Saints uciekają z Nowego Orleanu, ale nie przed wirusem
źródło: Stadiony.net; autor: michał
Luizjana dostała po kościach od koronawirusa, ale to nie z nim walczą chwilowo New Orleans Saints. Ich walka toczy się w burmistrz LaToyą Cantrell, która nie chce wpuścić kibiców. Na szczęście jest rozwiązanie, które uszczęśliwi wszystkich...
Reklama
Saints mają jeden z najbardziej rozpoznawalnych stadionów USA, do tego zmodernizowany niedawno wielkim kosztem. Mercedes-Benz Superdome to legenda, ale legenda zamknięta na cztery spusty. Mecze można co prawda grać, jednak na widownię wpuszczane są tylko rodziny zawodników, dziennikarze i sztaby drużyn. Taką decyzję, do odwołania, podjęła burmistrz LaToya Cantrell.
Powód jest zasadniczy: 73-tysięcznik jest wyjątkowo nieprzewiewny i trudno tam utrzymać gwarancję bezpieczeństwa dla widzów. Na co dzień stała kopuła i brak wentylacji pomagają uchronić kibiców przed parnotą Nowego Orleanu. Teraz budzą jednak wątpliwości, nawet jeśli New Orleans Saints publicznie dowodzili, że po żadnym tegorocznym meczu na zamkniętym stadionie nie doszło do wzrostu zakażeń. A było takich meczów 10 z 33 dotychczasowych (liczone są tylko te z widownią).
Burmistrz pozostaje nieugięta, Saints wpadli jednak na pomysł, który może odmienić sytuację. Furtką okazał się lokalny charakter obostrzeń. O ile w większości kraju zakazy lub limity widowni są nakładane w skali stanowej, o tyle w Luizjanie zakaz obejmuje tylko Nowy Orlean.
A przecież 70 minut autostradą na północny zachód znajduje się Baton Rouge, z jednym z największych stadionów świata. Tiger Stadium, własność Louisiana State University (LSU), mieści ponad 102 tys. widzów i nie ma na nim zakazu sprzedaży biletów. Nie oznacza to, że jest idealnie, bo Baton Rouge ma swoje obostrzenia, ale i tak jest znacznie lepiej.
Według przyjętej lokalnie strategii, Tiger Stadium może bezpiecznie przyjąć 25% zwykłej widowni, czyli w okolicach 25 tys. widzów. Wszyscy widzowie będą zobowiązani do noszenia maseczek, ale to wciąż byłby sukces: móc zobaczyć swoją drużynę w jednym z najgorszych lat dla sportu na świecie.
Saints potwierdzili, że rozmawiają z LSU, a uczelnia odwzajemniła i zdradziła, że jest blisko porozumienia. Drużyna NFL mogłaby zagrać w legendarnej „Dolinie Śmierci” kilka razy, solidnie reperując budżet. W końcu pięć meczów to nawet ponad 100 tys. sprzedanych biletów, podczas gdy do końca sezonu na Superdome nie udałoby się sprzedać nawet 5 tysięcy wejściówek (a na rodzinach i sztabie trudno zarobić...).
Takie rozwiązanie wydaje się satysfakcjonować wszystkich. Nawet burmistrz Nowego Orleanu przyznała, że pomysł bardzo jej się podoba. Z powrotem chce zaprosić klub i jego kibiców do miasta, gdy warunki na to pozwolą. Na razie jednak Luizjana – a szczególnie Nowy Orlean – zbliżają się do 200 tys. zakażeń i 6 tys. zgonów.
Co ciekawe, najbardziej z obecnego rozwoju wypadków może cieszyć się operator stadionu w Baton Rouge. Tiger Stadium to obiekt uniwersytecki, dlatego poza meczami Tigers niemal nie zarabia. A że w tym roku frekwencja spadła z ponad 90 do 20 tysięcy, straty względem zakładanego budżetu są kolosalne. Tymczasem właśnie zyski z biletów stanowią aż 40% budżetu uczelnianej sekcji futbolowej. Mówimy nie tylko o pierwszej drużynie, ale o całym programie futbolu amerykańskiego na LSU. Bez pieniędzy od Saints za wynajem stadionu wydatki na tę dyscyplinę spadłyby drastycznie.
Reklama