Wrocław: Letnie imprezy mają być cykliczne

źródło: GazetaWroclawska.pl / własne; autor: michał

Co prawda obsada jest gorsza od zapowiadanej, ale i tak spółka Wrocław 2012 liczy, że planowane na lato imprezy wypalą. Jeśli tak się stanie, na stałe wejdą do kalendarza wrocławskiego obiektu – zapowiada nowy prezes Robert Pietryszyn.

Reklama

W ciągu roku na nowym stadionie we Wrocławiu ma się odbywać po kilka koncertów. Tego lata przedsmak – 7 lipca zagra Queen. Wydarzenie będzie częścią imprezy Rock in Wrocław, która – jeśli wypali – będzie organizowana co roku. – Za każdym razem mają występować zespoły z najwyższej półki. Chodzi o to, aby w Polsce, ale też za granicą, miłośnicy rocka wiedzieli, że w lipcu we Wrocławiu jest świetna impreza. Jeśli ten projekt wypali, to Wrocław może wpisać się na stałe na rockowej mapie Europy – zapowiada w rozmowie z „Gazetą Wrocławską” Robert Pietryszyn, nowy prezes spółki Wrocław 2012.

- Można się spodziewać, że na przykład na Queen zjedzie do nas tysiące fanów również z państw dalej położonych. Przyjazd brytyjskiej grupy to duży sukces miasta. W ciągu roku grają zaledwie kilka koncertów. A do ich popularności, do magii samej nazwy, nikogo chyba przekonywać nie trzeba – cieszy się Pietryszyn.

Stadion Miejski we Wrocławiu Fot: pano360.pl / Klub Kibica RP 

Jednak „magia” zespołu Queen zawsze związana była z jego wokalistą. Tymczasem Freddie Marcury ostatni raz wystąpił na koncercie w 1986 roku. Obecnie wokalistą jest gwiazda amerykańskiego „Idola” Adam Lambert i dzisiejsza „magia” Queen jest trudna do oszacowania – nie zagrali dotąd żadnego oficjalnego koncertu. W dodatku Wrocław otrzymał występ tego zespołu tylko dlatego, że odwołany został angielski festiwal Sonisphere zaplanowany właśnie na 7 lipca. W tej chwili w planach Queen są jeszcze trzy koncerty: 3 lipca grupa zagra w Moskwie, a 11 i 12 w Londynie. Jednak w obu przypadkach arenami koncertów będą znacznie mniejsze obiekty od wrocławskiego stadionu. Co prawda w Londynie bilety sprzedały się w 24 godziny, ale tamtejsza hala Hammersmith Apollo mieści 5 tys. widzów. W Moskwie areną będzie hala olimpijska na 25 tys., ale bilety jeszcze się nie sprzedały.

Kolejnym ważnym wydarzeniem dla Wrocławia ma być turniej Polish Masters. Tyle że nie udało się zakontraktować żadnego klubu z zapowiadanej obsady (Borussia, Tottenham, Shachtar), a ostateczna lista jest mniej imponująca – PSV Eindhoven, Velez Sarsfield i Benfica Lizbona. – Przyznaję, popełniliśmy błąd. Już za to dostaliśmy reprymendę od prezydenta. Jesteśmy młodą spółką i wpadki nam się zdarzają. Mogę jednak zapewnić, że dążymy do doskonałości – tłumaczy Pietryszyn w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”.

- Proszę zwrócić uwagę, jakim zainteresowaniem cieszyły się mecze Legii Warszawa z Arsenalem Londyn, czy też ostatni z Sevillą. Mimo, że drużyny nie zagrały w najmocniejszych składach. Od „naszych” zespołów mamy gwarancje pierwszych składów – zapewnia nowy szef Wrocław 2012. Jednak warto przypomnieć, że mecz Legii z Arsenalem oglądało nieco ponad 20 tys. widzów (Arsenal grał zresztą w optymalnym składzie, a mecz był jednocześnie otwarciem nowych trybun). Z kolei sparing Legii z Sevillą mimo desperackich prób obniżania cen biletów oglądało ok. 12 tys. widzów przy pojemności 58 tysięcy, co trudno nazwać dużym zainteresowaniem.

- To pierwsza tego typu impreza w Polsce. W Europie i na świcie takie imprezy od lat są wielce popularne. Jeśli u nas również tak się stanie, to w przyszłym roku zorganizujemy kolejny. Z mocniejszymi zespołami. Barcelona, Real Madryt, Chelsea, Bayern? Nie wykluczam – dodaje Pietryszyn.

W planie zarządcy obiektu jest również uruchomienie na obszernym parkingu przy stadionie kina samochodowego. Dodatkowe zyski, choć symboliczne, mają pochodzić z programu zwiedzania. Wizyta na stadionie ma kosztować ok. 10 zł, ale cały plan organizacji wycieczek doczeka się realizacji najwcześniej w nowym sezonie. Z kolei według analiz zleconych przez Wrocław 2012 wartość medialna obiektu to aż 20 mln zł rocznie.

Komentarz Stadiony.net: Życzymy Wrocławiowi samych sukcesów. Ale hurraoptymizmu prezesa Pietryszyna podzielać nie umiemy. Queen to rzeczywiście wielka marka i nieważne, czy Wrocław dostał koncert rzutem na taśmę, bo chwała, że go dostał. Mamy jednak obawy, że ta nazwa 11 lat po śmierci Freddiego nie jest aż takim magnesem, by bez wysiłku sprzedać 40 tys. biletów, skoro w Anglii sprzedano 10 tysięcy.

Podobnie nie ma mowy, by sam z siebie, bez intensywnej promocji i korzystnych cen (czyt. niskich zysków) ludzi przyciągnął turniej piłkarski Polish Masters. Który zresztą wcale nie będzie pierwszym tego typu w Polsce. Rozumiemy, że prezes Pietryszyn jest w branży nowy (w końcu spółka miała tylko wybudować, a nie zarządzać stadionem), ale nie wypada ogłaszać się pionierem, nie sprawdziwszy, czy aby na pewno się nim jest. A nie jest się – już w 2003 roku poznański turniej Lech Cup miał taką samą formułę jak Polish Masters.

I dalej – jak mamy wierzyć w zapewnienia, że za rok Barcelona, Bayern, Real albo Chelsea zjadą do Wrocławia? Przecież mówi to (a raczej "nie wyklucza" tego) instytucja, która nie umiała zakontraktować Szachtara Donieck, choć nim też się chwaliła. Teraz słyszymy jeszcze o wartości medialnej stadionu szacowanej na 20 mln zł rocznie. Ale ta wartość nie ma realnego przełożenia na wpływy, co widać doskonale po przedłużających się rozmowach z ewentualnymi sponsorami nazwy. Skoro jest tyle wart, to dlaczego wciąż nie ma umowy, jakie udało się pozyskać Legii czy Gdańskowi?

Reklama