Gdzie ma grać kadra?

źródło: Legia.com.pl / Życie Warszawy; autor: Michał

Leo Beenhakker woli grać na piłkarskich obiektach, zawodnicy wręcz mówią o stadionie Legii. Dlaczego więc musieli jechać do Bydgoszczy? – Decyzje o lokalizacji trzech pierwszych meczów eliminacyjnych u siebie, z Finlandią, Serbią i Portugalią, zostały podjęte poza mną. Obiecano mi jednak, że będę miał wpływ na lokalizację kolejnych meczów – mówił nam niedawno Beenhakker.

Reklama

Nie był zadowolony, że musi grać z Finami w Bydgoszczy. – Rzeczywiście, nasz selekcjoner nie lubi stadionów z bieżnią lekkoatletyczną. Po meczu nie zgłaszał jednak zastrzeżeń – twierdzi sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina. Piłkarze (np. Jacek Krzynówek) podczas piątkowego treningu w Bydgoszczy narzekali na jakość murawy. Dzień później słyszeli gwizdy pod swoim adresem już po kwadransie. To prawda, że spisywali się katastrofalnie, ale bydgoska publiczność niewiele lepiej.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że początkowo spotkanie z Finami miało się odbyć w Kielcach, na nowym stadionie Kolportera. Dlaczego zatem – na przekór niemal wszystkim w reprezentacji – kazano im grać w Bydgoszczy? – Przyznaję, że mecz miał się odbyć w Kielcach, ale zadecydowała sprawa lotniska. Najbliższe znajduje się w podkrakowskich Balicach, 130 km od Kielc. Finowie nie chcieli jechać tak daleko i musieliśmy zmienić lokalizację – tłumaczy Kręcina. Jest jeszcze nieoficjalna wersja. Podobno całkiem niedawno działacze Kolportera narazili się ważnym ludziom w PZPN. Poszło o jakąś błahą z pozoru wypowiedź kielczan, która została bardzo źle odebrana w siedzibie PZPN na Miodowej.

To bzdura, nic takiego nie miało miejsca – dementuje Zdzisław Kręcina. – Jedynym powodem był wspomniany brak lotniska i odmowa Finów. Beenhakker nie ukrywa, że podoba mu się obiekt poznańskiego Lecha. Doświadczony Jacek Bąk najchętnej grałby na stadionie Legii (co powtórzył przed meczem na zgrupowaniu we Wronkach). Dlaczego tam nie przeniesiono meczu z Finlandią? – Na stadionie Lecha trwają prace remontowe. Czekamy, aż obiekt będzie gotowy. Legia? Warszawiakom powierzyliśmy organizację najbliższego meczu z Serbami. Nie zapomnieliśmy o obiekcie przy Łazienkowskiej. Zresztą Kielc też nie skreślamy. W przyszłym roku odbędzie się tam jedno z naszych spotkań eliminacji mistrzostw Europy. Mam nadzieję, że wówczas rywalom nie będzie przeszkadzać spora odległość od lotniska. Stadion Lecha też bierzemy poważnie pod uwagę – podkreśla sekretarz generalny PZPN.

Zanim do tego dojdzie, temat niewłaściwej lokalizacji meczów kadry powróci już na początku października. Wówczas biało-czerwoni podejmą Portugalię na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Tym samym, na którym zostali fatalnie przyjęci podczas majowego spotkania z Kolumbią (1:2). Polscy kibice przez cały czas skandowali wówczas nazwiska Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego, pominiętych przy ustalaniu składu na mundial, wygwizdując i szydząc z polskich zawodników biegających na boisku. – Pamiętam, że piłkarze mieli wtedy spore pretensje do kibiców, zresztą ze wzajemnością, ale powstrzymajmy emocje. Gdzie mamy grać z tak atrakcyjnym rywalem jak Portugalia? Żaden inny stadion w Polsce nie pomieści 45 tysięcy kibiców. Po prostu nie mieliśmy wyjścia – tłumaczy Kręcina.

Dzisiaj kadra zagra o "być albo nie być" z groźnymi, znacznie lepszymy od Finów, Serbami. Na Legii nie będzie jednak kompletu publiczności. Na wczoraj w kasach sprzedano zaledwie 1 200 biletów. Wejściówki sprzedaje jeszcze PZPN, ale trudno uwierzyć, żeby przy Łazienkowskiej panowała dziś atmosfera podobna do tej z meczu z Walią. PZPN sam sobie zgotował ten los - podyktował ceny biletów, jakby Polska podbiła niemieckie boiska. Tymczasem Polacy zaprezentowali się na mundialu oraz w meczach z Danią i Finlandią jako zespół amatorski. I dostosowane do tego powinny być ceny biletów.

Reklama