informuje, że to efekt postawy służb porządkowych.

Reklama

Po meczu z Ruchem cała Polska zwróciła oczy w stronę Stadionu Wojska Polskiego, ale to w związku z zachowaniem jednego tylko kibica stołecznego klubu. Tymczasem przed spotkaniem tysiące ludzi stały w długich kolejkach pod bramami na Żyletę, a bliżej samego spotkania również na przylegającą trybunę na prostej.

Jak podaje serwis Legionisci.com, gęstniejące tłumy pod kołowrotami na stadion były rezultatem bardzo skrupulatnych kontroli prowadzonych przez ochroniarzy. Ci stanęli tuż za wejściami, a nie – jak powszechnie się stosuje – kilka metrów dalej, by nie hamować napływu fanów. Tym samym przejście było zablokowane, a kołowroty nie mogły przepuszczać kolejnych kibiców aż do zakończenia kontroli tych przed nimi. W związku z tym przepustowość bram spadła bardzo wyraźnie. Na tyle, że chwilę przed rozpoczęciem spotkania pod bramami mogło się tłoczyć nawet parę tysięcy ludzi.

Serwis Legionisci.com kwestionuje zasadność takiej praktyki. Z jednej strony jej celem jest podniesienie poziomu bezpieczeństwa samej imprezy, ale z drugiej – bezpieczeństwo i komfort obsługi osób oczekujących na wejście spadają bardzo wyraźnie. Tymczasem to właśnie zbyt mała przepustowość była parokrotnie pośrednią przyczyną wielkich tragedii, w których ludzie ginęli m.in. na Hillsborough. By jednak nie sięgać tak daleko pamięcią przypomnijmy, że o włos od tragedii spowodowanej gęstym tłumem pod bramami było w 2010 roku w angielskim Exeter.

Powodowanie zatorów jest podręcznikowym błędem organizatora, ponieważ niemożność wejścia na stadion tuż przed jego rozpoczęciem prowadzi często do napięć, a bieg wypadków w takim tłumie jest bardzo trudny do kontrolowania.

Według Legionisci.com jest jeszcze jeden aspekt – prawny. Bo choć Legia formalnie (i karnie) odpowiada tylko za ludzi, którym bezpieczeństwo zapewnia już na stadionie, to takiej kontroli zgodnie z prawem prowadzić nie powinna. Dokładne przeszukanie osoby wchodzącej powinno przebiegać według schematu przewidzianego prawem, a ten nie został zachowany na Łazienkowskiej. Chodzi przede wszystkim o informowanie przez służbę porządkową, na jakiej podstawie kibic jest sprawdzany. Ten przepis jest jednak ignorowany powszechnie w całym kraju.

Reklama