Kraków: Za pustą trybunę zasypali stadion flarami
źródło: własne; autor: michał
Po bezprecedensowej karze za derby przeciwko Cracovii, zakaz wstępu na mecz z Ruchem Chorzów otrzymało ponad 5 tysięcy osób. Powodem były race rzucone na murawę. W „rewanżu” szalikowcy postanowili wrzucić pirotechnikę do środka spoza stadionu…
Reklama
Wczorajszy mecz z Ruchem Chorzów to kolejny sygnał, że w Wiśle Kraków atmosfera jest skrajnie napięta. Niedawno klub zerwał negocjacje w sprawie oddania kibicom złotówki od każdego biletu. Później jako pierwszy w Ekstraklasie nie pozwolił widzom z zamkniętej trybuny północnej zająć miejsc na innym sektorze.
Kara została wprowadzona po tym, jak w derbach przeciwko Cracovii chuligani rzucili kilkanaście rac w stronę boiska, przerywając mecz. Wczoraj trybuna północna była pusta, ale za nią pusto już nie było. Na terenach TS Wisła, wokół restauracji U Wiślaków, zebrało się paręset osób. Restauracja przygotowała imprezę dla tych, którym nie pozwolono wejść na mecz, choć nie wskazano ich winy.
Niestety, w atmosferze wściekłości na prezesa Jacka Bednarza doszło do kolejnego incydentu. Zza Stadionu Henryka Reymana w niebo poszybowały dziesiątki flar sygnalizacyjnych (wystrzeliwanych z ręki), a także zwykłych rac rzucanych w kierunku obiektu.
Z dala sytuacja wyglądała bardzo efektownie:
To nie pierwszy tego typu incydent na świecie – nieco ponad rok temu kibice tureckiego Fenerbahce w podobny sposób rozświetlili niebo nad swoim stadionem, również przerywając na chwilę mecz.
Mogło być kosztownie i ryzykownie?
Część materiałów pirotechnicznych spadła na boisko, przerywając dopiero co rozpoczęty mecz z Ruchem. Inne poleciały na dach i trybuny. Tu sprawa robi się poważna. Dach jest bowiem kryty poliwęglanem, a ten nie jest odporny na ogień. Nie było ryzyka zapalenia się całego poszycia, ale ryzyko przepalenia dziur – jak najbardziej. Tymczasem dopiero co miasto wydało 100 tys. na usunięcie części poliwęglanu.
Nie trzeba chyba tłumaczyć ryzyka związanego z lądowaniem flar na trybunach. Zniszczone ubrania, poparzenia – to oczywiste zagrożenie dla niektórych z 10 tysięcy widzów na obiekcie. Choć flary sygnalizacyjne opadają bardzo wolno i dają czas na usunięcie się na bok, to komentarze publikowane na profilu Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków świadczą o niezadowoleniu części osób obecnych na meczu, które były wyraźnie zaniepokojone sytuacją.
O co poszło, czyli kara i kasa
W ostatnich dniach atmosfera na linii Wisła Kraków – Stowarzyszenie Kibiców (SKWK) jest wyjątkowo napięta. Czarę goryczy przelała decyzja o zakazie wstępu na sobotni mecz dla fanatyków. Do zamykania trybun w Polsce można się już było przyzwyczaić, jednak dotąd tego typu kary były stosowane w sposób umożliwiający widzom z zamkniętej trybuny zasiadanie na innych sektorach. Tym razem Wisła Kraków, jako pierwsza w kraju, ukarała de facto zakazem stadionowym ponad 5 tys. widzów, choć racami rzucało kilkanaście. Klub podkreśla, że nie zrobił tego z własnej woli, lecz wybrał mniejsze zło w obliczu groźby zamknięcia wszystkich trybun.
Zastosowano wobec nas środki dyscyplinarne i musimy ponieść konsekwencje zdarzeń z 23 lutego, nawet jeśli tylko nieliczni z nas wybrali tę formę dopingu, która jest naruszeniem obowiązującego prawa. Prosimy o dostosowanie się do sankcji, które na nas nałożono
– pisał klub w komunikacie. Wisła podkreślała, że tak surowa kara, eliminująca tysiące osób przychodzących na stadion co mecz, to wymóg Komisji Ligi, nie wymysł władz „Białej Gwiazdy”.
Usunięcie prewencyjne czy odpowiedzialność zbiorowa? Jakkolwiek by tego nie tłumaczyć, zastosowana wobec kibiców interpretacja prawa nie znajduje uzasadnienia w przepisach ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i trudno ją też uzasadnić innymi regulacjami. Wisła powołała się na… regulamin stadionu.
Drugi, być może ważniejszy powód napięć między Wisłą a częścią jej kibiców, to brak tzw. złotówki od biletu. SKWK oczekiwało, że klub zgodzi się oddać złotówkę od każdego biletu na cele kibicowskie, w tym pomnik Henryka Reymana czy muzeum Wisły, na które klub nie ma pieniędzy. Negocjacje były obiecujące, ale tuż przed feralnymi derbami z Cracovią „Biała Gwiazda” odmówiła podpisania porozumienia. Dlaczego?
- Do porozumienia nie doszło z jednego tylko powodu. Tu nie chodziło o wysokość tej złotówki, ale o to, że uważaliśmy, że skoro część przychodów, które generuje spółka, ma iść na statutową działalność Stowarzyszenia, to musi ono wziąć nie w części, ale pełną odpowiedzialność za to co dzieje się na stadionie. Szczególnie zależało nam na tym, aby głośno i wyraźnie było powiedziane, że za ewentualne łamanie regulaminów – odpowiedzialność bierze właśnie Stowarzyszenie
– powiedział po wczorajszym meczu prezes Jacek Bednarz. Włodarz Wisły wcześniej bardzo krytycznie odniósł się do faktu, że SKWK nie potępiło rzucania racami podczas derbów.
Za brak porozumienia oraz zamkniętą trybunę Bednarz został bardzo ostro zaatakowany w kilku tekstach na stronie SKWK. – Niezależnie od tego, co na stronie Stowarzyszenia się ostatnio pojawiło, na temat kogokolwiek z klubu, w tym mnie – dalej nie widzimy jako klub żadnego przeciwnika, wroga, czy kogokolwiek źle widzianego. Jedyne, na czym nam zależy, to żeby ten stadion był dla ludzi, żeby można było na niego przyjść i zobaczyć na nim futbol, na nim się skupić i wrócić bezpiecznie do domu. Mam nadzieję, że tak będzie
– mówił wiślacki prezes wczoraj.
Reklama