Hillsborough: Męczarnie Duckenfielda, przeprasza za błędy
źródło: własne | MK; autor: michał
Dowodził zabezpieczeniem meczu, gdy na Hillsborough ginęło 96 osób. Pozwolił zrzucić winę na kibiców, choć sam przyznał, że to jego błędy doprowadziły do ich śmierci. David Duckenfield szósty dzień zeznawał w Liverpoolu.
Reklama
Ponowne śledztwo w sprawie katastrofy na Hillsborough oznacza konieczność powtarzania zeznań przez kluczowe postaci z 15 kwietnia 1989. Dowodzący wtedy policją David Duckenfield wczoraj spędził szósty dzień na przesłuchaniach.
Aktualnie 70-letni emerytowany policjant starał się przedstawić historię ze swojej perspektywy. Przyznał, że nie był dostatecznie przygotowany do zabezpieczenia półfinału Pucharu Anglii, ale zgodził się, bo w przeciwnym razie nie dostałby awansu. Po tym, co wydarzyło się w trakcie meczu Nottingham-Liverpool zapadł na ciężką depresję, popadł w alkoholizm i został wycofany ze służby.
Wczoraj przez prawie 4 godziny prawnik reprezentujący policję wymuszał na Duckenfieldzie przyznanie się, że ten w kluczowym momencie najzwyczajniej zamarł. Pozwolił, by sytuacja rozegrała się niejako sama i nie zapobiegł śmierci 96 kibiców w zgniatającym się bez kontroli tłumie.
O przyznanie się do stanu szoku i utraty panowania nie było łatwo. Znacznie łatwiej Duckenfield przystawał na kolejne uwagi mecenasa: że zamknięcie centralnego tunelu na trybunę Leppings Lane zapobiegłoby tragedii, że nie podjął tego kroku i nie uratował im życia. Że zmarnował czas w kluczowych minutach i nie reagował prawidłowo na sygnały dochodzące spod bramy C, którą ostatecznie wpuszczono kibiców na stadion.
W ostatnich dniach Duckenfield kilkakrotnie przepraszał, że sprowadził tę katastrofę na ludzi. Ubolewał też, że pozwolono oskarżać o dramat samych kibiców przez długie lata. Jednocześnie przyznał, że to jego kłamstwo było pierwszym wypowiedzianym przeciwko kibicom. Jeszcze na Hillsborough, gdy tłum zaczął przelewać się przez bramę, skłamał przedstawicielowi federacji piłkarskiej, że to kibice wyłamali bramę. W rzeczywistości otworzyli ją policjanci.
Przeprosiny Duckenfielda po 26 latach od tragedii nie doczekały się zrozumienia. – Myślę, że przyzna pan, że opóźnienie w pełnych przeprosinach mogło wywołać u niektórych oburzenie lub gniew
– pytał prawnik John Beggs.
Po pierwszych przeprosinach Duckenfielda w ostatnich dniach z sali dobiegały krzyki, a niektórzy krewni ofiar oburzeni wychodzili. Codziennie jego zeznań słucha ponad 100 osób. Dziś po raz siódmy były dowódca będzie opowiadał o dniu, który położył się cieniem na brytyjskiej policji.
Reklama