Rumunia: Śmiech przez łzy w Aradzie
źródło: ProSport.ro / AradOn.ro / GSP.ro / DigiSport.ro; autor: michał
Nowy stadion powstaje już o 3 lata dłużej niż miał powstawać. Choć inaugurację miała powstrzymać pandemia, to okazała się ona tylko wymówką. Może będzie otwarty w sierpniu. Może...
Reklama
Sadionul Francisc von Neuman w naszej bazie wciąż jest jako istniejący, ponieważ zwykle zachowujemy zburzone stadiony tak długo, aż ich następca zostanie otwarty. Kiedy więc burzono Neumana w 2014 roku, byliśmy nastawieni na zmianę w 2017. Tak przewidywała umowa na budowę nowego obiektu dla 12 584 osób.
Czekali, czekali, aż się włamali
Problem w tym, że prace bardzo szybko stanęły w miejscu, a firma Tehnodomus zamiast dojść do 90% realizacji w 2017 roku, doszła do 70% realizacji w 2019. Ot, przestawione liczby. Nic dziwnego, że ogólnokrajowe media w Rumunii – jak ProSport – zaczęły spekulować, że Arad idzie na rekord w dziedzinie „najdłużej budowany mały stadion”.
W końcu Arad był jednym z kilku pierwszych miast Rumunii zaczynających budowę, a nawet w skandalicznie opóźnionym Târgu Jiu udało się skończyć już rok temu. Tymczasem w Aradzie ostatni oficjalny termin inauguracji minął w kwietniu. Oficjalnie nie dało się go dotrzymać z powodu pandemii, tyle że to nieprawda, bo do dziś nie jest gotowy. Ultrasi mieli tak dość czekania – w połączeniu z uziemieniem z powodu koronawirusa – że 23 maja włamali się na stadion, zrobili oprawę z pirotechniką i wywiesili flagę „Nas nie powstrzymacie”.
Śmiać się czy płakać?
Budowa nie jest ukończona, bo choć wykonawca przekazał obiekt miastu, to brakuje wielu elementów. Co, zresztą, wywołuje ogrom frustracji, ale i śmiech u miejscowych. Od niemal roku mogą patrzeć na prawie gotowy stadion, ale to „prawie” uporczywie trwa.
Powstały, dla przykładu, kasy, do których nie ma jak dojść – chodnik prowadzi do betonowej frontowej ściany, a okienka są po bokach. Nieduży parking dla 300 aut i 20 autobusów w ogóle nie powstał (nie został ujęty w umowie), a telebimy co prawda przyjechały, ale... podobno są za ciężkie, by zawiesić je pod dachem. Trzeba je więc stawiać w narożnikach, tyle że narożniki są zajęte przez masywne łuki podtrzymujące dach.
Nawet murawa, która jeszcze w kwietniu była wysokiej jakości, dziś jest już przepalona od słońca i nie wiadomo, czy uda się ją doprowadzić do porządku. Dla gospodarzy z UTA Arad to nie jedyny problem do rozwiązania, ponieważ na obiekcie nie przewidziano miejsca dla ich sklepu klubowego, pubu czy innych funkcji. Lokalni dziennikarze z AradOn.ro naliczyli, że minihotel z 23 pokojami ma tak naprawdę 13 pokoi. Ba, kiedy na budowie pojawił się trener UTA, dowiedział się, że nie ma w planie biura dla niego, ale „coś się wymyśli”.
A to tylko problemy z gatunku komicznych, możliwych do poprawy. Do nich dochodzą zmiany optymalizacyjne, przez które wyjściowa koncepcja straciła niemal wszystkie swoje zalety. Choć w Aradzie zaprojektowano stadion bez narożników, to trybuny miały być obudowane membraną (jak widać na wizualizacji poniżej), by chronić widzów przed deszczem i wiatrem. Membrany jednak nie ma, wyrzucono ją w ramach cięć. Nie tylko z fasad, ale i z dachu, który tradycyjnie pokryła blacha trapezowa. Stadion jest więc formalnie w pełni zadaszony, ale realna ochrona widzów i komfort spadły względem planu.
A mimo to, mimo wielu opóźnień i fuszerek, stadion zdołał podrożeć o niemal 100% względem wyjściowych szacunków. Miało być ok. 32 mln lejów, a jest już prawie 68 milionów (14 mln €). W związku z czym jeden z radnych w ostatnich dniach zażądał wyciągnięcia odpowiedzialności od winnych, wskazując na ponad 300 błędów lub nieregularności w inwestycji.
Reklama