Cape Town Stadium: Prawie w raju
Podziwiając ten obiekt można tylko żałować słabej postawy polskiej kadry, która w czerwcu tam nie zagra. Poza zachwytami są jednak problemy – złomiarze okradli stadion tuż po otwarciu...
Jeszcze przed budową mówiło się, że to prawdopodobnie najpiękniejsze położenie dla stadionu na świecie. Między Zatoką Stołową i Górą Stołową, gdzie klimat jest bardzo korzystny, trawy i drzewa zielenieją, a woda ma niepowtarzalny kolor. W dodatku obiekt stoi w głównym miejskim parku, obok częściowo rozebranego Green Point Stadium. By nie zdominować tego prawie rajskiego krajobrazu, władze Kapsztadu zamówiły stadion elegancki i lekki, który wpisze się w otoczenie i miejską tkankę.
Kapsztad a sprawa polska
Włodarze wybrali niemieckich architektów z pracowni GMP, współodpowiedzialnych też za warszawski Stadion Narodowy. Zresztą przekonaliśmy się o tym, kiedy wybuchło w naszym kraju oburzenie, że nasz Narodowy i Green Point Stadium są „bliźniakami”. Padały oskarżenia o klonowanie projektów przez Niemców, ale dziś możemy już zdecydowanie powiedzieć, że różnic jest zdecydowanie więcej niż podobieństw. Do tych drugich zaliczyć należy cenę. Choć pierwotnie Green Point Stadium wyceniono na 385 mln $, skończyło się na znacznym przebiciu tej sumy. Oficjalne dane mówią o wydatku rzędu 600 milionów, czyli ok. 1,8 miliarda złotych. Czyni go to najdroższym, choć zdecydowanie nie największym obiektem Mundialu.
Za te pieniądze mieszkańcy otrzymali stadion zdecydowanie większy od warszawskiego – w szczycie może liczyć nawet 69 070 miejsc. W szczycie, bo na co dzień pojemność będzie mniejsza o 13 tys. – to miejsca tymczasowe, które pojawią się tylko na Mundial 2010 i później podczas największych imprez. GMP zastosowało tu niecodzienne rozwiązanie – w trybunach wzdłuż boiska istnieją dwie wielkie dziury, które w razie potrzeby można w kilka dni zmienić na trybuny. Pod względem samej linii trybun, stadionowi znacznie bliżej do obiektu Benfiki czy Arsenalu, niż do Warszawy. Są tu aż trzy pierścienie trybun, które na najwyższym poziomie falują, by zapewnić widzom optymalną widoczność.
Niewielką wadą z punktu widzenia piłkarskiego kibica jest odległość boiska od trybun za bramkami. Tam bowiem pole gry przedłużono, by zmieściło się jeszcze boisko do rugby. To z kolei skutek zapotrzebowania – piłkarska drużyna Ajax Cape Town nie gromadzi takich tłumów, jak zespoły z Johannesburga.
Fasada oparta o stalowe ramy jest pokryta półprzezroczystym płótnem z pokrytego teflonem włókna szklanego, które otacza stadion i po nocnym podświetleniu rozświetla całość. Co ciekawe, również w dzień ta niby jednolita fasada zmienia barwy, odbijając kolor oświetlenia. Jest więc złocista przy pełnym słońcu, czerwonawa podczas zachodu słońca czy wreszcie niebieska w świetle księżyca Jako ciekawostkę należy podać, że te elementy stadionu montowała polska firma, Mostostal Zabrze.
Bardzo efektowne jest też zadaszenie obiektu, pokryte z zewnątrz przepuszczającym światło szkłem, a od wewnątrz konstrukcję przysłania płótno. Podobnie jak w Warszawie, dach jest tu rozpięty na stalowych linach. Okrągły kształt przekrycia podkreśla oświetlenie murawy – lampy zamontowano na całym obwodzie wewnętrznej krawędzi, tworząc swoisty „krąg ognia”. Wiele z nich nie oświetla w rzeczywistości boiska, a zapalane są jedynie dla stworzenia wrażenia harmonijnego rozświetlania murawy.
Powody do zmartwień
Rozmiary i rozmach obiektu według wielu mieszkańców zdecydowanie przewyższają potrzeby i nie brakuje wizji, że obiekt po czerwcowej imprezie będzie stał najzwyczajniej pusty. Padały już porównania do londyńskiej Millennium Dome – hali, która wymagała przebudowy tuż po otwarciu, żeby przestała przynosić straty. By zapewnić obiektowi dostatek wielkich imprez piłkarskich i kulturalnych, władze Kapsztadu już w 2007 roku zapowiedziały konkurs na prywatnego operatora obiektu. Pod koniec 2008 roku zapadła decyzja – obiektem przez najbliższe 10, a może nawet 30 lat (opcja przedłużenia) zaopiekuje się spółka zarządzająca obecnie francuskim Stade de France. Obiekt nie będzie obciążał samorządu, a 30 proc. zysków ma trafiać do miejscowych władz.
Wydaje się więc, że najważniejszy problem Kapsztad ma już za sobą. Nie brakuje jednak mniejszych, które od samego początku nękają inwestycję. Początkowo stadion miał bardzo wielu przeciwników – a to rozmach, a to lokalizacja. Zawsze coś było nie tak. Nawet podczas wylewania fundamentów część mieszkańców żądała przeniesienia obiektu w inne miejsce. Przy wykopach odnaleziono też ludzkie szczątki, co spowodowało spowolnienie inwestycji. Opóźnień nie brakowało, ale ostatecznie udało się nadgonić harmonogram i stadion otwarto zgodnie z wyznaczonym dwa lata temu terminem, 14. grudnia 2009.
Choć dopiero co otwarty, stadion już został... okradziony. Informowaliśmy, że podobne nieszczęście zdarzyło się tuż po otwarciu stadionu w innym mieście Mistrzostw, Port Elizabeth. Tam rabusie napadli na bar po meczu i ukradli cały utarg, po czym wyszli niezauważeni. W Kapsztadzie to najprawdopodobniej miejscowi złomiarze jeszcze przed oddaniem obiektu rozkradli fragmenty aluminiowych mocowań, przez co rozpięta na fasadzie membrana została uszkodzona przez wiatr. W weekend poprzedzający otwarcie stadionu skradziono też liny i śruby. Za te braki zapłacił wykonawca, który był odpowiedzialny za plac budowy.