Reprezentacja: Były premier krytykuje atmosferę
źródło: TOK FM / Sport.pl / własne; autor: michał
Jan Krzysztof Bielecki był świadomy, że wkracza swoją wypowiedzią na grząski grunt, zwłaszcza w jego partii politycznej. Ale nie zrezygnował i zasugerował, że atmosferę na meczach Reprezentacji trzeba koniecznie poprawić.
Reklama
Reprezentacja Polski doczekała się swojego nowego domu, ale czy doczekała się widowiska na trybunach godnego drużyny narodowej i walki o najwyższe światowe trofea? Zdaniem Jana Krzysztofa Bieleckiego kategorycznie nie.
- Poruszając się w niebezpiecznym politycznie i społecznie obszarze, muszę stwierdzić, że zupełnie inna jest struktura kibiców na meczach reprezentacji i na meczach ligowych. Na kadrę - jak powiedział kiedyś były irlandzki pomocnik Roy Keane - przychodzą ci, którzy jedzą kanapki z krewetkami. Na spotkaniach ligowej jest dużo młodzieży. Czasem zapiekłej, czasem przekraczającej reguły gry. Ale oni nigdy by nie wymiękli. Nie chcę wymieniać klubów, ale do głowy przychodzą mi przynajmniej trzy, których fani nigdy nie wymiękają. Nawet przy wyniku 1:3 krzyczeliby tak, jakbyśmy wygrywali. Ci z krewetkowymi kanapkami przyszli jak do teatru, a że w teatrze było słabo, to się poddali i tylko zagwizdali na koniec meczu
– mówił Bielecki podczas rozmowy w TOK FM.
Wspomniane przez aktualnego przewodniczącego Rady Gospodarczej premiera „kanapki z krewetkami” to określenie utarte w Wielkiej Brytanii. ‘Prawn sandwich’ to synonim rozpieszczonego widza, który oczekuje wygodnego fotelika na meczu, świetnego cateringu i innych atrakcji. Ta pogardliwa nazwa jest zbliżona do polskiego "piknika", ale określa nie tylko widza biernego, lecz również bogatego.
Taki widz nie dopinguje, ponieważ to zakłóciłoby jego odczucia. A przynajmniej tak to widzi wielu kibiców "tradycyjnych", którzy psioczą na coraz większe strefy premium na stadionach. Było je doskonale widać w piątek na Stadionie Narodowym, gdy po rozpoczęciu gry wielu klientów biznesowych pozostawało w ogrzewanych pomieszczeniach zaplecza z cateringiem zamiast oglądać mecz, za który zapłacili.
Zdaniem Jana Krzysztofa Bieleckiego receptą na problem coraz bledszego widowiska na trybunach może być powrót do starej praktyki PZPN, stosowanej przed „erą” nowoczesnych stadionów. Gdziekolwiek grała Reprezentacja, miejscowi fanatycy czuli się odpowiedzialni za atmosferę i podtrzymywali głośny, możliwie urozmaicony doping niezależnie od wyniku.
- PZPN mógłby nad tym się zastanowić. Np. nad cenami biletów albo robiąc specjalny sektor dla młodego kibica. Żenujące było, że 57 tys. ludzi zostało przekrzyczanych przez dwa tysiące Ukraińców. Więc gdybyśmy zrobili pięć tysięcy miejsc dla naszych sprawdzonych kibiców, to oni nie wymiękliby do 90 minut. PZPN się może modernizuje, ale tego zabrakło. Nie ma sportu bez fanatycznego kibica. Stąd te konflikty z kibicami. Z nimi trzeba się ułożyć. Bez ich zacięcia i sportowej złości ani nie będzie kibicowania, ani dobrej gry. To nie jest łyżwiarstwo figurowe
– zakończył ten wątek były premier.
Reklama