Komentarz: I kto tu jest chamem?

źródło: własne; autor: michał

Komentarz: I kto tu jest chamem? Miało uderzyć w Litwinów, przynajmniej niektórych, a uderzyło w Polaków. Najpierw w tych na stadionie, których litewski zespół upokorzył, a teraz może szkodzić tym na Litwie, bo fani Lecha dali narodowcom w Wilnie kolejny argument przeciwko naszym rodakom.

Reklama

Dziś mają tysiące usprawiedliwień. Że tydzień temu nasz hymn wygwizdywano, a nasz kraj nazywano ku...ą (tak było!). Że kibice byli prowokowani na ulicach Wilna (było). Że niszczono im samochody (było!). Że Żalgiris nie chciał ich przyjąć (było...). Że Litwini ogólnie nie lubią Polaków, więc im się należało. Nazbierało się tego sporo.

Tyle że to wszystko w odpowiedzi na medialną krytykę brzmi jak płacz dziecka, które nie wie, za co jest karcone, skoro „to tamci zaczęli”. Dziś niektórzy kibice Lecha pytają, dlaczego nikt nie był oburzony tydzień temu, kiedy obrażano Polskę? My nie byliśmy oburzeni o tyle, że nie tylko z jednej strony padały prowokacyjne i obraźliwe hasła, o czym obecni na meczu na pewno wiedzą. A gdzie jadą, jakie są tam nastroje względem Polaków i czego w odpowiedzi mogą się spodziewać, też wiedzieli doskonale.

Wygwizdanie polskiego hymnu? Moment, a po co było śpiewanie polskiego hymnu w meczu klubowym? Przecież nie wynikało ze spontanicznego wybuchu miłości do Ojczyzny, tylko miało na celu podkreślenie polskości Wilna. Naprawdę nikt nie wie, że to mogło zostać uznane za prowokację? Bo nią po prostu było, podobnie jak okrzyki o „polskim Wilnie”, nawet jeśli bliskie sercom wielu miejscowych rodaków czy nas samych. Skoro się w ten sposób prowokuje, to naprawdę trzeba umieć przewidzieć falę gwizdów czy wulgaryzmy.

Wyobrażacie sobie przyjazd np. bardzo niepoprawnych fanów Eintrachtu Frankfurt do Wrocławia (na nich mógł trafić Śląsk w kolejnej rundzie LE) i ich okrzyki „Breslau ist deutsch!” oraz śpiewanie hymnu o „niemieckiej ojczyźnie” na otwarcie meczu? Przecież to byłby wielki skandal, a niektórzy kibice Lecha wydają się uważać, że analogiczne zachowanie z ich strony było absolutnie OK i Litwini nie mają prawa mieć innego zdania.

Zrobiliśmy podobnie jak „Kurier Wileński”, który pominął pyskówkę w swojej relacji z meczu (za to wydatnie podkreślił to, co było dobre), choć miał przedstawiciela na stadionie i mógł ją opisać szczegółowo. My nie mieliśmy i o meczu nie pisaliśmy w ogóle. Ale o wczorajszym transparencie „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem” piszemy, bo on nie uderza w Litwinów. On szkodzi przede wszystkim Polakom – tym w Wilnie. Zdajemy sobie sprawę, że fani „Kolejorza” mieli wszelkie powody do negatywnego nastawienia przed rewanżem, ale też oni muszą sobie zdawać sprawę z konsekwencji swoich działań. A jedną z nich jest właśnie dalsze nakręcanie antypolskich akcji. Na tym ucierpią nie kibice Lecha, bo oni do Wilna wracać już nie muszą, lecz nasi rodacy mieszkający tam na co dzień, którym już wcześniej nie było łatwo.

Można psioczyć, że polski MSZ wiesza dziś psy na lechitach, choć tydzień temu nie interweniował w obronie naszej narodowej dumy. Całkiem zresztą słusznie. Ale wczorajsza oprawa nijak nie poprawia sytuacji, tylko czyni ją jeszcze trudniejszą. Jeśli komuś nie podoba się działanie MSZ, to czy nie lepiej jest protestować przeciwko złej polityce zagranicznej zamiast nakręcać spiralę nienawiści w samym punkcie zapalnym?

To pytanie, na które powinni sobie odpowiedzieć ludzie odpowiedzialni za wczorajszy transparent. Ale znając życie nie odpowiedzą sobie, bo są przeświadczeni, że zrobili słusznie i na krytykę znajdą jakąś wymówkę. Zawsze znajdują. Że media są stronnicze i cały świat się na nich uwziął, że poprawność polityczna, że uległość wobec Litwy. Przez myśl im pewnie nie przejdzie, nawet jako wątła hipoteza, że zrobili coś głupiego i dostają słuszną burę...

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama