Rio de Janeiro: Maracana wciąż mało przyjazna dla piłki
źródło: Estadao.com.br / Globo.com; autor: michał
Legendarny stadion piłkarski to dziś głównie arena koncertów. Odbywa się tu ledwie ułamek meczów w porównaniu do złotych lat, a znacznie więcej widzów przychodzi na koncerty i depcze murawę.
Reklama
Po Igrzyskach Olimpijskich 2016 rozeszła się fama, że najsłynniejszy stadion Ameryki Południowej został białym słoniem. To nieprawda, choć rzeczywiście przełom 2016 i 2017 roku był patowy, by nie powiedzieć patologiczny. Nikt nie chciał uregulować rachunków za prąd, nikt nie chciał wyremontować stadionu po zniszczeniach spowodowanych podczas ceremonii otwarcia i zamknięcia Igrzysk 2016. Ostatecznie dużą część kosztów wzięły na siebie kluby piłkarskie.
Dziś tamte problemy to przeszłość, choć trudno powiedzieć, że jest idealnie. W tym roku odbyło się 6 meczów, z czego aż 4 w ostatnich trzech tygodniach. Dlaczego wcześniej nie? Ponieważ Fluminense i Flamengo, które w idealnym scenariuszu miałyby grać swoje mecze na Maracanie, wyprowadziły spotkania ligi stanowej na mniejsze obiekty, wynajmowane od innych klubów. Na gigancie mieszczącym prawie 80 tys. widzów frekwencje poniżej 10 tysięcy nie tylko wyglądałyby fatalnie, ale też przynosiłyby duże straty.
„Fla” wyprowadzili ze stadionu większość meczów, powracając tylko na te największe. „Flu” wciąż formalnie są gospodarzami, ale nawet podczas spotkań Serie A zdarza się grać na małym Estádio Giulite Coutinho.
Jeśli masz w głowie widok Maracany jako przytłaczającego kotła z gorącą atmosferą, to pozbądź się tego wizerunku. Na sześć meczów tego roku sprzedano łącznie 100 tysięcy biletów, czyli mniej niż na pojedyncze spotkania w latach świetności. W 2017 w sumie dziewięciokrotnie udało się sprzedać więcej niż 50% dostępnych miejsc. Niby nieźle, ale Maracana nie powinna być areną zapełnianą do połowy raz w miesiącu.
Lepiej może być w niedzielę, ponieważ odbędzie się tutaj finał ligi stanowej i poznamy mistrza Rio de Janeiro. Zagrają Vasco da Gama i Botafogo, co gwarantuje wysoką widownię. Nie da się za to zagwarantować odpowiedniej jakości boiska, choć było wymieniane dopiero co, w lutym. Co z tego, skoro w pierwszym kwartale 2018 odbyły się tu cztery wielkie koncerty z łączną widownią 160 tys. osób. Ponieważ tysiące uczestników zajmowały miejsca na boisku, nawierzchnia jest dziurawa i ratowana piachem.
Operator stadionu z koncertów nie może zrezygnować, ponieważ przynoszą większe zyski niż mecze piłkarskie. Bez nich zarządzanie Maracaną byłoby koszmarem, choć i z nimi jest bardzo źle. Od 2013 do 2016 roku stadion przyniósł stratę aż 170 mln reali (175 mln zł), z czego ponad 20 milionów w sezonie olimpijskim. Dane za 2017 nie są jeszcze dostępne, ale z pewnością nie poprawią sytuacji.
Nic dziwnego, że konsorcjum zarządzające stadionem już drugi rok próbuje rozwiązać umowę, która wiąże je z władzami stanowymi na 35 lat. Porzucenie Maracany to jedyny krok nie tylko według aktualnego zarządcy (grupa pod przewodnictwem Odebrecht i EBX), ale też trzech jego dawnych konkurentów. Jeszcze w 2013 roku cztery wielkie grupy finansowe chciały zarządzać największym stadionem Brazylii. Dziś zwycięzca próbuje uciec, ale żaden z pozostałych oferentów nie kwapi się zająć jego miejsca. Rok temu francuski gigant Lagardère złożył taką ofertę, ale ostatecznie ją wycofał. To zbyt ryzykowne.
Dlaczego Maracana to taki biznesowy niewypał? Zależy kogo spytać. Największe kluby w Rio niespecjalnie lubią się z zarządcą, który stawia im mało korzystne warunki najmu, oczekując dla siebie dużego udziału w zyskach. Dla operatora kluczowym problemem jest z kolei niemożliwość skomercjalizowania dużego obszaru wokół stadionu. Pierwotnie było to częścią umowy, jednak pod presją publiczną władze zablokowały prace, zachowując rekreacyjny charakter terenów.
Właśnie na tę zmianę warunków skarży się konsorcjum Maracana. Arbitrażem w sporze między prywatnym zarządcą a władzami Rio zajmuje się od zeszłego roku Fundação Getúlio Vargas, jednak nie można w tej chwili przewidzieć, kiedy doczekamy się rozstrzygnięcia.
Reklama