Zakaz flag: Nigdzie indziej nie ma takich przepisów
źródło: własne; autor: michał
Szukaliśmy i szukaliśmy. Ale okazuje się, że najnowszy wymysł policji jest w skali Europy niezrównany. Ba, nie tylko Europy. Choć idea podobna do tej była realizowana w innych krajach, to nie w takiej skali i nie w taki sposób. Polska jest mniej liberalna nawet od Anglii…
Reklama
Przypomnijmy, że wymysł związany z zakazem używania sektorówek i „innych elementów opraw” (mniejszych flag, transparentów, kartonów), pojawił się po raz pierwszy pod koniec kwietnia tego roku. Narodził się w Komendzie Głównej Policji jako remedium na pirotechnikę i jeszcze przed końcem sezonu 2011/12 został rozesłany do podległych jednostek z misją wprowadzenia. W niektórych miastach już działa, w innych jest dopiero przygotowywany. Najgłośniejszy przypadek to Białystok, gdzie zakaz obejmuje dosłownie wszystkie elementy opraw, ale w podobnym kierunku idzie już policja w Warszawie.
A piszemy o nim per „wymysł”, ponieważ specjaliści w dziedzinie prawa nie zostawiają na tej interpretacji ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych suchej nitki. Kancelarie prawne, specjaliści akademiccy, a nawet prokuratorzy wypowiadali się o pomyśle bardzo krytycznie, twierdząc, że to niedozwolona istniejącymi przepisami praktyka.
Podstawa (?) prawna
Policja opiera się na dodanym w 2011 roku Artykule 57a wspomnianej ustawy, który brzmi następująco: Kto w miejscu i w czasie trwania masowej imprezy sportowej używa elementu odzieży lub przedmiotu w celu uniemożliwienia lub istotnego utrudnienia rozpoznania osoby, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 2000 zł.
To właśnie ten fragment przepisu służy jako podstawa do uznania, że sektorówki czy oprawy meczowe są narzędziem przestępstwa, dzięki zasłonieniu sprawców. I rzeczywiście, obserwacja polskich trybun wskazuje, że oprawy z udziałem wielkich płócien bywają wykorzystywane przez chuliganów do zamaskowania się przed przestępstwem lub przez kibiców do odpalenia pirotechniki. Jednak drugi z przypadków wydaje się mieć nieproporcjonalnie mniejszą szkodliwość niż to widzi policja. Kiedy pytaliśmy w Komendzie Wojewódzkiej w Białymstoku, czy są jakieś statystyki, które uzasadniałyby tak wyjątkową surowość, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Jedynie stwierdzenie, że hipotetycznie może się coś stać.
A zdaniem specjalistów od prawa sytuacja nie tłumaczy stosowanej przez policję interpretacji. Sam autor komentarza do ustawy, prokurator Jerzy Kąkol stoi na stanowisku, że tekst ustawy nie ogranicza prawa do wnoszenia flag i tym bardziej nie wymusza zmiany regulaminów stadionowych, co postuluje policja.
Policja postuluje czy szantażuje?
Ponieważ prawo nie stoi w tym wypadku po stronie policjantów, funkcjonariusze wymuszają na klubach, by te umieszczały stosowny zakaz w swoich regulaminach stadionowych. Prawo stanowi bowiem, że niestosowanie się do regulaminu może być nawet przestępstwem.
Oficjalnie policjanci są jedynie „doradcami” lub „konsultantami” i „rekomendują” konkretne zapisy regulaminów. Takich sformułowań używają oni sami. Kluby i kibice mają na to jednak inny pogląd. Jak niedawno pisaliśmy, zarówno stowarzyszenie kibiców Jagiellonii Białystok, jak i sami pracownicy klubu wskazują jasno, że zostali zmuszeni do zmiany regulaminu i wprowadzenia zakazu flag pod groźbą zamknięcia stadionu dla wszystkich widzów. A to zwykły szantaż. W jego skutek tak wyglądał Stadion Miejski w Białymstoku podczas pierwszego meczu w sezonie (podczas kolejnego, 1 września, kibiców nie będzie w proteście). Dla porównania prezentujemy też zdjęcie archiwalne, z ostatniego meczu ubiegłych rozgrywek, oba dzięki serwisowi Jagiellonia.net:
Co ciekawe, już w kwietniu w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” stosowanie szantażu przez policję przewidywał dr Marcin Warchoł z Instytutu Prawa Karnego UW…
Za granicą tego nie ma
Przez kilka dni szukaliśmy przykładów podobnych praktyk w innych krajach. Kontaktowaliśmy się z pracownikami klubów, przedstawicielami organizacji kibicowskich i badaczami środowisk kibiców. Nie znaleźliśmy ani jednego przykładu, w którym policja stosowałaby na tak szeroką skalę zakazy obejmujące ekspozycję flag w walce z pirotechniką i/lub przemocą.
Zaczęliśmy – co wydaje się oczywiste – od Wielkiej Brytanii. Niestety, pudło. W Anglii, Walii i Szkocji można wnosić na stadiony flagi, można przygotowywać oprawy. Tam co prawda pirotechnika jest rzadkością, ale zdarza się, podobnie przemoc na trybunach. Flagi wisieć mogą, choć jest istotne ograniczenie odnośnie tych na drzewcach na najważniejszych stadionach: można nimi machać tylko w przerwach w grze, by nie zasłaniać innym. Natomiast sektorówki są rozciągane nad głowami widzów i tylko incydentalnie może się zdarzyć, że policja odmówi zgody na konkretną oprawę (za to wtedy nie musi nawet podawać przyczyny).
Skierowaliśmy się więc do Niemiec, bo tam pirotechniki jest co nie miara, a efektowne oprawy również są normą. I tu ślady podobnych do polskich restrykcji rzeczywiście są. Ale były stosowane jedynie miejscowo i co najwyżej wobec kibiców przyjezdnych. Nigdy wobec całych trybun. Przyczyna, jak w Polsce, to odpalanie pirotechniki. Jednak tu sytuacja jest dynamiczna, bowiem ostatnio w Niemczech relacje na linii kibice-policja/DFB są coraz gorsze (po zerwaniu rozmów o legalizacji rac kibice zaczęli odpalać je na potęgę) i kolejne restrykcje są przedmiotem dyskusji.
Dalej zbadaliśmy Włochy. Tam po słynnych zamieszkach z 2007 prawo było zaostrzane do podobnie surowych granic, jak w Polsce. Doszło nawet do propozycji, by kibice musieli zgłaszać jakiekolwiek flagi na komisariatach. To jednak skutek zapisu w prawie ogólnym, który zakazuje treści wulgarnych i ekstremistycznych. Miejscowo zdarza się, że flagi są rekwirowane przy wejściu na obiekty – raz nawet odebrano jedną staruszkowi na wózku inwalidzkim – ale nie ma to związku z polską interpretacją.
Po tych trzech przypadkach szukaliśmy dalej w różnych kierunkach: Nie ma w Skandynawii, nie ma na Bałkanach, w Austrii czy Szwajcarii. Z rozpędu zaczęliśmy analizować sytuację w USA i tam udało się znaleźć przypadek Chicago Fire. „Najbardziej polski” z amerykańskich klubów wprowadził 3 lata temu, po naradzie z policją i lokalnymi władzami zakaz wnoszenia flag, by nie stały się – jak u nas – osłoną przed identyfikacją osób odpalających race. Ale po pierwsze, to tylko zapis miejscowy, nie ogólnokrajowa polityka. Po drugie, nie dotyczyło to wszystkich flag, lecz tylko tych dużych. Po trzecie wreszcie, zakaz… szybko zniesiono.
Jak to świadczy o policji?
Zapytaliśmy badacza środowiska kibiców, dr. Dominika Antonowicza o interpretację najnowszej polityki: - W cywilizowanych krajach służby odpowiedzialne za prawo i porządek starają się zdobywać zaufanie obywateli, służyć obywatelom, a nie ich zastraszać przy pomocy rygorystycznych przepisów, ograniczających obywatelskie swobody. W tym kontekście działanie podejmowane przez białostocką policję jest w zasadzie zbiorowym zakazem kibicowania dla fanów „Jagi”. Nie wiem, czy białostocka policja działa jeszcze w imieniu państwa prawa, czy jej kierownictwo toczy prywatną wojnę z kibicami. Nadszedł czas, żeby państwowe organy przyjrzały się temu z bliska, zanim poziom eskalacji konfliktu wywoła trudne do przewidzenia skutki
– mówi socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
Reklama