Komentarz: Ruch był, jest i będzie za mały na Stadion Śląski
źródło: własne; autor: michał
Wiem, 14-krotny mistrz Polski, wspaniała historia – jest na czym budować. Ale zbudować „klubu całego regionu” się po prostu nie da. Im szybciej działacze i różnej maści lobbyści zdadzą sobie z tego sprawę, tym niższą cenę za nierealne wizje zapłaci Ruch i jego kibice.
Reklama
- Ruch, Chorzów miały i dalej mają taką alternatywę. Wielkie kluby grają na wielkich stadionach. Ruch znowu może być wielki, ale tylko na Stadionie Śląskim
– powiedział niedawno Jerzy Buzek, bardzo dobitnie sugerując, że jedynie przeprowadzka na Stadion Śląski ma dla Ruchu sens. Choć zapomniał dodać, że wielkie kluby najpierw stają się wielkie, potem grają na wielkich stadionach, a w drugą stronę to nie działa.
Nie wskazał też (zresztą do dziś nikt tego nie zrobił), jak widzi odbudowę Ruchu z pozycji drobnego ciułacza do pozycji wielkiego klubu, by ten faktycznie miał choć cień szansy walczyć na wielkim stadionie zapełnionym do połowy, a nie w 20%. Tak było w 2009, gdy Ruch grał na Śląskim przy pustawych trybunach i hulającym wietrze.
Tak to wyglądało w 2009 roku, gdy nawet mecze z Legią nie zapełniały co czwartego krzesełka. Fot: Niebiescy.pl
A przypomnijmy, że bycie wielkim klubem w Polsce wiąże się z frekwencją w granicach 20 tysięcy widzów i dopiero taki status i taka widownia dałyby Ruchowi możliwość zarobienia na meczach. Na tych z niższą widownią klub albo nie zarobi i będzie balansował na krawędzi, albo będzie tracić. Jak wtedy miałby wznieść się na wyżyny, których osiągnięcie wieszczy Buzek i które kuszą prezesa Smagarowicza?
Na pewno nie przez rozwiązanie sugerowane przez byłego premiera, czyli uzależnienie klubu od kilkumilionowej pomocy miasta co roku. Z perspektywy miasta to sugestia wręcz komiczna – Chorzów ma naprawdę większe problemy niż dopłacanie do prywatnej firmy, nawet jeśli ta jest częścią lokalnej kultury. Budowa nowego stadionu dla „Niebieskich” to inwestycja w komfort mieszkańców, nie tylko w klub. Za to ładowanie tych pieniędzy w sam Ruch nie gwarantuje mieszkańcom nic i taki wydatek trudno uzasadnić (nad)używaną w Polsce jako koronny argument promocją miasta przez klub.
Ale nawet gdyby chorzowski magistrat zdołał wyasygnować co roku tych kilka milionów zamiast budować nowy stadion, co by one dały? Co zmienia kilka milionów publicznej pomocy, gdy do osiągnięcia sukcesów koniecznych jest kilkadziesiąt rocznie, a konkurencja też nie śpi. Nie śpi ani ta w Ekstraklasie (walcząca o tytuły i puchary), ani ta na Górnym Śląsku (odbierająca widzów), ani ta w Europie (kluby w Azerbejdżanie bywają bogatsze od naszych i mogą utrącić sukces europejski już w klasyfikacjach). I – przy całym szacunku dla wizji podzielanych przez prezesa Ruchu – nie ma podstaw, by wierzyć, że nawet przy sukcesie sportowym kibice innych okolicznych klubów z dnia na dzień wybiorą się na „Niebieskich”. W tym regionie linie demarkacyjne są wytyczone od wielu lat i niezagospodarowanych „miłośników dobrej piłki” nie ma nieskończenie wielu.
Ale nawet gdyby wszyscy ci miłośnicy poszli na nowy Ruch, jaki byłby to wzrost? Patrząc na trendy panujące przy otwieraniu nowych stadionów lub przy wielkich przeprowadzkach, można realnie liczyć na wzrost widowni rzędu 50%. Rekordziści mają skoki pomiędzy 100 a 200% w pierwszych sezonach, potem korekta w dół i stabilizacja. To kluby, które odnoszą równocześnie sukcesy i rosną w siłę jeszcze przed przeprowadzką/rozbudową, jak OSC Lille czy Twente.
Ruch nie rośnie, Ruch dryfuje. Ale nawet gdyby – wbrew racjonalnym przesłankom – zaczął rosnąć i odnotował wielką falę nowych widzów na meczach, nie doszedłby do progu opłacalności. Wzrost w granicach 200% to w przypadku Ruchu skok z 5 do 15 tysięcy przy jednoczesnym ogromnym skoku kosztów wynikających z użytkowania stadionu większego pięciokrotnie od obecnego. Byłoby cudownie, gdyby zbudowanie wielkiego klubu działo się ot tak, ale jakie są realne perspektywy, że Ruch zdoła przyciągnąć w granicach 20-30 tysięcy co mecz (czyli 400-600% obecnej widowni)? Czyli że będzie co mecz zarabiał na korzystaniu ze Śląskiego? Żadne.
Nie dlatego, że temu klubowi źle życzę, ale dlatego, że znacznie więksi próbują to osiągnąć w naszej części Europy, czasem monstrualnymi nakładami finansowymi, i im nie idzie. Crvena Zvezda, Szachtar Donieck, Dynamo Kijów, moskiewskie lokomotywy – podobnie do Ruchu tłumy mają tylko na derbach, choć w przeciwieństwie do chorzowian niektóre z nich są obrzydliwie bogate. Wyjątkiem pod względem liczby widzów jest Szachtar, który jednak na zapełnione trybuny może liczyć wyłącznie dzięki śmiesznym cenom biletów, na których nie zarabia. Bo go stać, ma w końcu za sobą największego miliardera Ukrainy, który zapłacił za stadion i chce na nim widzieć tłumy, więc bilet może zaoferować na poziomie 7 zł (ze zniżkami za 3,5zł!). Ruchu na to nie stać, Stadionu Śląskiego na akceptację takich cen też.
Szukałem klubu, który przeprowadziłby operację podobną do tej sugerowanej w Ruchu i nie stracił. Czyli przeprowadzka na pięciokrotnie większy stadion, która przynosi pozytywne rezultaty i staje się podstawą do rozwoju w długiej perspektywie. Nie znalazłem. Ale nawet gdyby Ruch przeprowadził się i w pierwszych sezonach zdołał bilansować zyski i koszty, a widownię miałby przyzwoitą (czyli rekordową w skali kraju), jaka jest szansa, że ostatecznie dorośnie do Stadionu Śląskiego i zdominuje Górny Śląsk?
Tu będzie 55 tysięcy krzesełek, czyli więcej niż jakikolwiek klub w Europie Centralnej i Wschodniej jest w stanie zapełnić. Dlaczego Ruch miałby być tym pierwszym?
Wystarczy spojrzeć, jakie były plany podobnych przeprowadzek w innych krajach i jak się kończyły. W USA prawie cała liga MLS zaczynała na wielkich stadionach i mieli politykę otwierania tylko części trybun do czasu aż zespoły urosną. Wraz ze wzrostem miały być otwierane kolejne części 50-60-tysięczników. Ale nie były, ponieważ kluby nie urosły do dziś, czyli od 15 lat. Dlatego dziś zamiast gry na wielkich stadionach każdy klub buduje sobie mniejszy obiekt, podobny do tego planowanego w Chorzowie. Na takim stadionie realnie jest szansa rosnąć, zbyt duży obiekt działa wręcz odwrotnie.
Na tych wielkich efekt ogromnej liczby pustych miejsc sprawiał, że ludzie nie chcieli chodzić na mecze. Dokładnie to samo stało się po 2002 roku w Japonii, gdzie postawiono wielkie stadiony dla klubów, które były za małe. Efekt jest taki, że do dziś klubów nie stać na grę na zbyt dużych stadionach i w przeważającej liczbie grają na tych mniejszych, budowanych przed kilkoma dekadami lub budują mniejsze, takie jak ten planowany w Chorzowie.
Zresztą nie trzeba szukać tak daleko i tak dawno, jak przełom XX i XXI wieku. W 2010 roku w RPA powstały nowe stadiony, a nie brakuje w tym kraju klubów gromadzących nieporównanie więcej widzów od Ruchu. Dlaczego więc żaden z nich nie wprowadził się na nowe stadiony? Bo ich nie stać, nie rzucają się na zbyt głęboką wodę, co niektórzy próbują przeforsować jako jedyną drogę dla Ruchu.
A w Polsce po Euro 2012 jest lepiej? Nie pastwiąc się szczególnie nad liczbami Śląska Wrocław nie da się nie zauważyć, że nawet kluby w dobrej sytuacji finansowej i grające na stadionach znacznie lepiej dopasowanych do swoich potrzeb ledwie dobijają do zapełnienia co drugiego krzesełka. To są realia, w których Ruch miałby się wprowadzić na największy stadion w całym systemie rozgrywkowym, nie mając jednocześnie silnej pozycji sportowej. To nie ma prawa się udać, nie w tych realizach.
Niektórzy uważają, że budowa nowego stadionu przy Cichej to błąd, myślenie krótkowzroczne, a jedynie przeniesienie na Stadion Śląski daje szansę na sukces. Przykłady innych krajów i klubów, które przejechały się na podobnych operacjach, wskazują, że jest dokładnie odwrotnie. To zbyt wysoko zawieszona poprzeczka może okazać się dla nie dość silnego klubu gwoździem do trumny lub w najlepszym wypadku hamulcem w rozwoju. Amerykańska liga straciła przez to 15 lat i w niektórych przypadkach jest dziś w tym samym miejscu, w którym była w 1998 roku. Polskie kluby dopiero zaczynają liczenie lat, które są konieczne na zapełnienie wielkich stadionów. Ile lat chce stracić Ruch?
Dlatego dobrze, że kibice „Niebieskich” sprawdzają swój klub i pytają: jaki macie plan? To samo pytanie mają radni, którzy w czwartek mają rozmawiać o nowym stadionie przy Cichej. Teraz ruch należy do Ruchu…
Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].
Reklama