Kibicowanie: Pierwszy trening Feyenoordu i ostatni Marcka
źródło: własne; autor: michał
Zawsze gdy Feyenoord rozpoczyna swój pierwszy trening przed sezonem, De Kuip wypełnia dym rac i tumult przyśpiewek z trybun. Przed sezonem 2013/14 race i dym były nie tylko dla zespołu, ale też dla „Rudego Marcka”, 54-letniego kibica oglądającego trening na noszach.
Reklama
Marck to jeden z tych kibiców, których nie wszyscy znają osobiście, ale wszyscy widzą – na treningach, meczach, wyjazdach. Dumny członek „Het Legioen” dowiedział się wiosną, że zostało mu najwyżej kilka tygodni, może miesięcy życia. 54-latek walczył z rakiem i mimo terapii nie mógł wygrać tej walki. Mimo hospitalizacji chciał przed śmiercią zobaczyć jeszcze jeden, otwierający sezon trening Feyenoordu.
Tak jak w Polsce noworoczne treningi Cracovii, w Holandii pierwszy letni trening Feyenoordu urasta niemal do rangi święta, a pojawia się na nim po kilkanaście tysięcy ludzi. Warto przy tym dodać, że liczba widzów nie wykazuje wahań zależnie od pozycji klubu – gdy Feyenoord zajął 9. miejsce w lidze kilka lat wstecz, pierwszy trening oglądało ok. 20 tys. fanów. Wyjściu piłkarzy na boisko towarzyszy zawsze głośny śpiew i światło rac.
Tak było też tym razem, tyle że przy jednym z narożników boiska, z dala od sektorów udostępnionych dla widzów, pojawili się przyjaciele Marcka i on sam na noszach ze szpitalnej karetki. Wyniszczony chorobą i leczeniem mężczyzna nie mógł samodzielnie dotrzeć na De Kuip, ale najważniejsze było, że dotarł w ogóle. I gdy dym z rac nieco się rozrzedził, mógł dostrzec na drugim końcu stadionu sektorówkę z jego podobizną, wokół której znów zaczęła płonąć pirotechnika.
Wzruszony mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, a po chwili, gdy pokazowy trening nieco się uspokoił, Marck wstał z noszy i pod rękę z przyjaciółmi ruszył w stronę trybuny. Widzów było już na niej znacznie mniej, ponieważ wielu wyszło po pierwszych minutach. Jednak ci, którzy zostali, śpiewali mu, że nie jest sam (w osobliwej interpretacji „You’ll never walk alone” znanej z De Kuip).
W trakcie drogi podeszli do niego piłkarze i ściskali jego dłoń, których podobno prosił, by wygrali ligę w nowym sezonie. Pod samą trybuną Marck się zatrzymał i ostatnie kroki wykonał samodzielnie, kłaniając się wszystkim i posyłając całusy. Wspólne śpiewy ze zgromadzonymi – to i wszystko opisane powyżej można zobaczyć na poniższym filmie.
Trening odbył się miesiąc temu. Trzy dni później Marck zmarł. Jego przyjaciele znów prowadzili go pod stadionem, ale tym razem pilotowali karawan. Za nim liczne samochody i motocykle z kibicami, znów z racami nad głowami.
Reklama