Bez dopłacania utrzymanie Narodowego będzie niemożliwe

źródło: PortalKibica.pl; autor: Michał

Ekspert zajmujący się stadionami, Ben Veenbrink, w rozmowie z Portalem Kibica opisuje ogrom inwestycji w Polsce jako nieporównywalny z innymi krajami Europy. Jest jednak problem – musimy się jeszcze nauczyć nowe stadiony dobrze wykorzystywać, żeby nie powtarzać błędów innych krajów.

Reklama

Według badań Deloitte nowe stadiony przynoszą średni wzrost frekwencji o połowę w krótkim terminie. Tak było w Wielkiej Brytanii – można to przełożyć na inne kraje? Nasza firma [Stadium Consultancy – przyp. red.] nie prowadzi takich badań, jednak interpretujemy wyniki dostarczane przez Deloitte czy holenderski związek KNVB. Te drugie pokazują podobne zmiany w naszym kraju: frekwencje w Holandii wzrosły bardzo znacząco w ciągu ostatnich 15 lat, w podobnym okresie powiększyła się też pojemność stadionów. O ile pamiętam dane, liczba widzów podwoiła się na przestrzeni dekady i dziś najmniej zapełniony stadion VVV Venlo sprzedaje 70% biletów, a najlepsze Twente ma średnio 99% sprzedanych biletów – stadion czeka wkrótce kolejna już rozbudowa.

Czyli możemy się spodziewać podobnej sytuacji w Polsce? W naszej ocenie przedstawiciele znacznie bardziej różnorodnych grup docelowych (kobiety, biznesmeni, starsi, dzieci, niepełnosprawni) zaczną odwiedzać stadiony wraz z poprawą warunków – krzesełka i dobry widok na boisko, bezpieczeństwo, zadaszenie, ogrzewanie, catering, itd.. W Holandii najwięcej kobiet przychodzi na Ajax (2 na 5 kibiców), podobnie osób poniżej 30 roku życia – co trzeci w Amsterdamie jest poniżej tej granicy. Jednak są pod tym względem różnice, zależnie od klubu.

Tym trudniej jest przełożyć te statystyki precyzyjnie na inny kraj. Jednak mam silne przeświadczenie, że Polacy pokażą się jako piłkarski naród i boom stadionowy rozpoczęty przez Euro 2012 odegra tu rolę katalizatora. Wystarczy spojrzeć na ostatnią umowę sponsorską dla stadionu w Gdańsku – nie do pomyślenia jeszcze rok czy dwa lata temu.

Przyspieszenie już widać – zaczęliśmy z sześcioma projektami kandydującymi do Euro, a teraz w budowie jest już 9 stadionów i kolejnych 20 w kolejce do realizacji. W innych krajach przed Euro było podobnie? Boom na stadiony w Polsce jest nieporównywalny z jakimkolwiek innym krajem Europy (za to podobny do sytuacji w RPA przed Mundialem 2010 i do Brazylii przed kolejnymi Mistrzostwami 2014), bo – szczerze powiedziawszy – w Polsce po prostu nie było przyzwoitej infrastruktury i prędzej czy później musiała się pojawić. Euro było odpowiednim sygnałem. Jeśli spojrzymy na stadiony Euro 2000 w Holandii, kilka stadionów zostało (roz)budowanych przed imprezą, ale w następnych latach w ich ślad poszły kolejne. Niektóre kluby nawet rozbudowały swoje całkiem nowe stadiony, powstałe nie dalej jak w 1998 roku.

W Niemczech też można zaobserwować, jak wiele mniejszych klubów Bundesligi i 2. Bundesligi poszło za zmianami dokonanymi przed Mistrzostwami Świata. Wszyscy muszą się starać dotrzymać kroku liderom pod względem jakości i pojemności – tak samo będzie w Polsce. Euro 2012 nie tylko poprawi frekwencje w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku i Poznaniu, ale też wpłynie na liczby Wisły, Widzewa, Polonii czy Cracovii. Uważam, że zauważycie wyjątkowy wzrost pojemności i widowni w Ekstraklasie po Euro. Oczywiście warunkiem jest zapewnienie odpowiedniej infrastruktury. Drużyny, które zostaną w tyle, przegrają.

Prawie wszystkie stadiony należą u nas do samorządów i kluby muszą płacić co najmniej 1 proc. wartości inwestycji rocznie. To dla nich ogromny wzrost wydatków. Analizowali Państwo niektóre z polskich projektów – jeśli nie cenami biletów, to jak kluby mają utrzymać nowe obiekty? Nie mogę wchodzić w szczegóły projektów, w które byłem zaangażowany, ale z zasady zależy to od części inwestycji, jaką trzeba odzyskać z bieżącej działalności stadionu (dzierżawa, catering, itd.) i która nie jest objęta dofinansowaniem lub np. wpływami z praw sponsorskich do nazwy obiektu. Sytuacja może się znacząco różnić w dużych i małych miastach, w ekstraklasowych i słabszych klubach. Dlatego każdy klub czy miasto powinny mieć dopasowany do swoich potrzeb projekt.

Jeśli chodzi o stadiony Euro 2012, myślę, że ich skala była motywowana głównie przez wymogi Euro 2012 (po początkowych opóźnieniach, by wrócić na właściwe tory), a nie projektowano ich zgodnie z biznesplanem na działanie po Euro – niestety. Jednak państwowe pieniądze pomogły wznieść te stadiony i zapewne pomogą też w ich utrzymaniu.

Czyli dla polskich klubów to lepiej, że miasta są właścicielami stadionów? We Włoszech jest podobnie i największe kluby często próbują uciec od tej sytuacji, budując własne obiekty. Wszystko zależy od relacji między właścicielem a użytkownikiem oraz od kosztów dzierżawy. Czasami klub może lepiej wyjść na nieposiadaniu własnego stadionu. Byłem jednak zaskoczony wielkimi nakładami na niektóre stadiony, jak ten warszawski, który ma marne szanse by kiedykolwiek wyjść na zero bez wsparcia od władz, podobnie jak francuski Stade de France. Stadion potrzebuje użytkownika, który regularnie będzie go dobrze wykorzystywał. tymczasem Stadion Narodowy nie tylko takiego nie ma, ale jest też zdecydowanie przepłacony. 2 miliardy złotych? To ponad dwukrotnie więcej niż kosztował podobnej klasy obiekt we Frankfurcie.

Drużyna narodowa będzie często grała w Warszawie, ale i inne miasta będą chciały organizować jej mecze. To samo z imprezami pozasportowymi. Oczywiście liczba koncertów będzie się zwiększała (w ślad za rozwojem infrastruktury rynek imprez mocno się rozwinie), ale będzie też bardzo mocna konkurencja. Teoretycznie, jeśli Warszawa zażąda pół miliona od organizatorów imprezy by wyjść na swoje, a Chorzów przyjmie ich za 250 tys., na pewno wybiorą śląskie miasto. Pewnie, fani będą mieli trochę gorszy dostęp, ale i tak przyjadą. Konkurencja będzie więc dobra dla organizatorów i widzów, ale nie dla stadionów, które będą musiały podzielić się z innymi tym rosnącym tortem.

Czyli nie ma szans dla Narodowego? Żaden stadion bez klubu nie zarabia? Bez dużej drużyny występującej co sezon 20-30 razy żaden stadion nie może generować zysków. Bez dopłacania z publicznych pieniędzy utrzymanie obiektu będzie niemożliwe. Nawet nowe Wembley sobie nie radzi, a przecież trzeba pamiętać, że Londyn to największy rynek imprez rozrywkowych na świecie. Ciągle są w długach, spłacając stadion tylko dzięki wyprzedaniu z kilkuletnim wyprzedzeniem 20 tys. miejsc biznesowych w „Club Wembley”. Ale wątpię by wiele firm chciało przedłużyć swoje karnety – są strasznie drogie i żadna instytucja nie mogłaby chyba w obecnych warunkach uzasadnić takiego wydatku.

A inne polskie stadiony Euro 2012? Koszty budowy w Polsce są na poziomie Niemiec i Holandii, ale PKB i możliwe wydatki Polaków na stadionach (bilety, catering, itd.) znacznie niższe. Tym trudniej będzie polskim stadionom się dorobić. Dlatego potrzebne są publiczne pieniądze lub wpływy z pozasportowej działalności. Ważne jest zawsze, by kluby nie płaciły za wynajem obiektu więcej, niż mogą udźwignąć, biorąc oczywiście pod uwagę wzrost widowni po otwarciu nowych stadionów. Rozbudowa stadionów i duża pojemność nie może być celem samym w sobie, ma być narzędziem dla osiągania lepszych wyników.

Jednak prawo mówi wyraźnie – co najmniej 1 proc. od wartości. Czyli dla Lechii Gdańsk może to być ponad 8 milionów rocznie. To prawie połowa ich dzisiejszego budżetu. Jak mówiłem, wydaje się, że nie zaplanowano dobrze, co się stanie z tymi stadionami po Euro 2012. Sponsorowane nazwy i inne umowy mogą stanowić dodatkowy przychód, ale drużyna musi odpowiednio korzystać ze stadionu, raczej niż próbować go jakoś utrzymać. Koszty dzierżawy nie powinny przekraczać 30% budżetu klubu, w przeciwnym razie może braknąć pieniędzy na pensje i inne obszary zarządzania. Ta zasada jednak nie zawsze musi mieć zastosowanie – każdy stadion powinien być projektowany na podstawie szacunkowego przyszłego budżetu klubu i jego możliwości finansowych.

Gdyby, odpukać, Lechia czy Śląsk nie mogły utrzymać swoich nowych stadionów - były już takie przypadki w Europie? Oczywiście, w Holandii obserwowaliśmy to po Euro 2000 w Arnhem. Stadion Gelredome był zbyt duży i kosztowny w utrzymaniu [rozsuwany dach, murawa wysuwana na zewnątrz – przyp. red.] dla miejscowego Vitesse, więc klub znalazł się na krawędzi bankructwa i miejscowe władze musiały go ratować. Koniec końców politycy zawsze uratują klub piłkarski przed bankructwem, bo futbol jest zbyt potężny i ważny dla ich wizerunku. Właśnie dlatego niektóre banki nie chcą obsługiwać klubów lub stadionów.

Więcej w Portalu Kibica

Reklama