Anglia: Nowy stadion, który okazał się gwoździem do trumny

źródło: Guardian.co.uk / własne; autor: michał

Kiedy powstawał w 2003 roku, miał być zwiastunem wielkiego rozwoju dla Darlington FC. Ale rok później właściciel klubu został aresztowany. Kibice zapełniali co dziesiąte krzesełko, a dla władz drużyny ten ciężar okazał się nie do udźwignięcia. Lada dzień DFC ogłosi bankructwo.

Reklama

Historia Darlington FC jest bardzo długa, bo trwa już od 128 lat. I choć nie było w niej żadnego większego sukcesu (nigdy nie grali powyżej trzeciej ligi, zdobyli jeden puchar wśród zespołów półzawodowych), klub mógł zawsze liczyć na wsparcie wiernych kibiców.  

Ten potencjał był jedną z przyczyn, dla których biznesmen George Reynolds zaczął inwestować w „Darlo” na początku nowego tysiąclecia. Choć miał na koncie wyrok i odsiadkę, obdarzono go zaufaniem, bo przeszłość obiecywał zostawić za sobą. W 2003 otwarto nowy, imponujący stadion, który Reynolds sfinansował, wydając 20 mln funtów. Biorąc pod uwagę, że Darlington FC ledwo zapełniali 8-tysięcznik, na którym grali wcześniej, ten ruch wydawał się bardzo odważny. Tym bardziej, że poprzedni obiekt spełniał normy i mógł być dalej użytkowany. Mało tego – tuż przed budową nowego stadionu otwarto nową trybunę.

Darlington Arena

Ta nowa trybuna rozchwiała jednak sytuację finansową klubu i wtedy, jak wybawca, pojawił się Reynolds ze swoim kapitałem. Lekką ręką zainwestował ogromne pieniądze w nowy stadion i zapowiadał podbój wyższych lig. Nic dziwnego, że jeszcze przed ukończeniem inwestycji, nazwano stadion jego imieniem. Ale piękny sen o potędze i pierwszej w historii wędrówce w górę tabeli aż do bram Championship wkrótce się skończył. W 2004 roku Reynolds został aresztowany i skazany na więzienie za defraudację pieniędzy. Klub został bez źródła finansowania, za to z ogromnym jak na swoje możliwości stadionem.

Zamiast szturmu na wyższe ligi zaczęła się trudna walka o utrzymanie na plusie i dalsze istnienie. Nazwę stadionu sprzedawano czterokrotnie, ale roczne umowy sponsorskie były zbyt niskie, by odmienić los. Pojemność ograniczono do 10 tys. miejsc. Z jednej strony takie były oczekiwania miasta, bo komunikacja wokół stadionu była za słaba dla większej liczby kibiców. Z drugiej, tłumy dochodzące do 10 tys. zdarzały się nader rzadko. Poza oficjalnym otwarciem, oglądanym przez prawie 12 tys. widzów, średnie widownie oscylowały wokół 2 tys. osób.

Darlington Arena

W walkę o ocalenie klubu wielokrotnie włączali się kibice. Najpierw do każdego kupionego kufla piwa z własnej woli dopłacali funta, później uruchomili płatny numer SMS, by tym sposobem „doładowywać” konto klubu. Organizowali akcje społeczne, kampanie zwracające uwagę na problemy klubu.

W końcu uzbierali ok. 50 tys. funtów, które wciąż mają. Teraz jednak nie zamierzają ich przekazywać klubowi, ponieważ ten w najbliższych dniach najpewniej ogłosi bankructwo i taka suma nie zmieni jego losu. Fani są przygotowani na założenie własnego zespołu, gdy tylko obecny ogłosi upadłość. Chcą kontynuować ponad stulecie tradycji wzorem AFC Wimbledon, ale już na pewno nie na Darlington Arena. Ten obiekt należy obecnie do dwóch biznesmenów, którzy zapewniają, że wynajmą go na preferencyjnych warunkach komukolwiek, kto będzie chciał go użytkować.

Reklama