Słowacja: Rekordowo niska frekwencja na stadionach, a może być gorzej

źródło: SME.sk; autor: michał

Słowacja: Rekordowo niska frekwencja na stadionach, a może być gorzej Slovan Bratysława przyciąga ledwie ponad tysiąc widzów, a i to nie zawsze. Nawet utytułowana Żylina z dobrym stadionem nie zapełnia trybun w połowie. W tym sezonie frekwencja może nawet spaść poniżej 2 tys. na mecz. Tak źle jeszcze nie było.

Reklama

Sezon 2014/15 słowackiej Fortuna Ligi jest już na półmetku. Po 16 kolejkach wiemy, że o „mistrza” najpewniej powalczą Trenczyn, Żylina i Senica, choć sporo może się jeszcze zmienić. Za to w statystykach widowni niewiele się zmienia, przynajmniej nie na lepsze. W aktualnych rozgrywkach średnia frekwencja to zaledwie 2052, o prawie 150 osób mniej niż w minionym sezonie.

Fortuna Liga © SME - Tibor Somogyi

Zaledwie 2 tysiące na mecz to zdecydowanie najgorszy wynik w historii słowackich rozgrywek, a do końca sezonu ta liczba może spaść nawet poniżej symbolicznej granicy z dwójką z przodu. Fatalnie wypada przede wszystkim stołeczny Slovan, który na boisku jest ligowym średniakiem (6. miejsce), a na trybunach jednym z najgorszych klubów – średnia 1523 osób to 10. wynik wśród 12 klubów. Na ostatnim meczu Slovana nie było nawet tysiąca widzów.

Fortuna LigaNajwyższą widownię w lidze ma Dunajska Streda  (3434 na mecz), na drugim miejscu jest Trenczyn (2896), a na trzecim Spartak Trnawa (2518). Liczby tych klubów byłyby zapewne lepsze, gdyby nie fakt, że w Trnawie na czas budowy nowego stadionu otwarta jest tylko jedna trybuna. Z kolei w Trenczynie nie tak dawno władze piłkarskie zamknęły trybunę za pirotechnikę.

Skąd taka sytuacja? Na łamach SME.sk pada wiele argumentów: słabe stadiony (choć tu idzie ku lepszemu), duża ekspozycja zagranicznej piłki nożnej, zły kontakt z widzami, fatalny wizerunek medialny słowackiej ligi zwłaszcza pod kątem bezpieczeństwa. Z drugiej strony władze krajowe i piłkarskie wydają się popełniać te same błędy co polskie, zaostrzając środki bezpieczeństwa i utrudniając w ten sposób życie przeciętnemu widzowi. A to o niego kluby muszą walczyć.

Reklama