Wilno: Znowu w punkcie wyjścia ze stadionem narodowym
źródło: własne [MK]; autor: michał
Trzy lata prac nad najnowszą wizją i znowu skończyło się na słowach. Litewskie biuro zamówień publicznych nakazało zerwanie umowy i nowy stadion nie powstanie. Cały proces trzeba zacząć od zera.
Reklama
Nowy stadion narodowy w Wilnie jest pośmiewiskiem nie bez powodu. Inwestycja rozpoczęta w 1987 roku dziś przypomina krajobraz po wybuchu nuklearnym, choć mówimy o bardzo atrakcyjnej lokalizacji na północy Wilna, w Szeszkini. Każde kolejne podejście do wznowienia porzucanych wciąż prac kończy się fiaskiem. Doszło do tego, że jedno z czołowych litewskich mediów – lrytas.lt – zapytało „specjalistę bioenergetyki”, skąd się wzięła klątwa tego miejsca.
Co znowu nie wyszło?
Najnowszej dawki rozgoryczenia dostarczył finał trwającej od 2017 roku procedury przyznania koncesji na budowę i zarządzanie stadionem. W myśl planu szkielet stojący od lat w Szeszkini miał zostać rozebrany, a w jego miejscy miał stanąć obiekt dla 15 tys. widzów, tym razem bez bieżni lekkoatletycznej.
Procedura zaszła niemal do ostatniego kroku: wybrano zwycięską koncepcję i wykonawców, ustalono finansowanie, rada miasta Wilna w grudniu opowiedziała się za i można było podpisać umowę. Tyle że w marcu biuro zamówień publicznych uznało, że umowa w wybranym kształcie jest niezgodna z prawem. Wilno odwołało się od tej decyzji do sądu, ale niedawno sąd zdecydował, że biuro zamówień miało rację.
Poszło przede wszystkim o zapisy dotyczące losu stadionu po jego budowie. Zgodnie z planem miał on być zarządzany prywatnie przez 25 lat, a władze Litwy miały do tego zarządzania dopłacać subwencję. W biurze uznano jednak, że zaproponowane warunki przenoszą niemal całe ryzyko związane z inwestycją na podatników, podczas gdy powinny one być dzielone również przez koncesjonariusza.
Dodatkowym problemem był wzrost ceny. Gdy zaczynano postępowanie w 2017, stadion miał kosztować mniej niż 80 mln €, tymczasem sama budowa w 2019 roku urosła do 93,2 mln €. Wraz z subwencją do funkcjonowania Litwa miałaby zapłacić aż 156 mln € (690 mln zł). To wyjątkowo wysoka cena za stadion o pojemności tylko 15 tysięcy, nawet po rozłożeniu na 27 lat.
Co dalej?
W ciągu tygodnia od decyzji padło wiele gorzkich słów pomiędzy administracją państwową a władzami Wilna, które były za podpisaniem umowy. Dziś atmosfera jest już lepsza i mer Wilna Remigijus Šimašius ogłosił, że liczy na kompromis poprzez zmiany zapisów umowy i poprawienie błędów.
Rzecz jasna, i władze miejskie, i rząd centralny zapewniają, że chcą budowy stadionu narodowego. Tyle że ich wizje różnią się znacząco. Mer Wilna sugerował parokrotnie, że rząd sprawiał wrażenie, jakby zależało mu na utrąceniu projektu.
Dziś kanclerz rządu Algirdas Stončaitis sugeruje, że trzeba ponownie rozważyć wszystkie alternatywy. Stadion nie musi przecież powstać tam, gdzie od 33 lat stoi żelbetowy kikut. W grę wchodzą również rozbudowa stadionu litewskiej federacji na południu miasta oraz budowa w miejscu dawnego stadionu w Nowej Wilejce (ma tam powstać akademia piłkarska), na wschód od miasta. Rząd zastanawia się też, czy potrzeba obiektu na aż 15 tysięcy, bowiem 15-tysięcznik powstaje obecnie w Kownie i być może piłce nożnej wystarczy 10-12 tysięcy.
Reklama