Łódź: Narasta konflikt Widzewa z miastem o stadion
źródło: Stadiony.net; autor: Mateusz Osmola
12 sierpnia miało miejsce pierwsze od 2013 roku ekstraklasowe starcie pomiędzy Widzewem a Legią Warszawa. W trakcie meczu na trybunach pojawił się transparent wymierzony przeciwko władzom miejskim. Podsycił on konflikt między magistratem a klubem o stadion, który, jak się okazało, trwa już od dłuższego czasu.
Reklama
Powrót klasyka po 9 latach
Spotkanie na Stadionie Miejskim przy Piłsudskiego oglądał, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, komplet widzów. Na trybunach panowała atmosfera piłkarskiego święta, a i sami piłkarze dostarczyli swoim sympatykom wielu emocji. Ostatecznie górą okazali się goście, którzy zwyciężyli 2:1. Nie obyło się jednak bez incydentów.
Najpierw kibice Widzewa pokazali sektorówkę z niecenzuralną parafrazą słów marszałka Piłsudskiego, wymierzoną w Legię. Pod koniec meczu sympatycy RTS-u, zirytowani decyzjami sędziego, zaczęli rzucać w piłkarzy „Wojskowych” różnymi przedmiotami. Zarówno w sektorach zajmowanych przez kibiców gospodarzy jak i gości odpalone zostały race. Na oba kluby zostały nałożone kary finansowe przez Komisję Ligi, Widzew musi zapłacić 30 000 zł, a Legia 10 000 zł.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden transparent, jaki pojawił się na trybunach. Widniał na nim napis: "Przyszła świta z miasta ogrzać się dziś w blasku. Zdanowska, Pustelnik, Domasiewicz, Przywara, Worach. To nie jest Instagram. Nie będzie oklasków". Władzom miasta nie przypadło do gustu takie hasło i postanowiły działać.
Zarządca stadionu atakuje prezesa Widzewa
W poniedziałek, 15 sierpnia zarządzająca stadionem spółka Miejska Arena Kultury i Sportu (MAKiS) rozesłała po lokalnych redakcjach nagranie, w którym rzekomo widać jak prezes Widzewa, Mateusz Dróżdż, osobiście przywozi kontrowersyjny transparent. Sternik klubu miał też niszczyć znaki drogowe i być upominany przez policję. Prezes MAKiS-u, Sławomir Worach, w oświadczeniu zarzucał też Dróżdżowi opóźnianie imprezy masowej i zapowiada skierowanie do prokuratury sprawy skandalicznego zachowania prezesa Widzewa.
Na odpowiedź klubu nie trzeba było długo czekać, bo jeszcze tego samego dnia wydał swoje oświadczenie. Zaczęto od wyjaśnienia, że transparent widoczny na filmiku jest inny od tego, jaki pojawił się na trybunach w piątkowym meczu. Dziennikarz Canal+, Maciej Klimek, któremu na nagraniu prezes Widzewa pokazywał flagę, potwierdził tę wersję. Obaj panowie powiedzieli, że był to transparent, jaki wnieśli na stadion kibice GKS-u Katowice w zeszłym sezonie. Mateusz Dróżdż zachował go na pamiątkę.
W dalszej części oświadczenia klubu odniesiono się do zarzutów niszczenia znaków drogowych. Prezes miał usuwać pachołki, które blokowały wyjazd zaparkowanych samochodów. Pracownicy Zarządu Dróg i Transportu, jak twierdzi RTS, mieli stawiać znaki, aby potem mogli tam zaparkować goście MAKiS-u, zaproszeni na mecz z Legią. Po odłożeniu znaków przez prezesa zarządu i pracowników klubu, nikt więcej nie ingerował w ich ustawienie
– czytamy w oświadczeniu. Policja wylegitymowała Dróżdża, ale nie został on ukarany.
Następnie odpowiedziano na zarzuty dotyczące opóźnienia imprezy masowej. Miasto twierdzi, że prezes Widzewa swoim działaniem mógł doprowadzić do znacznego opóźnienia rozpoczęcia meczu, ze względu na problemy z wpuszczaniem gości na obiekt i utrudnianie pracy służbom. Dróżdż miał nawet fizycznie blokować wejścia dla VIP-ów. Klub odniósł się do tych zarzutów, tłumacząc, że prezes po rozmowie z komendantem Straży Miejskiej miał nie utrudniać dostępu do loży prezydenckiej i spotkanie mogło rozpocząć się zgodnie z planem.
Czy to już wojna miasta z klubem?
Następnego dnia najważniejsi działacze Widzewa zorganizowali godzinną konferencje prasową. W jej trakcie wyszło na jaw, że tarcia pomiędzy klubem a miastem odnośnie stadionu trwają już od jakiegoś czasu. Tomasz Stamirowski, większościowy udziałowiec RTS-u, nie krył żalu wobec tego, jak został przedstawiony klub i jego prezes w zmanipulowanym materiale i zapowiedział wkroczenie na drogę prawną. Jeśli chodzi o kwestie związane z działaniami operacyjnymi – od początku sezonu czuję się tutaj jak gość, a nie gospodarz
– wtórował mu Mateusz Dróżdż.
Stamirowski przypomniał, że miasto utrudniało zamontowanie herbu klubowego na stadionie, pomimo tego, że Widzew zapłacił za niego z własnej kasy. Problemem było również uzyskanie zgody na wykonanie muralu z wizerunkiem Krzysztofa Surlita. Klub ze swojego budżetu opłacił też branding całego obiektu.
Kością niezgody pomiędzy stronami jest też loża prezydencka, która pozostaje do dyspozycji miasta i kiedy MAKiS ma takie życzenie, to przejmuje tę przestrzeń. Przedstawiciele i goście Widzewa mają wtedy do niej utrudniony wstęp. Taka sytuacja miała miejsce m.in. na meczu z Legią. Działacze klubu zwracali uwagę, że na innych stadionach w Polsce, zbudowanych z pieniędzy samorządowych, to użytkujące je kluby rozporządzają lożami. Tak sytuacja przedstawia się chociażby na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla.
© Arewicz (cc: by)
Wiceprezes Widzewa, Michał Rydz, powiedział też, że miasto bez zapowiedzi wypowiedziało klubowi umowę najmu powierzchni biurowych na stadionie. Po 5 latach przestrzeń została wypowiedziana z nieznanych nam przyczyn, a w piśmie powołano się na zapis, że w wynajmowanych lokalach nie jest prowadzona działalność sportowa lecz komercyjna
– poinformował działacz. RTS będzie zatem musiał poszukać nowej siedziby.
W niedługim czasie po Widzewie swoją konferencję zorganizował MAKiS. Prezes Woroch tym razem złagodził ton swojej wypowiedzi i nie atakował już tak frontalnie Mateusza Dróżdża. Nie chcemy dochodzić i sprawdzać tłumaczeń co do transparentu. Naszym zdaniem od tego są właściwe służby. Jako operator stadionu mieliśmy obowiązek to uczynić
– powiedział Worach. Jedno nie ulega wątpliwości, na konflikcie wizerunkowo tracą obie strony, a na razie nie zapowiada się aby miastu i Widzewowi udało się szybko dojść do porozumienia.
Zapraszamy do zapoznania się z naszym materiałem porównującym oba łódzkie stadiony:
Reklama