Komentarz: W Knurowie wszystko było nie tak

źródło: własne | MK; autor: michał

Komentarz: W Knurowie wszystko było nie tak Zanim padł tragiczny strzał, nastąpił długi ciąg wydarzeń, które pośrednio przyczyniły się do tragedii. Knurów to modelowy przykład wszystkiego, co nie powinno się wydarzyć.

Reklama

Media zdążyły zrobić z tego wydarzenia szopkę, a każdy kto kiedykolwiek widział mecz w telewizji, zdążył się na ten temat publicznie wypowiedzieć w roli autorytetu. Politycy wciągnęli tragedię we własną wyborczą maszynkę, bo populistyczna papka najlepiej sprzedaje się na gorąco, zanim emocje opadną i ludzie nabiorą dystansu do sprawy.

Teraz Ty spróbuj podejść do tego na chłodno, bo w poniższym tekście nie będzie socjotechniki wybielającej człowieka wbiegającego na boisko. Nie będzie też obrzydliwego „gdyby kózka nie skakała”. Nie będzie żadnego filmiku, zdjęcia zakrwawionej bluzy, dziecka płaczącego po ojcu, żeby Cię nie rozpraszać. To nie jest sąd ani nad 27-latkiem, ani strzelającym policjantem.

Bez dwóch zdań doszło do tragedii, do której nie powinno było dojść. Ostatecznie zdecydowały milimetry w ustawieniu strzelby. Niewyobrażalny koszmar dla rodziny zmarłego, ale – choć wiem, że to niepopularne – też trauma dla strzelca, bo strzelał pociskami, które teoretycznie „nie zabijają” i mimo to odebrał życie człowiekowi.

Tyle że to nie był nieszczęśliwy wypadek. Nieszczęśliwy wypadek jest wtedy, kiedy coś dzieje się z przyczyn niezależnych od człowieka. A o katastrofie w sobotę zdecydowało wiele czynników, z których każdy był od ludzi zależny.

Działania policji trzeba rozliczyć

Sposób przeprowadzenia interwencji na stadionie w Knurowie wymaga bardzo poważnego wyjaśnienia. Nie chodzi o samego strzelającego i rozstrzygnięcie, czy prawidłowo korzystał z broni, czy miał odpowiednie przeszkolenie, czy wytrzymał psychicznie. Niech to zbadają odpowiednie organy, niezależnie od płaczu policyjnych związków zawodowych, że ktoś śmie patrzeć na ręce funkcjonariuszom zamiast stać za nimi murem (co najwyraźniej powinno należeć im się z urzędu?).

Trzeba wyjaśnić, czy wszystkie procedury były zastosowane prawidłowo, bo wersja serwowana przez rzecznika śląskiej policji nie trzyma się kupy, mówiąc subtelnie. Podinsp. Andrzej Gąska usilnie przekonywał media, że policjanci zaczęli ratować mężczyznę. W rzeczywistości, co na nieszczęście policji jest udokumentowane na filmach, to uczestnicy imprezy go ratowali, a policjanci wydawali się nie wiedzieć nawet, co mają we własnej apteczce.

Do tego dochodzą jeszcze inne groteskowe „smaczki”. Kibice Ruchu Radzionków przekonują, że policjanci celowali im z mossbergów w twarze z odległości kilku metrów. I podkreślają w relacji z meczu, że nie było żadnej salwy ostrzegawczej przed strzelaniem do ludzi. Nie słychać jej też na nagraniach, choć rzecznik policji jest pewien, że była.

Concordia nie czuje się niczemu winna

Prezes Concordii Knurów udzielił po tragedii bardzo niefortunnego wywiadu, w którym zapewnił, że delegat PZPN był zadowolony z przygotowania do meczu. – Delegat odbył spotkanie ze służbami 45 minut przed meczem i wszystko wyglądało wręcz bardzo dobrze – stwierdził Andrzej Michalewicz.

Nawet na spotkaniu po przerwanym meczu delegat miał nie zgłaszać zastrzeżeń. Prezes nie omieszkał parokrotnie podkreślić, że do tragedii doszło już po meczu, co w jego ocenie chyba zwalnia klub z odpowiedzialności. Tyle że zgodnie z przepisami – nawet przy imprezie niemasowej – nie jest istotny moment ostatniego gwizdka, ale opuszczenia stadionu przez ostatniego widza. Przez cały czas klub był odpowiedzialny za bezpieczeństwo.

Tymczasem raport delegata po meczu jest wręcz miażdżący. Zaczęło się od tego, że w ogóle nie było kierownika ds. bezpieczeństwa, którym na czas meczu musiał zostać jeden z wynajętych ochroniarzy! Potem było już tylko gorzej…

Zachowanie się służb porządkowych i informacyjnych wynajętej firmy ochrony przez organizatora budzi szereg uwag i zasługuje na bardzo niską ocenę – informuje delegat PZPN w raporcie. Brak należytej i właściwej dyslokacji służb na obiekcie odprowadził do zagrożenia jakie powstały podczas meczu, powiązane z brakiem jakiejkolwiek reakcji na łamanie regulaminu obiektu i prawa czyli do, swobodnego opuszczenia kibiców gospodarzy swojego sektora i wtargnięcie na płytę boiska oraz ataku w stosunku do kibiców gości.

Zabezpieczenie meczu było organizacyjną katastrofą, bo obowiązkiem Concordii było szykować się na mecz najwyższego ryzyka. Kibice Ruchu uznali to za najważniejszy wyjazd całej rundy i było ich 114 (w 5. lidze!). Po stronie Concordii też była mobilizacja i organizatorzy doskonale wiedzieli, że to będą bardzo trudne derby między fatalnie nastawionymi do siebie „Cidrami” a fanklubem Górnika Zabrze.

I w takim meczu przejścia w płocie dla lokalnych „poszukiwaczy wrażeń” strzegło DWÓCH ochroniarzy?! Nie dziwię im się nawet, że nie próbowali zatrzymać wylewającej się fali, bo w przeciwnym razie to o nich moglibyśmy dzisiaj rozmawiać jako ofiarach.

Na meczu nie było karetki pogotowia i wykrwawiający się mężczyzna czekał pięć minut na profesjonalną pomoc. To 300 sekund, a z każdą jego szanse malały.

Stadion wołający o pomstę

Delegat nie zostawił suchej nitki na przygotowaniu stadionu w Knurowie. I całkiem słusznie! Płot odgradzający sektor gości od boiska zawalił się tylko dlatego, że czterech kibiców go pchnęło. Nie było żadnego masowego szturmu, oni go mocno popchnęli i sami się chyba zdziwili, że runął.

Obiekt wymaga gruntownej modernizacji, zarówno powierzchnia kruszących się sektorów, siedzisk typu ławkowego służących jedynie jako amunicja dla kibiców, zadaszenia (budzące zagrożenie dla życia i zdrowia) jaki i wymiana w całości ogrodzeń zewnętrznych jak i przegród wewnętrznych. Należy dostosować obiekt do wymogów licencyjnych dotyczących wymaganej infrastruktury oraz udogodnień dla osób przyjeżdzających do określonej pracy na mecz piłki nożnej – to wnioski delegata PZPN. Prezydent Knurowa dziś zapewnia, że miasto jest bezpieczne, ale wcześniej wielokrotnie zapewniał też, że zmodernizuje stadion. Nie było pieniędzy nawet na najbardziej niezbędne prace.

Śmierć kibica jak śmierć brata?

Dziś cała kibicowska Polska mówi jednym głosem, że śmierć kibica jest jak śmierć brata. To piękne hasło, tyle że wielu wyciera sobie nim gębę dla usprawiedliwienia tępej agresji. Chcecie udowodnić swoją jedność w żałobie? Pomóżcie jego bliskim, bo tak robi się, kiedy brat zostawia po sobie rodzinę…

PS: Jeśli jesteś zdziwiony, że nie ma ani słowa o winie kiboli wbiegających na murawę, nie bądź. Ona jest bezdyskusyjna, a stadion, organizatorzy i policja powinni być do takiego incydentu przygotowani. Właśnie dlatego, że są ludzie, dla których futbol stał się ich prywatnym polem walki i którzy niszczą ten sport.

---

Michał Karaś

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: michal@stadiony.net.


Reklama