Monachium: Na meczach Bayernu będzie cisza?

źródło: własne; autor: michał

Monachium: Na meczach Bayernu będzie cisza? Bawarski klub robi wszystko, by zniszczyć kibicowanie na południowej trybunie - to już nie tylko opinia kibiców zajmujących te sektory, ale też niemieckich dziennikarzy i publicystów. Przed nowym sezonem dopingującym fanom dano do zrozumienia, że nie są mile widziani.

Reklama

Bayern swój pierwszy mecz sezonu 2013/14 na Allianz Arenie rozegra w najbliższą sobotę. Ale mimo niewiarygodnych sukcesów w minionym sezonie atmosfera wokół klubu jest aktualnie bardzo nieprzyjemna po restrykcjach nałożonych na południową trybunę.

W tych okolicznościach nie pojawimy się jako Südkurve. Nie dlatego, że tak chcemy. Ale nie mamy innego wyboru, skoro tak wielu z nas uniemożliwiono udział. Jeśli w pierwszym meczu z serca południowej trybuny nie usłyszycie dopingu, to nie będzie to żaden bojkot. Po prostu ci, którzy przez lata zdzierali gardła i zjeździli za Bayernem Europę, nie mieli szansy dostać swojego miejsca” – brzmi wyjątkowo smutny komunikat na stronie Suedkurve-Muenchen.org.

Policyjny negocjator specem od kibiców

Okoliczności, o których mowa w cytowanym fragmencie, jest bardzo wiele. Od paru lat Bayern utrudniał funkcjonowanie dwóch sektorów na południowej trybunie (112 i 113) – jedynych z miejscami stojącymi (okoliczne mają miejsca „stojąco-siedzące”). Klub dopuszcza w nich tylko 1800 karnetów. To nieporównanie mniej niż inne zespoły z Bundesligi, ale i o te 1800 miejsc stojących kibice musieli walczyć.

Do komunikacji z kibicami z tych sektorów powołano tzw. „grupę roboczą ds. dialogu”, ale w praktyce Bayern potraktował jakiekolwiek relacje z liczącymi tysiące członków stowarzyszeniami kibiców jako sytuację kryzysową.

Klub zatrudnił jako eksperta w dialogu z kibicami… psychologa policyjnego, negocjatora i antyterrorystę Wolfganga Salewskiego. Salewski wsławił się trudnymi negocjacjami, uwalniając m.in. zakładników porwanych w samolocie Lufthansy w Mogadiszu. Ale co wie o kibicach? To nie miało znaczenia zdaniem stowarzyszenia Schickeria Munchen, które twierdzi, że podczas spotkań „grupy roboczej” Salewski przychodził i oznajmiał jedynie ustalenia klubu, nie dając jakiejkolwiek szansy na dialog. Podobnie jak Schickeria, również druga duża grupa z trybuny południowej, Club Nr 12, uważa „dialog” za farsę.

Niebezpieczny (?) ścisk

Centralne sektory trybuny południowej mają dopuszczalną przez klub pojemność 1800 osób, choć zgodnie z krajowymi normami bezpiecznie mogłoby na nich stać do 2500 widzów. Mimo to klub od dwóch lat uważał, że sektory są niebezpiecznie przepełnione już na poziomie 2100 osób, czyli zaledwie 300 ponad odgórnie przyjęty „komplet”. A że miejsce było, posiadacze karnetów z sąsiednich sektorów wielokrotnie woleli stać i śpiewać zamiast siedzieć – przenosili się więc na sektory 112 i 113, choć nie mieli na nie biletów.

Dlatego, mimo protestów kibiców, klub wprowadził bezprecedensowe rozwiązanie – dodatkową kontrolę kołowrotową wewnątrz stadionu. Od sezonu 2013/2014 na sektory „dopingujące” mogą wejść jedynie posiadacze karnetów na te miejsca. Bayern argumentuje, że chodzi o bezpieczeństwo i uniknięcie przepełnienia. Zdaniem klubu dzięki wprowadzeniu kołowrotów można już spokojnie powiększyć pojemność do 2100 miejsc. Czyli zysk dla kibiców? Nie, ponieważ o te 300 miejsc zmniejszono sektory ościenne, jednocześnie ograniczając dostęp do miejsc stojących.

Wymiana publiczności

O tym, że Bayern jest najbardziej rozchwytywanym klubem w Niemczech, wiadomo nie od dziś. Wszystkie miejsca schodzą na pniu przed sezonem. Dlatego pozornie błaha zmiana dotycząca miejsc stojących wprowadziła ogromne zmiany w składzie personalnym sektorów dopingujących.

Wystarczyło, że klub uniemożliwił posiadaczom karnetów – często wieloletnim kibicom – przedłużenie ich abonamentów w przedsprzedaży, skazując ich na kupno na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”. Wielu nie zdążyło zająć jakiegokolwiek miejsca w sektorach 112 i 113, za to w ich miejsce wskoczyły osoby, które nigdy tych sektorów nie zajmowały.

Dodatkowo kibice ze stowarzyszenia Schikeria otrzymali komunikat, że nie mogą już zajmować swoich miejsc w określonej części sektora. Nowych im nie wyznaczono.

Sektory stojące zostały więc zamknięte przed kibicami z innych miejsc, a liczbę tych stojących dotychczas udało się uszczuplić. Mało? Najwyraźniej, ponieważ Bayern przed sezonem wydał również zakaz wyjazdowy dla… 400 osób, które rzekomo sprawiały w przeszłości kłopoty. A od początku sierpnia klub nałożył już 55 nowych zakazów na mecze na Allianz Arenie, choć nie rozegrał ani jednego spotkania u siebie. Nowe zakazy, sięgające do 2015 i 2016 roku, nałożono za niedawne trzecioligowe derby rezerw Bayernu z rezerwami TSV1860. Wszystkie na podstawie notatek policyjnych, nawet w przypadku osób, które zostały wyłącznie spisane, a nie otrzymały żadnej kary.

Bayern nie czekał też na postanowienia sądu wobec osób, które po derbach do niego trafiły i mogą być potencjalnie niewinne. W odpowiedzi kibice na łamach Suedkurve-Muenchen.org zadali pytanie, dlaczego klub nie nałożył zakazu stadionowego na… prezydenta klubu Uliego Hoenessa, przeciwko któremu również toczy się postępowanie w związku z oszustwami podatkowymi.

Kibice w takiej postawie widzą podwójne standardy i celowe wyniszczanie spontanicznego dopingu, którego i tak na Allianz Arenie od otwarcia było nieporównanie mniej niż podczas meczów na Olympiastadionie. Ale nie tylko fani są tego zdania. Podobnie uważa m.in. Michael Wollny, publicysta Eurosportu. Jego zdaniem Bayern prowadzi na sektorach dopingujących „operację na otwartym sercu bez znieczulenia”, a w klubie tylko czekają z otwarciem szampanów na zgon pacjenta…

Reklama