Dania: Zalanie stadionu w Poznaniu to pikuś
źródło: własne; autor: michał
Kiedy w piątek do recepcji stadionu Lecha wdarła się woda, w kraju wybuchł skandal. Dzień później kilkaset kilometrów na północ ulewa zalała jednak narodowy stadion Danii w znacznie bardziej drastyczny sposób.
Reklama
Przypomnijmy, że w piątek do recepcji poznańskiego Stadionu Miejskiego wdarła się woda po ulewie, jaka przeszła nad miastem. Jak tłumaczy architekt Wojciech Radzyński, woda wdarła się do budynków, ponieważ wciąż nie jest podłączony potężny zbiornik retencyjny, do którego powinna ona ściekać. Dlaczego nie jest podłączony? - Tego niestety nie wiem
- mówi Radzyński, cytowany przez PAP.
Jednak problemy Poznania wydają się małe w porównaniu do tego, co inna ulewa zrobiła dzień później na Parken Stadion w Kopenhadze. Nad stolicą Danii przeszła trwająca ok. 90 minut burza, według doniesień medialnych największa od 31 lat. Zalała ok. 1000 piwnic w całym mieście, ale na Parken szkody są nieporównanie większe, bo obejmują kilka pięter. I choć oficjalnie ilość wody na metr kwadratowy podczas burzy to ok. 150mm, na budynki stadionu spadło jej znacznie więcej.
Wszystko za sprawą konstrukcji obiektu, którego trybuny nie mają narożników. Zamiast nich znalazły się przestrzenie użytkowe z biurami i restauracjami. Woda gromadząca się w bardzo szybkim tempie na przekryciu trybun spływała więc właśnie na narożniki, tworząc wręcz wodospady. Na tarasie narożników system odpowiedzialny za odprowadzenie deszczówki nie wytrzymał i woda przelała się najpierw na najwyższe piętro, a później na wszystkie kolejne. Schody zamieniły się w kaskady, a z przestronnej klatki schodowej woda spływała w dół strumieniami.
Ilość wody była tak ogromna, że momentalnie rozchodziła się po każdym z pięter i przesiąkała przez sufit. Na parterze, gdzie znajduje się restauracja klubu, sufit przeciekał w kilkudziesięciu miejscach (!), a obsługa nie nadążała z opróżnianiem napełniających się momentalnie skrzyń i wiader.
Wreszcie w piwnicy, gdzie opady się zatrzymały, poziom wody sięgał w pewnym momencie kilkunastu centymetrów.
Reklama