Liczyli, że uda się otworzyć obiekt na 17 kwietnia, ale plany zweryfikowała rzeczywistość. Tym razem jednak się udało: 23 kwietnia Raków wraca do Częstochowy. Radość jest, nawet jeśli stadion w budowie i tymczasowy…

Ten komunikat Rakowa wywołał dziś euforię wśród kibiców. Raków czekał 706 dni na powrót do siebie. Od awansu do Ekstraklasy trzeba było grać na wyjazdach w Bełchatowie, co finaliście Pucharu Polski i trzeciemu (obecnie) klubowi Ekstraklasy nijak nie przystoi.

Piątkowy mecz przeciwko Śląskowi Wrocław jest więc powrotem zasłużonym i wyczekanym, nawet jeśli decyzja Komisji Licencyjnej zapadła dopiero na dwa dni przed meczem i dotyczy tylko tego jednego pojedynku. Przed końcem sezonu 2020/21 Raków chce jednak przetestować obiekt, by sprawdzić jego jakość.

© Raków Częstochowa

Oficjalne otwarcie stadionu nastąpi w lipcu. Podjęliśmy jednak decyzję o rozegraniu meczu na będącym w trakcie modernizacji obiekcie w celu zebrania doświadczeń i opracowania rozwiązań niezbędnych do jak najlepszego dostosowania stadionu dla potrzeb rozgrywania spotkań PKO Ekstraklasy – napisał klub w krótkim komunikacie.

Stan obiektu stanowi problem wizerunkowy, ponieważ poza murawą nawet trybuna główna (jedyna dotąd postawiona) jest niekompletna. Jeszcze dziś stawiano rusztowania, stanowiące tymczasowe podesty dla kamer.

Do tego budowa stadionu, choć tylko modułowego, stale się opóźnia i nadchodzące załamanie pogody nie zwiastuje najlepiej. Termin ukończenia minął 21 marca, później liczono na inaugurację 17 kwietnia. I znów się nie udało. Obecny i aktualny to dopiero koniec lipca – przed nowym sezonem. Biorąc pod uwagę, że Raków ma duże prawdopodobieństwo gry w pucharach, lato znów zapowiada się nerwowo.

Przypomnijmy, że nowy stadion ma zaoferować trzy składane trybuny o łącznej pojemności 5500 miejsc. Inwestycja jest warta ok. 17,5 mln zł, a pierwotny 8-miesięczny termin wykonania przedłużono już o ponad połowę.

Autor: MK

© Grupa VERSO