Komentarz: Magazyn jakby śledczy, czyli bzdury o superdrogim stadionie

źródło: własne [MK]; autor: michał

Komentarz: Magazyn jakby śledczy, czyli bzdury o superdrogim stadionie TVP wzięło pod lupę sprawę nowego stadionu w Katowicach. I choć informacje na ten temat są publicznie dostępne, autor materiału zignorował część z nich, a innymi manipulował w taki sposób, by podtrzymać tezę o „podejrzanych interesach”.

Reklama

Sytuacja związana z nowym stadionem w Katowicach jest bardzo kontrowersyjna, ale wcale niespecjalnie złożona. Architekci dali ciała – bo lżej tego określić nie można – z przygotowaniem kosztorysu, a miasto dało ciała – bo i tu trudno o przychylniejszą ocenę – ze wszystkim, co wydarzyło się później.

W skrócie: architekci popełnili błąd, który podniósł koszt kompleksu sportowego do 561 mln zł. Nie zdążyli go skorygować, bo miasto od razu poszło na skargę do mediów i rozdmuchało sprawę. Gdy architekci się poprawili, w urzędzie miasta wszyscy okopali się już na swoim stanowisku, że kosztorysu (nawet po korekcie, w wysokości 396,5 mln zł) nie chcą przyjąć. Żądają utrzymania ceny sugerowanej w konkursie architektonicznym z 2017 roku (186 mln zł). Problem w tym, że suma z konkursu nie jest wiążąca dla architektów, nie podpisywali umowy na pozostanie w takiej kwocie. Miasto ma obowiązek o tym wiedzieć, ale głupio byłoby przyznać się do błędu, nie?

Stadion w KatowicachI w tym momencie wchodzi TVP, gotowe tropić „układy” w katowickim magistracie. Bo, wiecie, Krupa popierał kiedyś Komorowskiego (naprawdę, to zostało mu wyciągnięte „w kontekście” stadionu i użyte do promowania materiału), a w centrum Katowic stoi szpetna galeria handlowa, więc na pewno coś jest na rzeczy. Poważnie, to jest siła argumentów TVP.

Żeby oddać narodowej telewizji sprawiedliwość – dotrzymali minimalnego standardu i zwrócili się do absolutnie wszystkich stron sprawy. Tyle że ostatecznie i tak narrację zdominowały głosy zupełnie z boku problemu, osób niezwiązanych ze sprawą stadionu, np. prawicowego publicysty związanego z TVP Macieja Muzyczuka czy przeciwnika budowy stadionu w ogóle, Wiesława Bełza ze stowarzyszenia Rowerowe Katowice.

Pierwszorzędny dobór komentarzy

Wiesław Bełz może być przeciwny budowie stadionu. On ma inną wizję rozwoju miasta – jego prawo. Ma też prawo nie mieć pojęcia o stadionach, bo on ma się znać na ścieżkach rowerowych. Tyle że TVP zdecydowało się właśnie jemu oddać głos w kwestii zasadności inwestycji. W dużym uproszczeniu pomysł Bełza sprowadza się do tego, że „przecież niedaleko jest Stadion Śląski, niech młodzież trenuje tam”, a TVP zrobiło nawet grafikę, żeby pokazać, jak blisko jest Śląski.

Młodzież nie potrzebuje jednak jednego wielkiego stadionu, potrzebuje boisk. A boisk w Katowicach brakuje od wielu lat. To problem, którego nie ogarnia również radny niezrzeszony Dawid Durał. Twierdzi w reportażu, że poparłby ten plan (głosował przeciwko kredytowi na stadion), gdyby chodziło o aktywizację tyjącej młodzieży, a nie budowę stadionu dla GKS. Czyli te 6 boisk zaplanowanych obok stadionu nie jest dla młodzieży?

Stadion w Katowicach

W ogóle, słuchając niektórych głosów radnych (niezależnie od strony sceny politycznej), jeży się włos na głowie. Ci ludzie mają przecież decydować o gigantycznych inwestycjach, a wydają się nie mieć o nich zielonego pojęcia. Wskazany powyżej Durał nie rozumie, że głosował przeciwko środkom na cel, który popiera. Radny Piotr Pietrasz (PiS) twierdzi, że miasto podpisało przecież umowę na mniejszą kwotę, choć w umowie z architektami nie ma żadnej kwoty. Nie można w ogóle mówić o konkretnej kwocie zanim powstanie kosztorys – jako radny powinien to wiedzieć, za to dostaje pieniądze. Z kolei Patryk Białas (KO) twierdzi, że kosztorys obniżono do 396,5 mln zł „pod presją opinii publicznej”, choć zna oficjalne wyjaśnienie tej sprawy i nie przedstawił żadnych argumentów, które by je obaliły.

Jak by to policzyć, żeby wyszło sensacyjnie?

Po ponad kwadransie 25-minutowego materiału „dziennikarz śledczy” Mateusz Teska łaskawie dochodzi do porównania, jak nowy stadion w Katowicach wygląda w zestawieniu z innymi obiektami o podobnej wielkości. I tu dopiero robi się zabawnie.

Stadion w Katowicach

W materiale TVP pojawiają się bowiem Stadion Miejski Tychy (129 mln zł) i Stadion BBOSiR w Bielsku-Białej (110 mln zł). Oba co prawda są tej samej pojemności, co ten w Katowicach, ale też oba powstały bez... hali widowiskowej, krytego placu eventowego, akademii piłkarskiej i budowy dróg od podstaw. W dużym uproszczeniu zestawiono więc projekty zajmujące 3-5 hektarów z inwestycją ponad czterokrotnie większą, o powierzchni 20 hektarów.

Co zabawne, TVP doskonale wiedziało, że stadion w Katowicach bez boisk i dróg ma kosztować znacznie mniej (sami w materiale powołują się na wywiad, w którym kwota pada), ale woleli pokazać liczby tak, żeby zrobić odpowiednio sensacyjne wrażenie. Gdyby autorzy chcieli być rzetelni, nie porównywaliby rzeczy nieporównywalnych – oba wskazane stadiony są mniejszymi projektami, zrealizowanymi przed lawinowym wzrostem cen na rynku budowlanym.

Zwłaszcza że obiekt do rzetelnego porównania jest dosłownie za miedzą – Zagłębiowski Park Sportowy! Tam trochę mniejszy stadion (11,6 tys.) z halą widowiskową kosztują 205,5 mln zł. W Katowicach nieco większa inwestycja ma wartość kosztorysową 242 mln zł brutto (pod odliczeniu dróg, parkingów i boisk). I co? Ano to, że wtedy nie byłoby sensacji o „superdrogim stadionie”, jak to określiła twórczyni programu, Anita Gargas.

Oczywistości śledzić nie trzeba

To nie tak, że o Katowicach materiału śledczego zrobić się nie da. Pewnie się da, kontrowersji jest sporo. Choćby to, jak po macoszemu traktowane są inne kluby, a jak potężne środki idą do GKS bez przełożenia na wyniki sportowe i lepszą organizację. Temat był nawet liźnięty w materiale, ale w kuriozalny sposób – za kontrowersyjny uznano już fakt, że miasto jest większościowym udziałowcem w GKS. Wow, naprawdę? W Polsce kogoś dziwi, że futbol w większości miast nie wyżyłby bez wsparcia publicznego?

Albo fakt, że radni dali miastu zgodę na negocjacje kredytowe pod nowy stadion. Dlaczego właściwie jest w tym coś złego? Gdyby miasto zaciągnęło już kredyt, wtedy byłby problem – uchwała wyraża jedynie zgodę radnych, jeśli uda się doprowadzić do realizacji projektu.

Żeby materiał był śledczy, to autor musiałby coś wyśledzić. Musiałby pokazać coś, czego jeszcze nie wiemy i dowieść, że jest powiązanie między jego tezą a faktami. I że sprawa jest społecznie ważna z dowolnego powodu. A tu nie tylko nie ma nowych informacji, ale część przedstawionych została zmanipulowana, zaś inne pominięte. 

Michał Karaś

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, wypowiedz się na facebooku lub prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama