Zapominając na chwilę o haniebnych opóźnieniach, nie sposób nie kibicować Orłowi Łódź i wykonawcy, którzy walczą codziennie, by jednak zdążyć z otwarciem stadionu przed niedzielnym otwarciem.

Budowa stadionu żużlowego dla Orła Łódź już na pewno nie zakończy się na czas, potrwa jeszcze co najmniej parę tygodni. Ale wciąż jest szansa, by obiekt był oddany widzom na czas, a to jest w tej chwili najważniejsze. W niedzielę o 14:30 mają się odbyć pierwsze zawody z udziałem – być może – aż 10 tysięcy widzów.

By tak się stało, w ostatnich dniach sam prezes firmy wykonawczej Molewski zabrał się do pracy na miejscu. Brakuje całkiem sporo. Nie jest ukończony dach, w wielkim pośpiechu montowane są barierki i wygrodzenia, a wykończone na niedzielę będą tylko niektóre pomieszczenia.

© UM Łódź

Zresztą, by je wykończyć Orzeł Łódź wezwał już po raz drugi kibiców, by w środę przyszli na budowę. Pora jest bez znaczenia, ponieważ prace trwają nieprzerwanie przez cały dzień i zawsze przydadzą się dodatkowe ręce. O przyjście proszeni są zwłaszcza łodzianie z doświadczeniem w malowaniu ścian, ponieważ ich miejscem pracy byłoby wnętrze stadionu.

Optymistyczny scenariusz zakłada, że opóźniony o ponad 10 miesięcy obiekt otrzyma zgodę na użytkowanie w czwartek, a do piątku będzie wykańczany, by na niedzielę – choć z niedoróbkami – był gotowy na kibiców. O tor żużlowy nie ma obaw, są za to o bezpieczeństwo w strefie dla widzów. Trwają już odbiory służb i miasto ma nadzieję, że zakończą się pomyślnie.

– Nie szukajmy dziury w całym. Mówmy, że jedziemy i zróbmy wszystko, by tak się stało. Do ideału brakuje nam dwóch tygodni, ale mam nadzieję, że kibice wybaczą drobne niedociągnięcia i zapełnią stadion. W niedługim czasie postaramy się, żeby wszystkie mankamenty zostały usunięte. Takie prawdziwe otwarcie chcielibyśmy zrobić we wrześniu, kiedy będziemy jechać w finale – podsumował w poniedziałek prezes Orła Witold Skrzydlewski.