Kielce: Paragraf jest, ale co z interpretacją?

źródło: NaTemat.pl; autor: michał

Od otwarcia kieleckiego stadionu nie było na nim żadnej zadymy. Dla świętokrzyskiej policji to jednak nie problem i mnożą się zakazy – podał serwis NaTemat.pl. Kiedy fani zaczęli wygrywać w sądzie, i na to znalazł się sposób.

Reklama

Jakub Radomski z NaTemat.pl pytał rzecznika Korony Kielce i kibiców, jak wygląda opisywana już nieraz sytuacja w Kielcach. Ostatni mecz z Lechem mimo atrakcyjności i stawki znów oglądało tylko pół stadionu, a sektor dopingujących kibiców był pusty. To efekt działań policji, która zdaniem kibiców dalece przekracza granice rozsądku w ściganiu „chuliganów”.

Od razu warto zaznaczyć, że policjanci nie widzą w swoim zachowaniu nic nieodpowiedniego. Dostali narzędzie w postaci jednych z najostrzejszych przepisów bezpieczeństwa na świecie, więc korzystają z nich. – Nie możemy tutaj uogólniać. Jest tak, że jak ma miejsce jakiś incydent to jego konsekwencją powinna być kara. Moim zdaniem nie reagujemy inaczej niż policja w innych miastach – tłumaczy w rozmowie z NaTemat.pl rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Kielcach Grzegorz Dudek.

Kibicom nie rozchodzi się jednak o to, że policja działa, ale że jej działania są nieproporcjonalne i nie walczą z chuligaństwem. Z meczu wprost na komisariat (a później na rozprawę) można pojechać np. za zaśpiewanie „je…ać PZPN” czy nawet zwykłe „ku…wa” rzucone w emocjach lub zajęcie innego miejsca od tego na bilecie. Mało tego, autor powołuje się na sytuację, w której już w sądzie znaleziono paragraf na kibica. Cóż, że nie zaklął, skoro nie siedział na swoim krzesełku.

Policjanci ustami swojego rzecznika zapewniają, że egzekwują jedynie prawo, ale kibice odnoszą inne wrażenie. Nie ma bowiem w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych ani słowa o wulgaryzmach, za które kibice płacą dziś po kilka tysięcy złotych i dostają wyrok zakazu stadionowego. Jest za to informacja, że fani mają dostosowywać się do słów spikera i służb porządkowych. Schemat jest więc taki: podnosi się niecenzuralny okrzyk, spiker prosi o kulturalny doping, a kogo monitoring złapie na dalszym używaniu wulgaryzmu, ten nie dostosował się do polecenia i złamał prawo. Kibice mówią nawet, że spiker próbował dla dobra kibiców omijać ten schemat i zamiast wydawać polecenie kulturalnego dopingu, zagłuszał okrzyki komunikatami o innych meczach. Według relacji fanów był potem przymuszany przez funkcjonariuszy do czytania formułki, która jest dla nich podkładką w sądzie.

W związku z „hurtowym” procederem policji, kibice zatrudnili dobrego adwokata i zaczęli sprawy w sądzie wygrywać. Ale i na to, jak czytamy w NaTemat.pl, znalazł się sposób. Sprawy kieleckich kibiców są kierowane wyłącznie do jednego sędziego, a dopuszczanymi dowodami są tylko zeznania funkcjonariuszy. To umożliwia rozpatrywanie spraw błyskawicznie i bez możliwości skutecznej obrony.

Reklama