Narodowy: Patronatu nie będzie, pomnik na pocieszenie?
źródło: Gazeta.pl / własne; autor: michał
Było poparcie Ministerstwa Sportu, była jednogłośna decyzja sejmu, dziś jest niesmak. Po wielkich słowach zostały tylko wspomnienia, a liczą się pieniądze. By zarobić jak najwięcej, operator Narodowego nie chce patrona. Za to ma powstać pomnik Kazimierza Górskiego.
Reklama
Jeszcze niedawno pojawiało się pytanie: czy Kazimierz Górski, czy Ryszard Siwiec – który zostanie patronem Stadionu Narodowego? Wszystko wskazywało, że będzie to najsłynniejszy polski trener. Jego jednogłośnie wybrał sejm w specjalnej uchwale ponad rok temu, a do tego poparło Ministerstwo Sportu, mające pieczę nad największym krajowym obiektem.
Od roku nie zmieniło się w tej kwestii nic – patronatu jak nie było, tak nie ma. I nie będzie. Podniosłe słowa z zeszłego roku dziś są bagatelizowane. - To był tylko wyraz woli Sejmu, bez mocy sprawczej
– mówi dla Gazeta.pl Katarzyna Kochaniak, rzeczniczka Ministerstwa Sportu. Tego samego ministerstwa, które wcześniej było zwolennikiem patronatu.
Skąd plan wycofania się z pomysłu z Górskim jako patronem? Chodzi o pieniądze, te z umowy sponsorskiej. Według Gazeta.pl operator obiektu obawia się, że nazwa uwzględniająca Kazimierza Górskiego będzie mało atrakcyjna dla inwestorów, a niedawno ruszyły starania, by chętnego znaleźć.
Pomysłem kompromisowym ma być pomnik trenera, któremu polska piłka zawdzięcza największe sukcesy. Będzie miał trzy metry i stanie na promenadzie stadionu, podobnie jak słynna rzeźba Sztafeta. Konkurs na projekt pomnika właśnie ruszył, ma się zakończyć wyborem najlepszej pracy pod koniec grudnia.
Komentarz Stadiony.net: Było pięknie na poziomie deklaracji, była niezwykle rzadka sejmowa jednomyślność, a teraz przykro na to patrzeć. Możemy argumentować, że da się i mieć patrona, i sprzedać nazwę (której patron wcale nie musi być częścią, z korzyścią dla obu stron). Możemy argumentować, że patronat to nie obciążenie, lecz nobilitacja dla obiektu, z którym wciąż wielu Polaków się nie utożsamia. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że kogoś poniosła fantazja na fali hurraoptymizmu Euro 2012, ktoś nie pomyślał o konsekwencjach, a potem jego decyzje zaczął naprawiać ktoś, kto myśli wyłącznie o bilansie ekonomicznym. W efekcie pomnik zakrawa o listek figowy w nieporadnej sytuacji, a cała sprawa o farsę. Farsę, w której „gorącym kartoflem” jest najwybitniejszy polski trener. Miał być piękny hołd, a wyszło jak zwykle.
Reklama