Recenzja: Stadion w Bielsku – twórczy chaos

źródło: własne; autor: michał

Recenzja: Stadion w Bielsku – twórczy chaos Zanim piłkarze wybiegną na murawę pucharowym rewanżu, zapraszamy na recenzję wciąż jeszcze budowanego Stadionu Miejskiego w Bielsku-Białej. Tam przed tygodniem zawitała Legia, a z nią i nasz korespondent.

Reklama

Na początku jest chaos…

Przy okazji meczu półfinałowego o Puchar Polski postanowiliśmy odwiedzić nowy Stadion w Bielsku-Białej. Stadion ma wiele zalet, na pewno też wady uda się wyeliminować (choć nie wszystkie) w trakcie kończenia budowy. Pierwszą zapewne zaletą jest lokalizacja – stadion położony jest w pobliżu głównych dróg, bardzo blisko ścisłego Centrum. Nie ma wprawdzie parkingów, ale my znaleźliśmy miejsce starą sprawdzoną metodą, dosłownie przy pomocy Opatrzności.

Bardzo dobrze prezentują się kasy – zarówno te „nowoczesne”, jak i w tradycyjnych budkach góralskich. W każdej kasie można „potwierdzić profil”, używając terminologii TSP. Ze względu na wyprzedanie wszystkich miejsc, do kas nie było żadnych kolejek.

Po wejściu pierwsza niespodzianka – stadion nie ma wydzielonych stref. Z przenośnych toalet korzystają wszyscy: i kibice, i dziennikarze, zaś pomieszczenia dla VIP-ów usytuowane są na promenadzie pod trybunami. W związku z tym nie było problemu, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z Michałem Żewłakowem (co czyniło wielu miejscowych) lub uciąć pogawędkę z Dominikiem Ebebenge ze sztabu Legii. Konsekwencją braku stref jest fakt kontroli biletów u osób poruszających się między górnymi sektorami, gdzie jest tymczasowy sektor VIP.

Stadion Miejski w Bielsku-Białej© Legionisci.com 

Nie ma też trybuny  prasowej. Nawet nie ma strzałek, gdzie osoby wykonujące ten zawód mają się udać, a stewardzi tylko wzruszają z niewiedzy ramionami. Dla dziennikarzy są wyznaczone dwa boksy na poziomie dolnych trybun (gdy kibice wstają, to reporterzy nic nie widzą) z około 20 miejscami do siedzenia i pisania z „widokiem” na boisko. Co ciekawe tylko przedstawiciele prasy, mediów internetowych oraz rozgłośni radiowych otrzymali 50 akredytacji na ten mecz. W związku z tym część dziennikarzy oglądała mecz na stojąco, a część na trybunie wśród kibiców.

Było to o tyle łatwe, gdyż na meczu nie było około tysiąca biletowanych osób (pojemność 6958 versus 5864 naliczonych przez bramki), ale też powstał bufor pomiędzy „młynem” gospodarzy, a grupą sympatyków drużyny przyjezdnej, gdzie reporterzy mogli swobodnie się poruszać.

Zapewne loże VIP, jak i trybuna dziennikarska w nowej części stadionu będą już w pełni wyposażone. Część tego wyposażenia już widać. Jak będą wyglądać ostatecznie toalety dla kibiców? Jeszcze poczekamy, żeby je zobaczyć.

Tu pada, tu zasłania

Niestety w ramach oszczędności zakupiono dość tanie, znane głównie z różnych hal typu GOSiR czy OSiR krzesełka, których trwałość może być wystawiona na próbę, również pogodową. Pozostając w temacie warunków atmosferycznych – ponieważ 1 kwietnia nastąpił atak zimy, deszczu i wichury – mokre były krzesełka te w najniższych rzędach dolnego poziomu, jak i w najwyższych górnego. Z kolei pierwszy rząd jest usytuowany z jednej strony za nisko, z drugiej strony dość daleko od boiska, tak, że niewiele z niego widać.

Piłkarze przebierają się w kontenerach z bramką, a strefa „mieszana” jest na placu, gdzieś na skraju budowy. Ale to rozwiązanie tymczasowe.

Stadion Miejski w Bielsku-Białej© Legionisci.com

Miejscowi nie gęsi, też swój doping mają

I na koniec słowo o kibicach, bo bez tworzonej przez nich atmosfery nie warto chodzić na mecze w Polsce.  Trener Leszek Ojrzyński przed meczem na zadane mu pytanie o zapowiadany komplet na trybunach powiedział: „Wiemy ze kibice potrafią być dwunastym zawodnikiem (…) Kibice mogą nam pomóc, doping niesie, uskrzydla i fani mogą nam dać odpowiednią moc (…)”.

Fanatycy w Bielsku-Białej są niesamowici, potrafią stworzyć wspaniałą atmosferę i głośno dopingować swoich ulubieńców. Oczywiście osoby zainteresowane oglądaniem piłkarzy, które pierwszego kwietnia narzekały na atmosferę (przypominam, że piłka w tym klubie zaczęła się w 1997 roku, a II liga to rok 2002),muszą się po prostu przyzwyczaić, ze już wkrótce do Bielska-Białej będą przyjeżdżały konkretne ekipy, które po wypełnieniu sektora gości po prostu przekrzyczą niewielki młyn miejscowych. Muszą też przyzwyczaić się do tego, że to nie przypadkowi kibice tworzą atmosferę i oprawy na meczach, jedyne w czym przodujemy w Europie.

Z kolei, ponieważ zainteresowanie meczami w Bielsku nie będzie na poziomie kompletów (dotychczas rekordowa frekwencja to 8000, realnie można liczyć na 10000 – Podbeskidzie nie jest klubem, które liczne fankluby w regionie, nie mówiąc o całej Polsce),  działacze będą musieli się zastanowić na odstępowaniem całej trybuny za bramką na mecze z Górnikiem, Wisłą, Ruchem i zapewne Śląskiem, tak aby zwiększyć sprzedaż biletów na przypuszczalnie puste sektory. Inaczej będzie w czasie konfrontacji ze stołecznym klubem, gdyż tutaj nawet miejsce zamieszkania może mylić kto komu kibicuje.

Paradoksalnie stadion znajduje się w Białej, części miasta, która nie jest zainteresowana meczami Podbeskidzia. Wystarczy ogłoszenie na której trybunie zasiądą przyjezdni z Warszawy, Sosnowca i Elbląga, a „problem” kupowania biletów przez miejscowych sympatyków Legii na sektory Podbeskidzia, co miało miejsce w Prima Aprilis, rozwiąże się sam.

Tak na marginesie – Bielsko-Biała nie jest odosobniona w temacie „klub, który nie ma fanatyków, jest piłkarsko mocniejszy” – kiedyś dawno temu tak było w Jaworznie, do niedawna w Kaliszu i Starachowicach, podobnie jest w Ełku czy Szczecinku (oczywiście w dużo mniejszej skali), a może, choć nie musi, do tego dojść w Elblągu i Koszalinie.

Oceniając Stadion Miejski i jego funkcjonowanie na razie można wystawić dostateczny plus, ale na mocną czwórkę pewnie w przyszłości zasłuży.

Kacper Halski

Reklama