Komentarz: Czego nauczył się Lis w Manchesterze?
źródło: własne; autor: michał
Sądząc po pierwszej wypowiedzi po powrocie, na pewno nie nauczył się czytać regulaminu stadionu, który złamał. Teoretycznie mógł zostać wyrzucony albo nie wejść w ogóle. Ale skoro już wszedł, powinien przynajmniej wiedzieć, że nie wypada świętować, gdy wszyscy wokół są w rozpaczy...
Reklama
Tą sprawą żyło w ostatnich dwóch dniach pół Polski (pozostali niezmiennie oglądają koty, czytają o matce Madzi albo emocjonują się Jarosławem Kaczyńskim trzymającym tablet). Najpierw nagłówki krzyczały, że Tomasza Lisa obsługa wyrzuciła ze stadionu. Później sam zainteresowany stwierdził, że steward zasugerował mu opuszczenie obiektu dla bezpieczeństwa.
Niestety, redaktor Lis niezmiennie pozostaje przekonany, że „nie złamał żadnych reguł”, kibicując Realowi pośród 70 tysięcy kibiców Manchesteru United. W dodatku wplątując w to swoje dziecko, co zakrawa już nie o lekkomyślność, a o głupotę. I tylko pokazuje, że na razie nie wyciągnął zbyt wielu wniosków z przykrego doświadczenia na Old Trafford. Bo złamał więcej reguł niż można by się spodziewać po człowieku robiącym sobie zdjęcia na wielu stadionach i określającym się mianem kibica.
Po pierwsze, złamał regulamin stadionu. Jak słusznie zauważył jeden z moich znajomych, redaktor Lis powinien był zapoznać się z regulaminem „Teatru Marzeń”, co jest psim obowiązkiem każdego wchodzącego na trybuny. Oczywiście w teorii, bo praktyka jest taka, że i tak nikt nie wczytuje się w paragrafy upstrzone bzdurnymi wymysłami, typu usunięcie ze stadionu za wstawanie z miejsc podczas gry. A jednak punkt 18 regulaminu stanowi jasno, że każdy, kto znajdzie się w sektorze nieswojej drużyny, może zostać usunięty ze stadionu „dla własnego bezpieczeństwa lub z jakiegokolwiek innego powodu”.
Mało tego, osoby kibicujące innemu klubowi niż United mogą znaleźć na stronie klubu prostą informację: kupując bilet na wszystkie sektory poza sektorem gości, deklarujesz kibicowanie Manchesterowi United. Jeśli jesteś kibicem innego klubu, skontaktuj się ze swoim klubem i kup bilet do sektora gości. Komuś, kto deklaruje kibicowanie jakiemuś klubowi, powinno się to wydać zupełnie naturalne. Tyle że w sektorze przyjezdnych też pewnie patrzyliby na Tomasza Lisa jak na kosmitę...
Po drugie, Lis złamał niepisany podział terytorialny. Bo taki obowiązuje na stadionach piłkarskich od dekad, czy się to miłośnikom meczów Politycy-TVN podoba, czy nie. Jesteś kibicem drużyny A, siadasz w sektorach drużyny A. Jeśli wspierasz przyjezdnych, siadasz w sektorze przyjezdnych. I bez znaczenia, że Liga Mistrzów, że to spektakl bardziej komercyjny niż plemienny. Emocje są tak samo prawdziwe dla ludzi pamiętających Old Trafford pozbawione krzesełek, emocjonujących się każdym meczem. A mecze United – Real nigdy nie były „meczami przyjaźni” czy zwykłym piknikiem rodzinnym. Bolesna prawda jest taka, że nikt nie zagwarantuje człowiekowi bezpieczeństwa, gdy ten postanawia stanąć w opozycji do kilkudziesięciu tysięcy innych wokół niego. Właśnie po to wymyślono sektory gości i po to na trybunach obowiązuje segregacja. Jest z nią trochę jak z demokracją – niby ma sporo wad, ale trudno o dobrą alternatywę.
Po trzecie, czy ten człowiek ma instynkt samozachowawczy?! Nie wiem, na której trybunie siedział ze swoim dzieckiem Tomasz Lis. Wiem na pewno, że na niewłaściwej. Punkt 18 regulaminu stadionowego został zapisany po to, by chronić takich jak on, ludzi bez świadomości najbardziej podstawowego podziału na „my” i „oni”. A tymczasem Lis nie dość, że poszedł na nieodpowiednią trybunę, to jeszcze okazywał radość otoczony ludźmi wściekłymi na wydarzenia na boisku. Wściekłość, rozpacz i gniew (jako kibic powinien znać te uczucia) mają to do siebie, że muszą się jakoś skanalizować. I nie ważne, że karnet na mecze United kosztuje tysiąc funtów, że na mecze LM chodzą ci najbogatsi, a średnia wieku bez uwzględnienia turystów jest już w okolicach 40 lat. Bo koniec końców bogatsi czy biedniejsi, starsi czy młodsi, wszyscy oni są tak samo ludźmi i tak samo agresywnie mogą zareagować na fakt, że jakiś turysta z kraju, który kompletnie ich nie obchodzi, świętuje sukces zespołu, który właśnie pogrzebał ich marzenia...
PS: Cała ta pisanina nie jest wymierzona przeciwko człowiekowi, który zamiast wielkiego meczu przeżył mocno nieprzyjemne chwile. Szkoda go – zrobił głupio i odczuł to na własnej skórze. Problem jednak w tym, że ten jeden człowiek należy do liderów opinii, którzy od lat zasypują medialny eter frazesami typu „na Zachodzie kibice tacy fajni, a u nas tacy źli” bez głębszej refleksji nad problemem. Dzień po incydencie refleksji wciąż nie było, a właśnie u Tomasza Lisa jest potrzebna, dla dobra ludzi ufających jego osądom...
Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].
Reklama