(Przed)wigilijna opowieść

źródło: własne; autor: michał

8 lat temu kilkudziesięciu kibiców wdarło się na zamknięty i pusty przed świętami stadion. Nie, nic nie dewastowali – śpiewali kolędy. Dziś, właśnie w chwili publikacji, na tym samym stadionie jest ok. 15 tys. ludzi. I znów śpiewają kolędy, piją wino i składają sobie nawzajem życzenia…

Reklama

Było ich dokładnie 89. Tylu ludzi przeskoczyło w grudniu 2003 roku przez płot, za którym stoi stadion Alten Försterei. Zrobili to dzień przed wigilią, więc nikt ich nie niepokoił, bo i kto spodziewałby się podobnego wtargnięcia? Ale, choć ich czyn sam w sobie był nielegalny, intencje mieli piękne – włamanie było sposobem, by urządzić sobie „kibicowską wigilię”.

Kibice Unionu stworzyli nową, nie do końca świecką tradycję Fot: Uve Lange

Inicjatywa została przyjęta wśród innych kibiców z dużym entuzjazmem, więc już rok później zebrało się 500 chętnych. Tym razem, ze względu na liczebność, ukryć plany byłoby trudno. Powiadomili klub i władze dzielnicy, spotkali się legalnie. Przyszli zarówno ci najbardziej zagorzali, jak i całe rodziny z dziećmi. Pili grzane wino, jedli kiełbaski i – przede wszystkim – śpiewali kolędy, wzbogacając je klubowym repertuarem. Wszystko to w klubowych barwach, a że te są czerwono-białe, pojawiła się masa mikołajowych czapek, które do dziś pomagają stworzyć nastrój.

Z roku na rok liczby rosły. W 2005 roku był już tysiąc. W 2006 – 2 tysiące; w 2007 – 4 tysiące. Pocztą pantoflową, na forach, ale i dzięki pojawiającemu się zainteresowaniu mediów, coraz więcej kibiców dowiadywało się o wigilii Unionu. W 2008 nie mogli wejść na stadion, bo ten był wtedy w remoncie. Ale ok. 4 tys. ludzi nie zraziło się i przyszli mimo to. Spotkali się na pobliskim placu, przed ratuszem.

Kiedy obiekt był już wyremontowany, zresztą rękami kibiców (klubu nie było stać na modernizację, fani wykonali pracę wartą miliony euro za darmo), pobity został kolejny rekord – przyszło 8 tys. ludzi. Przedsięwzięcie rosło i zyskiwało na znaczeniu, a tym samym wymagało coraz większego zaangażowania, również finansowego. Dziś klub wydaje sumy idące w kilkanaście tysięcy euro, by przygotować śpiewniki i świece, a także catering. Impreza pozostaje jednak przedsięwzięciem niekomercyjnym.

Po raz pierwszy barierę 10 tys. udało się przebić w minionym roku. Po analizie monitoringu obliczono, że zjawiło się 12 tys. ludzi. W tym roku spodziewana liczba to 15 tys. i po raz pierwszy zostaną otwarte wszystkie trybuny berlińskiej „Leśniczówki”. W chwili, kiedy my publikujemy ten tekst, na stadionie są już prawdopodobnie pierwsi kibice. A także masa dziennikarzy z kilku krajów i turystów, bo to po prostu ciepła i pozytywna historia…

Reklama